DZIECKO WYWIEZIONE

Obrazek posta

O Magdzie i jej dzieciach pierwszy raz napisałam w maju ubiegłego roku: https://patronite.pl/post/64203/usta-prawdy

Kilka dni temu odebrałam od niej wiadomość. Było po północy. 

"Pani Izo, stała się tragedia" - napisała. 

Ojciec podstępem zabrał ze szkoły syna na oczach kuratorów i i nauczycieli i chce go wywieźć do Irlandii. Matka szuka go po całym Wrocławiu. W końcu Sąd Rejonowy dla Wrocławia Krzyków wczoraj, 7 kwietnia, po wielokrotnych błaganiach Magdy wysłał do Komendy Policji przy ulicy Ślężnej pismo, w którym zwraca się o ustalenie adresu ojca. 

"Sprawa pilna - czytam. - Zagrożone jest dobro małoletniego dziecka".

"Żadnych reakcji ojca na moje błaganie o kontakt z synem" - pisze do mnie kobieta. "Nie wychodzę z policji, sądów, walczę na oślep, nie jem, nie śpię. Córka nie opuszcza domu, odmawia psychiatry. Cała rodzina funkcjonuje w stanie głębokiej żałoby".

***

Dramat Magdy i jej dzieci zaczął się w Irlandii:

- Kiedy byliśmy małżeństwem i urodziło się pierwsze nasze dziecko, córka, mąż oświadczył mi, że dziecko to jest moja sprawa i nie dokładał ani grosza do jego utrzymania. Jak szłam do sklepu i kupowałam rzeczy dla córki, w tym jedzenie, to na rachunku potrafił zakreślić każdą małą bułeczkę i kazać sobie oddać pieniądze.

Kupowałam ubranka, leki i wszystko co jest związane z wyprawką dla małego dziecka i już wtedy czułam, że coś jest nie tak. Mówił, że dostaję dofinansowanie na dziecko, więc powinno mi wystarczyć. To dofinansowanie było bardzo małe, tak jak w Polsce 800 +.Po porodzie słyszałam, że wyglądam jak świnia, że jestem debilem i tłukiem, jak przestawiłam coś nie tak w lodówce, albo wzięłam nie tego pomidora.

Jak córka miała dwa i pół roku okazało się, że cierpi na tak zwaną małopłytkowość samoistną. Nagle spadały jej płytki krwi i to mógł być stan, który zagrażał życiu. W szpitalu nie chciano jej podać transfuzji monoglobulin, chociaż trzeba to zrobić w sytuacji, kiedy dziecko ma 10 tysięcy płytek krwi, a norma jest 160 tysięcy. Ale w Irlandii stwierdzili, że mamy z nią przyjechać dopiero wtedy, kiedy dziecko się będzie wykrwawiało. Kiedyś Irlandia podawała monoglobuliny, ale ponieważ to jest cena samochodu to sąd stwierdzili, że wstrzymują podawanie.

Mąż nie za bardzo chciał nas puścić do Polski, uznał, że może ja sobie to wszystko wymyśliłam. Poza tym mówił: chcesz ją leczyć to płać.

Wtedy po raz pierwszy uderzył mnie na oczach córki.

Ona strasznie płakała.

Tym uderzeniem rozciął mi ucho, które straszliwie krwawiło. Ale wtedy sam się przestraszył. Przepraszał i obiecywał poprawę. Faktycznie tak się stało, a ja – kochająca i wybaczająca – urodziłam drugie dziecko.

Okazało się później, że w Polsce był karany za narkotyki i jazdę po alkoholu. Przed sądem jednak zeznał, że jest czysty. I nikt tego nie sprawdził. To niespełniony muzyk, który gra na gitarze elektrycznej death metal. I lubi mieć dużo wolnego czasu.

Jest piekarzem i pracuje tylko trzy noce w tygodniu plus pobiera od irlandzkiego państwa tzw. dofinansowanie dla osób, które niewiele pracują i tych szukających pracy (nigdy nie szukał), więc ma tyle, jakby pracował na cały etat.

Przemoc zaczęła eskalować z miesiąca na miesiąc po urodzeniu się drugiego dziecka. Potrafił podstępem zabrać mi kartę i wypłacać z niej różnicę w czynszu, kiedy nam podnieśli czynsz, za który on płacił.

Wcześniej, kiedy byłam w siódmym miesiącu ciąży tak strasznie mnie skopał, że modliłam się o śmierć. Na wszystko patrzyła moja córka, miała wtedy pięć lat.

Zrobił to dlatego, że go prosiłam, by chociaż raz zapłacił córce za kino.

Widzisz? – mówił do córki kopiąc mnie. – Twoja mamusia jest złodziejką.

Po tym, co zrobił, musiałam jeszcze wyjść do pracy.

