Tydzień subiektywny - odc. 36
- Nieźle się nasz naród (może jego połowa) ponaigrywał z zamachu stanu jaki został ogłoszony przez Bogdana Święczkowskiego, a wymyślony pewnie przez kogoś innego. Zaczęły się pytania o czołgi, wojsko itd. Niby śmieszne. Ale właściwie w ogóle. Bo z taką wizją PiS dociera do swoich wyborców a ci bezrefleksyjnie te zdania łykają i powtarzają jak paski w dawnej TVP Info.
Łykają i powielają jako stan faktyczny. Tak rodzi się nienawiść do przeciwników politycznych, osławiony już „hejt” w sieci, który może się źle skończyć. Rów między zwolennikami dwóch stron sceny politycznej jest już tak głęboki, że nie zasypiemy go w jednym pokoleniu. Bo nawet nie ZACZĘLIŚMY zasypywać. I to jest chyba najgorsze co zrobił i robi PiS. Bo to, że nakradł to jedno – rozliczenia trwają, winni trafią za kraty i tyle. Ale tej wyrwy w narodzie nie zlikwidujemy. Rana jest zbyt głęboka, jak po seppuku.
O tym, że teza o zamachu jest niebezpieczna niech świadczą słowa jednego z profesorów dotyczących reakcji na nią Donalda Tuska. Premier ją wyśmiał grając w pingponga. I to była według profesora reakcja nieodpowiednia. Powinien podejść poważnie. A ja pytam zupełnie poważnie: jak można do tego podejść poważnie? I tak podchodzimy zbyt poważnie do zbyt wielu kwestii podnoszonych przez PiS. Pomijam fakt, że nawet słowo „zamach” w ich ustach brzmi groteskowo.
***
- Programu gospodarczego, który przedstawił Donald Tusk nie chcę oceniać, bo nie czuję się kompetentny. Są od tego specjaliści, ekonomiści, broń boże politycy, bo wśród nich znających się na rzeczy jest zapewne co najwyżej kilku. Zresztą komentarze polityków i ich role są już dawno rozpisane na każdą sytuację w myśl zasady „nikt nie wmówi nam, że czarne jest czarne a białe jest białe”…zwłaszcza jeśli wmawia Tusk. Gdyby w poniedziałek rano (przed wystąpieniem premiera) ktoś zapytał polityka PiSu co o nim myśli, ten z pewnością odpowiedziałby, że było to złe, złe i jeszcze raz złe. Z taką opinią polityk PiSu nie musi czekać na zakończenie prezentacji programu. Zresztą podobnie jest z drugą stroną. Dlatego polityków nie warto pytać, wszystko jest jasne. Do tego stopnia jasne, że kiedy Tusk mówi stop przymusowej migracji do naszego kraju, Nawrocki twierdzi, że Tusk na wszystko się zgodził. I trzyma się tego bezmyślnie, bo tak trzeba.
Nie jestem natomiast przekonany do udziału w tym programie Rafała Brzoski. Biznesmeni, nawet jeśli fantastyczni i z sukcesami, najczęściej myślą o własnej korzyści. Tak jak nieufnie patrzę na udział miliarderów we władzy Trumpa, tak teraz mam wątpliwości dotyczące Brzoski i polskiego rządu. Ale mogę się mylić. Zresztą sam Brzoska stwierdził, że większość jego pomysłów Tuskowi się nie spodoba. I jak mniemam premier ich nie przyjmie, nie weźmie wszystkiego tylko dlatego, że tak powiedział szef InPostu.
***
- Czasem zabieram Was do kina. Tym razem na „It Ends With Us”. Przeczytałem fatalną recenzję tego filmu i zacząłem się zastanawiać co jest ze mną nie tak. Bo tak naprawdę recenzent mógł mieć rację ale kiedy nie zwraca się uwagi na te szczegóły o których pisze, można być filmem zauroczonym. Tym bardziej, że gra w nim Blake Lively. Nie będę kadził, że traktuje on o ważnym problemie przemocy domowej, bo jeśli z takim nastawieniem go włączycie to zawód będzie srogi. Ale prawdą jest, że o przemoc domową jednak w nim chodzi. I o dylematy. I o przeszłość głównej bohaterki. I o miłość rodzicielską. Dobrze się ogląda i ściska gardło. Choć to żadne ambitne kino.
***
- Świat się kończy skoro przekonałem się do słuchania audiobooków. Uciekałem od tego bardzo skutecznie do tej pory, bo czytanie (czyt. CZYTANIE) uważam za rzecz świętą. Sam nagrałem około dziesięciu audiobooków, ale pierwszą lekturę dźwiękową zaliczyłem dopiero jakieś trzy tygodnie temu. Uległem naciskom świata i opowieściom wydawnictwa, z którym właśnie wydaję książkę (również audiobooka). Trudno było się przyzwyczaić, ale kiedy już przyzwyczaiłem się do głosów (pierwsze na liście było słuchowisko), przebrnąłem z godnością 😊
Całe życie pracuję głosem, całe życie też zwracam uwagę na to jak ludzkość pisze, mówi, jak akcentuje i jakich słów używa. I sądziłem, że audiobook będzie dla mnie trudnym wyzwaniem. Ale nie jest źle. Można z tym żyć.
No dobra, żartuję. Audiobook to świetna sprawa dla wszystkich tych, którzy na CZYTANIE nie mają czasu, a wieczorem w łóżku zasypiają na trzeciej stronie. Dzięki audiobookom „przeczytałem” przez dwa tygodnie trzy książki. To dość dobry wynik przy moim trybie życia.
***
- Słuchałem nawet jeżdżąc na nartach. Oby tylko teraz Filip Kosior (lektor) nie kojarzył mi się z szusowaniem 😊
No właśnie. Dwa lata przerwy od nart. Powody były różne, na szczęście nie zdrowotne. Ale wiem już że szkoda czasu na takie przerwy od jednej z najprzyjemniejszych dyscyplin sportowych.
Nie wiem jakie Wy, drodzy czytelnicy, macie wspomnienia narciarskie, ale ja nie ukrywam, że dla mnie to historia mojego życia. Od jazdy w dzieciństwie z kolegami na górce, którą nazywaliśmy „Staniowa” (od Stanisława – właściciela tego pola). Tam budowaliśmy ze śniegu, którego zawsze było pod dostatkiem (nie pamiętam zimy bez śniegu), skocznie i skakaliśmy udając Jensa Weissfloga czy Mattiego Nykaenena. Mały na nasze skakanie się nie załapał. Mieliśmy wtedy straszne narty, drewniane, takie, które przy każdym „telemarku” rozwarstwiały się. Potem były wycieczki do znajomego stolarza, a narty śmierdziały klejem.
Wycieczki na prawdziwe stoki narciarskie zaczęły się w końcówce podstawówki. To już była poważna sprawa. Orczyk na Soszowie (Wisła) był początkowo problemem, ale dzieci szybko łapią. Kolejne lata to kolejne góry, głównie polskie, z czasem też Dolomity, Alpy, nawet jakieś małe pagórki w Finlandii.
I jeździłem tak na szczawnickiej Palenicy i myślałem o tym, że narty są ze mną dłużej niż cokolwiek. Jak piłka czy rakietka badmintonowa.
cdn. za tydzień
Trwa ładowanie...