Oszuści medyczni żerują na chorych, zdesperowanych ludziach

Obrazek posta

Obejrzałam Ocet jabłkowy i się poryczałam. Ale nie tylko dlatego, że jest tam kilka historii tragicznych. Po seansie wyłam z poczucia niesprawiedliwości.

Żyjemy w świecie, w którym oszustka udająca ciężko chorą na śmiertelnego raka sprzedaje ludziom przepisy na „ozdrowienie”, robi zbiórki na realnie chore dzieci i zebrane pieniądze wydaje na swój luksusowy dom, podróże i ubrania, a gdy wszystko wychodzi – przez chwilę dalej robi karierę na fali zasięgów.

Jej ofiary cierpią lub nie żyją, bo naprawdę miały raka, a nie tylko go udawały, by sprzedawać innym swoje produkty zamiast leczenia.

Ta oszustka nigdy nie musiała nawet przeprosić za swoje działania. Nie zapłaciła też nałożonych na nią kar, mimo luksusowych podróży i ubrań, które dalej kupowała.Tyle. Taka to sprawiedliwość.

Ci wszyscy oszuści, którzy zapewniają, że wyleczą raka płynem Lugola, prądem, plasterkami z komórkami macierzystymi, ziołami; ci z własnymi sklepami z suplementami, które wyleczą nieuleczalne i podniosą na nogi z wózka, ale trzeba je kupować kilogramami i brać garściami do końca życia całą rodziną, by szarlatani mieli większe zyski; ci, którzy zniechęcają do biopsji czy chemioterapii i realnego leczenia – to są potencjalni zabójcy.

Zarabiają na tym tysiące, a nawet miliony. Tyle warte jest dla nich życie ludzi, których narażają, a czasem zabijają.

Olbrzymia większość nigdy za to nie odpowie.

Moim zdaniem kupczenie życiem ludzi i narażanie go dla zysków swojego scamerskiego biznesu to usiłowanie zabójstwa.

Ostatnio w mediach zrobiło się głośno o Oskarze D. Był zapraszany na konferencje naturopatów, pojawił się na okładce magazynu „Harmonia”, prowadził podcast z dwoma innymi „specjalistami”, chętnie pozował obok innych uznanych naturopatów. Jego ofiary długo milczały – nie miały zasięgów, a środowisko altmedu wzmagało w nich poczucie winy, bo to na pewno one coś źle zrobiły, a nie oszust je oszukał. Jedna nie mogła opowiedzieć swojej historii – nie żyje. Ludzie obnażający jego dezinformację byli przez niego straszeni pozwami, a on był uwielbiany i zdobywał coraz większe zasięgi przyciągające podobnych szarlatanów, którzy chętnie wchodzili z nim we współpracę.

Teraz wszyscy się od niego odcinają – już się nie opłaca. Ale takich oszustów jak Oskar D. są w Polsce dziesiątki. I mimo iż kolejne ich ofiary trafiają w okropnym stanie do szpitali – oni żyją spokojnie. I nawet gdy jakimś cudem pójdą do aresztu czy więzienia – to wyjdą z niego i będą żyć lepiej niż którakolwiek z ich ofiar. Niektóre już nie żyją, inne cierpią przez ich techniki, przez zniechęcanie do skutecznego leczenia, „alternatywne metody”, drogie suplementy i brak pomocy medycznej na czas.

Ale co się dziwić? Człowiek, który wykorzystywał nieuleczalnie chore dzieci do zarabiania i obiecywał ich wyzdrowienie, zdzierając kasę z ich rodziców – jest teraz politykiem w partii, która ma prawo i sprawiedliwość na sztandarach i wypowiada się jako przedstawiciel społeczeństwa. Czyj to przedstawiciel? Hien żerujących na tragediach chorych dzieci? Tacy ludzie powinni siedzieć za kratami, a nie w Sejmie.

Czy dla Oskara D. też znajdzie się miejsce w ławie sejmowej? Czy przyjmie go Prawo i Sprawiedliwość?

Widzą klienta w chorym człowieku

Gdy tylko napisałam, że mam endometriozę – zgłosili się do mnie oszuści. Deklarowali, że zapewnią mi ciążę, a lekarze niezbyt wiedzą, co robią. Podsuwali swoje produkty, zachęcali do dołączania do ich piramid finansowych (nazywanych przez nich MLM-ami, bo przecież piramidy są nielegalne).

Nie mieli podstawowej wiedzy o zdrowiu i odżywianiu – jeden nie rozumiał nawet, co to węglowodany, chociaż przekonywał do diety bez węglowodanów, czyli z samymi warzywami i ryżem (które oczywiście mają węglowodany). Często na pytanie o badania potwierdzające ich słowa twierdzili, że badania naukowe są kupowane przez Big Pharmę i dlatego oni nie mają dowodów – bo „systemowi” to się nie opłaca.

U każdego te same wyuczone formułki – pozwalają manipulować zdesperowanymi ludźmi i korzystać z ich zagubienia.

Ale co się dziwić? Publiczna ochrona zdrowia jest mało dostępna dla większości chorych. Bywa mało skuteczna bez worka pieniędzy. Na diagnozę endometriozy czeka się średnio 7-12 lat. To lata niewyobrażalnego bólu, kolejek do kolejnych specjalistów, rozczarowania lekarzami, którzy ignorują podstawowe objawy, i pogłębiania się choroby, która może doprowadzić do niepłodności.

Mnie doprowadziła. Niedawno utraciłam ciążę na bardzo wczesnym etapie. Nie umiem wyrazić swojego bólu i wściekłości - także na ochronę zdrowia, która latami bagatelizowała poważną przewlekłą chorobę, pozwalając jej się rozwijać.

Po takich doświadczeniach ludzie nie ufają lekarzom. Szukają alternatyw. A na tym żerują oszuści. Błędne koło.

Oszuści medyczni to zwykłe hieny czerpiące zyski z desperacji chorych ludzi i ich rozczarowania ochroną zdrowia, rzucające wciąż tymi samymi frazesami o byciu wykluczonym i niewygodnym dla „systemu”, byle zarobić na czyimś dramacie.

Widzą chorą osobę – i rzucają się, by wyżebrać od niej pieniądze przez dawanie fałszywej nadziei i żerowanie na jej tragedii.

A to w najlepszym razie może skończyć się utratą pieniędzy i czasu. W najgorszym - zdrowia i życia.

 

 

Zobacz również

Historia odzyskiwania i tracenia głosu
"Miłość bliźniego" pro-life, czyli poniżanie kobiety starającej się o ciążę
Mam endometriozę

Komentarze (0)

Trwa ładowanie...