Po porodzie przez rok nie byłam w stanie pracować, poszłam na bezpłatny urlop wychowawczy, ponieważ wpadłam w ciężką depresję. Mówił mi wtedy: „nie obchodzi mnie skąd weźmiesz pieniądze, ale masz płacić rachunki tak, jak do tej pory”.

Doszło do tego, że nie miałam na mleko dla dziecka.

Kupował sobie gitary i zamawiał koszulki z USA. W sądzie przedstawiał, że to ja go atakuję. Nagrywał mnie w momencie, kiedy już nie wytrzymywałam psychicznie.

Potem zaczął mnie zdradzać, co było dla mnie straszne. Ale jeszcze wciąż wierzyłam, że terapia nas uzdrowi. Był uwielbiany przez wszystkich. Dusza towarzystwa. Ja zaczęłam się wycofywać, unikałam spotkań ze znajomymi, bo bałam się, że nikt mi nie uwierzy. Poszłam do fundacji irlandzkiej, podobnej w działalności do naszego Centrum Praw Kobiet. I były tam wspaniałe kobiety, które mówiły mi: wyprowadź się. Ale uderzyło mnie to, co powiedziały „tylko nie wyjeżdżaj, pamiętaj, że dzieci są irlandzkie”.

Po którymś pobiciu powiedziałam o wszystkim policjantce. Tamtejsze organa ścigania bardzo poważnie traktują takie doniesienia i ona mi powiedziała, że on pójdzie do więzienia. Wtedy się wystraszyłam, bo nie chciałam dzieciom fundować takiej traumy i zrezygnowałam z doniesienia na policję.

W pewnym momencie tak mnie skopał, że pękły mu palce u stóp. Syn wtedy strasznie płakał. A mój mąż poszedł z tym do szpitala i powiedział, że się uderzył w szafkę. Bałam się, że jeśli powiem prawdę, to nam zabiorą dzieci.

Była u nas też opieka społeczna. Córka potwierdziła, że on mnie wielokrotnie bił, kopał, ale po pół roku zamknęli tę sprawę. Potem w Polsce okazało się, że skoro sprawa w Irlandii zamknięta, to przemocy nie było, a ja sobie to wszystko wymyśliłam. Spreparowałam. Sama się pobiłam i poszłam na obdukcję.

Potem polska prokurator zapytała: co? Tylko jedna obdukcja?

***

Patrzę na tę bezradną, płaczącą matkę i w końcu pytam, jak uciekła.

- Powiedziałam mu w końcu, że jak mi podpisze zgodę na wyjazd z dziećmi do Polski, to nie zgłoszę go do prokuratury i nie pójdzie siedzieć. Podpisał, że wyraża zgodę na powrót dzieci do Polski na stałe. A potem przy irlandzkim prawniku (który mu to doradził) wykreślił wyraz „na stałe”.

Wrocławska sędzia Katarzyna Ponikowska zapytała mnie, czy ja jestem upośledzona, że uważam, że to jest zgoda na wyjazd dzieci? To nie jest żadna zgoda. Dzieci mogą wyjechać tylko na wakacje. Chociaż zeznawały, że tata stosował przemoc. Pokazywałam w sądzie nagrania, gdzie było słychać „ty kurwo, ty kaleko pierdolona wypierdalaj!”. Było słychać głos córki.

Sędzia najpierw stwierdziła, że dowody są wiarygodne, a potem dodała, że nie można kategorycznie stwierdzić, że była stosowana przemoc.

I zarządziła wyjazd dzieci do Irlandii.

Córka miała w Polsce komunię. Wszystko opłaciłam, on przyszedł jako VIP. Zostawiłam córkę na wakacje i wróciłam po rzeczy. Nie spakowałam wszystkiego, żeby się nie domyślił, że nie wrócę. Wiózł nas na lotnisko i jeszcze kazał sobie zapłacić za paliwo. Jak przyjechałam do Polski złożyłam pozew o separację z zabezpieczeniem dzieci przy mnie. Miałam nadzieję, że to nim wstrząśnie. Płakał tylko przez jeden dzień. Następnego już zaczął mnie namawiać, żebym oddała mu tylko syna. Córka, ponieważ bardzo chorowała, nie była mu na rękę.

Sędzia zasądziła 2,5 tysiąca alimentów, na co on stwierdził, że nie będzie płacił. Na dwoje dzieci wysyłał mi 600 zł tylko po to, żeby płacić cokolwiek. Potem złożył do Ministerstwa Sprawiedliwości wniosek, że zgodnie z Konwencją Haską uprowadziłam dzieci. Dostałam adwokata z urzędu, bo nie było mnie stać prywatnie. Sprawa trwała pół roku. Zawsze udostępniałam mu kontakt z dziećmi, chociaż pisał do sądu, że utrudniam.

