Sławomir Mentzen nazywa gwałt "jakąś nieprzyjemnością" i postuluje karanie ofiar gwałtu. "Źle by się czuł", gdyby ofiara gwałtu przerwała ciążę. A co z uczuciami ofiary?

Obrazek posta

Sławomir Mentzen został zapytany o to, co by zrobił, gdyby córka jego brata została wykorzystana przez pe**fila i zaszła w ciążę.

Nie miałby dla niej litości. Uważa, że trzeba byłoby donosić ciążę i urodzić dziecko.

Kazałby zgwałconemu dziecku przez 9 miesięcy nosić płód pe**fila, po czym zmusiłby dziecko do porodu dziecka?

To są tortury wobec dzieci i wszystkich ofiar przemocy.

— Nie wolno zabijać niewinnych dzieci, nawet jeżeli to dziecko wiąże się z jakąś nieprzyjemnością — mówił, nazywając gwałt „jakąś nieprzyjemnością”.

Dziecko przymuszone do noszenia ciąży swojego oprawcy może umrzeć. Ale widocznie żyjące dzieci nieszczególnie obchodzą Mentzena.

Większość aborcji po gwałcie odbywa się poza systemem. Mentzen podkreśla, że to jeden przypadek rocznie. Oficjalnie - tak. Ale realnie to znacznie więcej.

Dlaczego?

Oficjalna droga do aborcji po gwałcie dla wielu ofiar jest fizycznie niemożliwa: nie zdążą jej zrobić, bo załatwianie jej w prokuraturze i szpitalach trwa, a czasem jest celowo przedłużane. Ofiara jest odsyłana z miejsca w miejsce, mija czas.

Nie każda osoba w silnej traumie od razu zauważy, że jest w ciąży.

Nie każda może zgłosić sprawę gwałtu, bo boi się zemsty oprawcy - a do aborcji trzeba otrzymać potwierdzenie od prokuratora o prawdopodobieństwie gwałtu. W tym czasie ofiara może być zastraszana czy manipulowana do wycofania się - zwłaszcza gdy zna gwałciciela (czyli większość spraw przemocy).

Może też doświadczać wyparcia i nie przyjmować do siebie tego, co się zdarzyło. To mechanizm obronny.

Do tego dochodzi system, w którym organy ścigania bywają indolentne, ignorują dowody, nie prowadzą rzetelnie śledztw albo automatycznie odbierają wiarygodność pokrzywdzonym, więc sprawy są umarzane i wykorzystywane przeciwko ofiarom.

Czasem Sąd Najwyższy przywróci taką sprawę (jak w przypadku Katarzyny, którą nagłaśniałam). Ale do tego trzeba mieć mnóstwo sił, by walczyć. W przypadku traumy nie zawsze się je ma. Takie sprawy czasem trwają latami. Lata rozdrapywania ran.

Osoby pokrzywdzone są poniżane i pozbawiane prywatności. Czasem czują, jakby to one były oskarżone. Zdarza się, że są - jeśli sprawca oskarży je, że powiedziały o przemocy. Wtedy nie obowiązuje ich ochrona ofiar, także jeśli sprawa gwałtu wciąż trwa.

Osoby po przemocy nie wierzą w skuteczność wymiaru sprawiedliwości. I mają do tego mocne podstawy.

Dlatego jest tylko jeden przypadek aborcji po gwałcie rocznie. Bo ofiary wiedzą, że to one najdotkliwiej odpowiedzą za powiedzenie prawdy, nie ich oprawca. A szanse, że zdążą usunąć ciążę w ramach systemu są i tak bliskie zeru.

Nie decydują się ryzykować życiem, by urealnić statystyki.

Społeczeństwo ma chronić ofiary, a nie one nas przed konfrontacją z rzeczywistością. A rzeczywistość jest taka, że ofiary mają przerąbane, a kolejny polityk roztacza wizje tortur, które chce im zgotować.

 

 

 

polityka prawa kobiet prawa reprodukcyjne kobiety wybory prezydenckie

Zobacz również

"Miłość bliźniego" pro-life, czyli poniżanie kobiety starającej się o ciążę
Ofiary gwałtów w Polsce potrzebują pomocy. Szczucie na imigrantów i zakaz aborcji im jej n...
Osiem tysięcy gróźb śmierci za postulat dostępnych podpasek

Komentarze (0)

Trwa ładowanie...