Tydzień subiektywny - odc. 37
- Nie przesadzę jeśli napiszę, że Konferencja Bezpieczeństwa w Monachium była wydarzeniem historycznym. Zresztą nie tylko ja tak uważam. Ci, którzy choć trochę przyglądali się temu wydarzeniu lub słuchali części wystąpień nie mogą mieć wątpliwości, że świat zmienił się wraz z objęciem władzy w USA przez Donalda Trumpa. I przez jego administrację oczywiście, bo mam wrażenie, że to właśnie ona w tej chwili gra pierwsze skrzypce a przynajmniej te grające najgłośniej. Ale brzmienie tych skrzypiec nie jest przyjemny dla ucha.
My Polacy, my jako Polska i tak jesteśmy w najlepszej sytuacji spośród państw europejskich, bo USA doceniają nasze 5% PKB na obronność. Ale nikt nie ma pewności czy to nie jest jedynie takie czcze gadanie. Znacząca jest wizyta Pete’a Hegsetha w Polsce, ale wolałbym jej nie przeceniać. Ta wizyta i tak toczyła się w cieniu wydarzeń monachijskich, zwłaszcza wystąpienia wiceprezydenta USA. J.D. Vance czyli James David Vance. O ile można zrozumieć nieustające wytykanie niskich nakładów na obronność, o tyle upominanie Europy, że „idzie w złym kierunku” wydaje się być nie na miejscu. Vance brzmiał jak nauczyciel mówiący do uczniów podczas lekcji etyki. Cała administracja przyjęła taką taktykę lekceważenia wszystkich wokół przy jednoczesnym przekonaniu o własnej nieomylności.
Donald Trump nie chce Europy przy stole negocjacyjnym. O pokoju i jego warunkach mają decydować USA, Rosja i – ewentualnie – Ukraina. Europa ma przyjąć rolę konsultacyjną. Rozumiem tę koncepcję ale się z nią nie zgadzam. Rozumiem ją, bo widzę Trumpa na scenie politycznej od dziesięciu lat. Jest wielbicielem władzy, niekoniecznie demokratycznej. Rozmawia z przywódcami, nawet jeśli są dyktatorami. Putin mu imponuje. Dlatego właśnie przy stole, który sam organizuje nie przewidział miejsca dla Europy. Europa bowiem nie ma jednego przywódcy, takiego, którego uznałyby wszystkie państwa członkowskie. Takiego, którego działalność i decyzje byłyby akceptowane przez całą Unię. Trumpowi nie chce się czekać aż kilku polityków europejskich przyjmie jakieś stanowisko. Poza tym twierdzi, że Europa jest słaba.
To jest akurat prawda. To znaczy nie jest słaba, ale jest słabsza niż mogłaby być, gdyby nie była rozpieszczona dziesiątkami lat dobrobytu, spokojem i pokojem, przekonaniem, że nigdy już na Starym Kontynencie nie będzie wojny.
Napięcie z jakim mamy teraz do czynienia jest znaczące – nikt nie wie co naprawdę ma w głowie Putin. Ale pamiętać należy, ze takich momentów pełnych napięcia był po II wojnie światowej co najmniej kilka. Tylko już o nich nie pamiętamy. W 1961 roku po powstaniu muru berlińskiego przez kilka dni naprzeciwko siebie stały, gotowe do starcia czołgi amerykańskie i sowieckie. Równie niepokojący był kryzys kubański, Wietnam czy Afganistan. W latach 80 mieliśmy wyścig zbrojeń zakończony dopiero przez Michaiła Gorbaczowa. Wtedy udało się uniknąć pełnoskalowej wojny, teraz jednak wojna TRWA.
Wszystko co w najbliższym czasie się stanie w kontekście pokoju w Ukrainie porównywane będzie do konferencji w Jałcie. Jeszcze nie wiadomo czy słusznie. Ale muszę tu przytoczyć, choć nie dosłownie, jeden z artykułów, który wpadł mi w ręce. Konferencja jałtańska, na której ustalono nowe granice Rzeczpospolitej Polskiej, w pewnym sensie uchroniła nas przed tragedią. Dzięki przesunięciu granic Polski na zachód, oddaliliśmy się też od Rosji, co spowodowało mniejsze zagrożenie atakiem Rosji, z jakim teraz do czynienia ma Ukraina. Ciekawa teza.
***
- Pracuję w telewizji od 2001 roku. Rozumiem mechanizmy, widzę też jak zmieniają się media i jak zmienia się odbiorca. Jestem też świadomy, że dzisiejszy odbiorca jest poniekąd wychowankiem telewizji komercyjnych, w największym stopniu TVN24. To dzięki niej również (a może PRZEZ nią) zmienili się też politycy, poczuli się celebrytami, poczuli się ważni i nieomylni. Jestem też świadomy, że najlepiej „sprzedaje się” kontrowersja.