Sędzia nie chciała wysłuchać mojej córki. Stwierdziła, że jest niedojrzała. W chwili procesu miała 11 lat. Dzieci wielokrotnie mówiły o przemocy podczas rozpraw. Moją obronę własną, w szoku, po pobiciach i znęcaniu, uznano za moją winę.

Biegli z OZSS-u stwierdzili, że owszem, dzieci wskazują ojca jako osobę agresywną, a przy mnie czują się bezpiecznie, ale ojciec posiada pełne kompetencje do sprawowania władzy rodzicielskiej. Sąd uznał więc, że powrót nie narazi dzieci na żadną krzywdę, a jeśli ja nie mam się gdzie w Irlandii podziać, to mogę mieszkać w schronisku. Faktu, że dzieci nie chcą wracać sąd w ogóle nie wziął pod uwagę.

W tym czasie mąż mówił do mnie przy córce: „znajdą cię kurwo w rzece. Pójdę siedzieć, ale cię zajebię”.

Wniosłam apelację i warszawski sąd uznał, że to ja skrzywdziłam dzieci, które mówią, że była przemoc, bo boją się mojego gniewu.

Mimo złożonej skargi nadzwyczajnej przez Rzecznika Praw Dziecka, która z mocy prawa wstrzymuje odebranie dzieci do czasu rozstrzygnięcia tej skargi przez Sąd Najwyższy, warszawska sędzia, Marzena Konsek-Bitkowska oddaliła ponowny wniosek RPD o wstrzymanie wykonania. To ona ,,doniosła” na nas do TSUE, oburzona, że Rzecznik Praw Dziecka i Prokuratura Krajowa wnieśli początkowo o wstrzymanie jej wyroku ekstradycji dzieci na irlandzki bruk, w ręce oprawcy, alkoholika, który mnie bił i znęcał się psychicznie i finansowo.

Matki uciekające przed przemocą w Polsce są ścigane i karane odebraniem dzieci i nękane procesowo przez polskie sądy, które wyrzucają z Polski polskie dzieci, choć tu uzyskały swój azyl i wolność od przemocy.

Sądy łamią prawa dziecka, obywatela i Konstytucję swoimi wyrokami i wspierają zaburzonych patologicznych oprawców.

Nie mamy gdzie schronić się w Irlandii, nie mam za co tam wrócić, grozi nam tam bezdomność, ukrywanie się przed psychopatą, konsekwencje karne na żądanie ojca, nawet areszt, odebranie mi dzieci albo rodzina zastępcza dla nich.

Nie zrobiliśmy nic złego, żeby traktować nas jak przestępców.

Niewiarygodne, jak oczywista przemoc i gwałt na psychice dzieci są wspierane i realizowane przez sądy. Nie trzeba być geniuszem, by widzieć z samych akt, że przemoc ze strony ojca była i nadal trwa.

Sądowi wystarczyły beztroskie kłamstwa ojca za niepodważalny dowód.

Sędzia Krzysztof Rudnicki z Sądu Apelacyjnego we Wrocławiu pod koniec ubiegłego roku odebrał moim dzieciom zasądzone od 2021 roku alimenty uzasadniając, że dzieci powinny być w Irlandii. Dług alimentacyjny ojca wynosi już ponad sto tysięcy złotych.

A teraz ten ojciec w obstawie trzech kuratorów przyszedł do szkoły i podstępnie zabrał syna na oczach córki i wbrew jego woli. Szkoła nie protestowała. 

Syn płakał i prosił, by mógł zadzwonić do mnie. Nikt nie zareagował. Nie było mu wolno nawet dotknąć telefonu. Ojciec ukrywa się z nim już ponad tydzień po hotelach. Nie wiem, jak dzieci dokończą szkołę, bo córka powiedziała, że do niej już nie wejdzie. I najlepiej by było, żeby wpadła pod tramwaj.

***

Od tygodnia zrozpaczona matka jeździ po komisariatach policji z błaganiem o ustalenie miejsca pobytu dziecka. Nikt nie chce przyjąć zgłoszenia o porwaniu, chociaż nie wiadomo, gdzie jest chłopiec i matka ma pełnię praw rodzicielskich. Ale ojciec też je ma, może więc zabrać dziecko ze szkoły i uciąć kontakt z matką pisząc jedynie: „Mały jest przeszczęśliwy. Nie dzwoń”.

A matka nie ma na prawnika i z tym dramatem została sama.

Wszystko jest konsekwencją decyzji sędzi Sądu Okręgowego we Wrocławiu, Katarzyny Ponikowskiej, która uchylając swoje własne postanowienie z ubiegłego roku o wstrzymaniu odbioru dzieci przez ojca – tym razem odbiór wznowiła, nie czekając na rozstrzygnięcie skargi nadzwyczajnej Rzecznika Praw Dziecka (a ta wstrzymuje jakikolwiek odbiór dzieci). Jednym słowem złamała prawo.

Postanowienia nie można zaskarżyć.

Sędzia wydała decyzję 26 lutego i zleciła kuratorom przymusowe odebranie dzieci. Wszystko odbyło się 1 kwietnia na oczach uczniów i nauczycieli, w szkole.

W raporcie kuratorskim czytam:

„Ojciec pokazał dziecku plecak, który przywiózł, w plecaku były zabawki – maska, klocki lego, głośnik dla jego siostry oraz czekoladki. Chłopiec wyciągnął je, zainteresował się maską, którą przymierzył. Ojciec zaczął z nim rozmawiać o grach komputerowych.

Gdy mówił, w jakim celu przyjechał, chłopiec się popłakał.

Powiedział, że nie chce nigdzie jechać i chce wracać do klasy. Ojciec przytulił go i powiedział, żeby się go nie bał. Ponadto mówił do syna, że matka dzieci czeka na nich w samochodzie. W związku z tym, że użył takiego stwierdzenia dwukrotnie, zwróciłam uwagę na to, żeby nie oszukiwał dziecka. Chłopiec powtarzał, że chce wracać do klasy i że pamięta, co ojciec zrobił matce. Rozmawiali tak przez około 20 minut. A kiedy dyrektor przyprowadziła jego siostrę, dziewczynka pytała ojca, czemu na spotkaniu nie ma matki. I dlaczego przyjechał do Polski. Dzieciom powiedziano, że w związku z sytuacją i faktem, że ojciec ma prawo je odebrać i zabrać do Irlandii, mamy nie może być w tej sytuacji w szkole. Dziewczynka powiedziała ojcu, że pamięta, jak bił matkę oraz widziała nagrania. Ojciec odpowiedział, że to jemu się działa krzywda i nie będzie teraz o tym rozmawiał, co działo się w małżeństwie. Wyjaśni to dzieciom, jak będą dorosłe. Dziewczynka stwierdziła, że ojciec nie płaci alimentów, co prowadzi do tego, że nie mogą z bratem chodzić na zajęcia dodatkowe i mamie brakuje pieniędzy. Ojciec odpowiedział, że ponieważ zostali uprowadzeni to on nie ma obowiązku płacić alimentów, na co ma wyrok sądu. Dodał także, że sąd zdecydował o tym, że ma zabrać ją i brata do Irlandii. Dziewczynka powiedziała: „ja z tobą nigdzie nie pojadę, wolę być z mamą. Chcę mieszkać w Polsce”. Ojciec jej na to, że sędzia wydał wyrok i muszą się do niego dostosować.

Chłopiec zaczął mówić, że ojciec chce ich porwać.

„Ja też jestem twoim rodzicem. Masz się słuchać rodziców. Pojedziesz do Irlandii” – powiedział do córki. Dziewczynka na to, że mu nie wierzy i nie ufa. Dzieci nie chciały nigdzie iść. Ojciec zaproponował, chłopcu że ma dla niego zabawki w samochodzie i może mu je pokazać, a potem wrócą do szkoły. Poszli do szatni. Dziecko założyło obuwie i udało się z ojcem do wyjścia. Przed bramą jednak chłopiec powiedział, że nie chce iść. Ojciec wziął syna na ręce i zaniósł do samochodu. Poprosiłam, by wrócił z chłopcem do szkoły. Kurator usiłował przytrzymać ojca przed siłowym umieszczeniem dziecka w samochodzie. Ojciec nie posłuchał, wepchnął dziecko do samochodu, usiadł koło niego i zmaknął drzwi. Następnie samochód prowadzony przez szwagra ojca odjechał.

Usiłowałam dodzwonić się do ojca, ale nie odebrał telefonu. Na whatssapp napisał, że syn jest szczęśliwy i umówili się, że będzie u niego trzy lata.

Kiedy matka chłopca przyszła do szkoły, była roztrzęsiona. Próbowałyśmy ją z panią dyrektor uspokoić. Ojciec dzieci napisał, że matka może się z nim komunikować za pośrednictwem pełnomocnika. On na ten moment musi skupić się na spokojnym powrocie z synem do domu”.

***

Dzieci zostały rozdzielone, siostra płacze za bratem. I to wszystko dzieje sie w imię ich dobra? Pytam, bo nie rozumiem działania polskiego wymiaru (nie)sprawiedliwości.

Kobieta do dziś nie ma kontaktu z synem.

Czy ktoś (tu prośba do prawników, koleżanek i kolegów z mediów) mógłby pomóc tej matce?

Będę pośredniczyła w kontakcie.

Na zdjęciu Magda z synem.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Zobacz również

CZŁOWIEK TYSIĄCA ŚMIERCI
AUDIO NEWSY
KIDFLIX

Komentarze (0)

Trwa ładowanie...