I przy pełnej świadomości tych zjawisk trudno mi się pogodzić z niektórymi wyborami. I w pełni rozumiem oburzenie Tomasza Siemoniaka na fakt przerwania rozmowy z nim tylko po to, by pokazać wychodzącego z londyńskiego aresztu Michała K. Siemoniak mówił o sprawach poważnych, dotyczących kwestii bezpieczeństwa, Michał K. jest oskarżonym o oszustwa i malwersacje finansowe. Należy jednak wyważyć co na ten moment było istotniejsze.
Współczuję Monice Olejnik, bo jako prezenter wiem, że to nie ona podjęła decyzję (znam te mechanizmy), jednak jej „ale zostaje pan?” zazgrzytało mi w uszach okrutnie.
Cieszę się, że kiedy transmitowaliśmy w TVP Info szopkę Zbigniewa Ziobry, nie mieliśmy podobnego dylematu. Poza tym Ziobro to jednak inny kaliber niż Michał K., choć oskarżenia podobne.
***
- Przysłowiowe „czarne chmury” zbierają się na Radosławem Piesiewiczem od dawna. Prezes PKOl stara się trzymać dzielnie ale nie zauważa, że to wszystko staje się już nieco groteskowe. Najbardziej to, że zaproponował członkowsko w MKOl Andrzejowi Dudzie. Lizusostwo w czystej postaci. Z PKOlem walczy jak może Sławomir Nitras, czyli minister sportu i tej walki mają już dosyć związki sportowe, bo to odbija się na ich pracy, ich finansach i wizerunkach. A wbrew pozorom działacze chcieliby spokojnie pracować. Napisali więc list do prezesa, w którym wzywają do abdykacji, czyli podania się do dymisji. W odpowiedzi Piesiewicz przeniósł zaplanowane na 24 lutego zarząd PKOlu i zaczął zapraszać do siebie prezesów poszczególnych związków na konsultację i „wyjaśnienie wątpliwości”. Tak jakby nie mógł tego zrobić na jednym spotkaniu ze wszystkimi. Rodzi to podejrzenie, że to chęć wpłynięcia na wynik ewentualnego głosowania nad odwołaniem prezesa.
Ciekaw jestem ostatecznego rezultatu. Zamawiam popcorn.
***
- Bez popcornu obejrzałem historię Amy Winehouse. Niegdyś dokument Asifa Kapadii, który zasłynął również filmami o Diego Maradonie, Ronaldo i Ayrtonie Sennie. Jego „Amy” z 2015 roku został skrytykowany za to, że skupiał się tylko na bólu głównej bohaterki. W 2024 roku powstał film fabularny, który z kolei został określony mianem laurki. Trudno dogodzić.
Prawda jest taka, że Amy Winehouse miała na tyle złożoną osobowość, że trudno przedstawić ją całą w jednym filmie, zachowując przy tym wszelkie proporcje. Z jednej strony fantastyczna piosenkarka, z drugiej kobieta/dziewczyna pragnąca miłości, z trzeciej człowiek bardzo łatwo ulegający nałogom. Nie da się tego wszystkiego pokazać bez uszczerbku. Zawsze czegoś będzie brakować. „Back To Black. Historia Amy Winehouse”
***
- Sentymentalna podróż urządziła mi się przypadkiem w ubiegłym tygodniu. Mogłaby nią być książka, na której premierze miałem przyjemność być. To książka o Warszawie. Kilkanaście opowiadań, których wspólnym mianownikiem jest stolica. Jeszcze jej nie przeczytałem, ale czuję gdzieś wewnątrz siebie, że mnie porwie. Tak jak porwał mnie po raz kolejny Grzegorz Kapla – jej autor. Człowiek o niezwykłej inteligencji, wiedzy i umiejętności opowiadania o tym co napisał. Słuchać go to niezwykła przyjemność.
„Miasto moje, a w nim”, taki tytuł nosi ta opowieść.
I przy tej okazji doszło do spotkania stulecia. Spotkało się bowiem trzech byłych dziennikarzy sportowych: Grzegorz Kalinowski. Sergiusz Ryczel i ja. Połączyła nas stacja TVN24, rozdzieliła inna – Canal Plus. Grzesiek odszedł sam kiedy poczuł, że chce w życiu robić coś innego. Jest teraz pisarzem. Sergiusza zwolniono jakieś trzy lata temu. Prowadzi szkolenia i uczy autoprezentacji. Mnie Canal Plus zwolnił w 2023 roku. Nie jestem już dziennikarzem sportowym. A może trafniej byłoby napisać: nie praktykujemy już tego zawodu. Z Sergiuszem spotykamy się co jakiś czas, Grześka nie widziałem na żywo ponad dziesięć lat. Nigdy nie było między nami większych nieporozumień, żadnych scysji. Zawsze szacunek i sympatia. Aż trudno w to uwierzyć, ale prawie cały zespół taki mieliśmy. Najpierw w TVN24, potem nSport i jesz przez chwilę w Canal Plus Sport. Teraz już tego zespołu nie ma, rozpierzchliśmy się. Zostały wspomnienia.
cdn. za tydzień
Jeśli uważasz, że tekst zasłużył na docenienie...
Trwa ładowanie...