Tydzień subiektywny - odc. 45
- Debata: „Rodzaj wymiany poglądów na określony, konkretny temat, mający sformalizowany charakter i ustrukturyzowaną formę, zakładający ponadto prezentację przeciwstawnych stanowisk i argumentów, służącą pokonaniu adwersarza i przekonaniu słuchaczy do swoich racji.
To definicja według Wikipedii. Poważnie brzmi, prawda? Zupełnie inaczej niż nasza, polska debata, która wraca do nas czasem, kiedy mamy wybierać prezydenta. I jest coraz mniej poważnie. Jest zwyczajnie groteskowo. Jest tak wręcz błaho, że nawet komentarze poważnych ekspertów i dziennikarzy politycznych nie są w stanie tego naprawić.
Zaczyna się zwykle od tego wzywania do debaty. Próby naigrywania się z kontrkandydata, złośliwości słabej jakości, oskarżenia o tchórzostwo…To wszystko sprawia, że po każdym takim komicznym wystąpieniu gdzieś na świecie umiera jeden mały kotek. Choć może nie kotek. Ale COŚ musi umierać. Może umiera wiara w to, że w tym kraju może być lepiej skoro do fotela prezydenta startują sami żartownisie.
Nie oglądałem debaty w piątek na żywo, miałem ciekawsze zajęcia. Wystarczyło mi zresztą to, co działo się przed. A przed znów pojawiły się dowody na tezę, którą ciągle powtarzam – kampanii wyborczej powinno się zabronić. Najlepiej do momentu, w którym politycy dorosną do ról, o które się ubiegają.
Równie groteskowe wydaje się analizowanie, które słowo, która postawa czy też gest, da przewagę któremuś z kandydatów. Nie będę zatem tego robił.
A na pytanie czy owa debata może wpłynąć na wynik wyborów, odpowiem tylko, że na FREKWENCJĘ, bo ludziom się już pewnie nie chce, kiedy na to wszystko patrzą.
***
- A może gdybyśmy byli Amerykanami, zupełnie inaczej postrzegalibyśmy Trumpa? Może wtedy wielbilibyśmy go za tę dbałość o ojczystą gospodarkę? Może wtedy wierzylibyśmy w jego czyste intencje? Trudno mi to sobie wyobrazić.
Trump torpeduje świat swoją nieprzewidywalnością, wręcz szaleństwem. Nakładanie bardzo wysokich ceł, a później ich zawieszanie jest dowodem na nieobliczalność i działanie pod wpływem emocji. Po prostu niektóre emocje trzymają go dłużej, a inne krócej. I niemal cały świat musi się z tym liczyć i wypracować jakiś model reagowania.
Trump ma na swoim punkcie bzika. Uważa siebie za „naj” w każdej dziedzinie. Przy okazji obrażając swoich poprzedników i wszystkich tych, którzy myślą inaczej. Jednocześnie siebie gloryfikując i stawiając w pozycji dobroczyńcy całego globu. W pozycji, w której dzwonią do niego „ludzie” i całują w tyłek prosząc o negocjacje w sprawie ceł. Mam wrażenie, że to bardziej jego pobożne życzenie niż opis rzeczywistości.
W całym tym opisanym kontekście ze zdziwieniem przyjmuje się opis stanu zdrowia Donalda Trumpa. Okazuje się, że Trump, który jeszcze niedawno miał podwyższony poziom cholesterolu i był określany jako „otyły”, do tego podejrzewany był o stan coraz bardziej zbliżony do stanu Joe Bidena sprzed decyzji o rezygnacji z ubiegania się o prezydenturę, dziś jest w pełni zdrowy.
"stawy i mięśnie prezydenta mają pełny zakres ruchu", jednocześnie przypisując jego dobre zdrowie aktywnemu stylowi życia, w tym "częstym zwycięstwom w imprezach golfowych".
To cytat. I nie chodzi tu o Nicolae Causescu, Słońca Karpat, ani o przywódcę narodu północnokoreańskiego. Chodzi o prezydenta Stanów Zjednoczonych uchodzących za ostoję demokracji.
Kiedy w 2015 roku Trump po raz pierwszy ubiegał się o fotel prezydent, jego osobisty lekarz powiedział, że będzie on „najzdrowszą osobą jaką kiedykolwiek wybrano na prezydenta”. Później przyznał, że Trump sam mu te słowa podyktował.
Jest duże prawdopodobieństwo, że tym razem było podobnie. Choć sam Donald Trump przyznał: Dobre serce, dobra dusza, bardzo dobra dusza. Cokolwiek miał na myśli…
***
- Gorzej chyba z intuicją, bo zupełnie nie sprawdzają się przepowiednie Trumpa dotyczące Władimira Putina. Słowa o dążącym do pokoju rosyjskim przywódcy brzmią jak kpina wobec tego co wyczynia Rosja w Ukrainie. Takiego właśnie słowa użył Radosław Sikorski. „Mam nadzieję, że Trump zobaczy, że Putin kpi z jego dobrej woli”.
Zapewne Trump jakoś wytłumaczy atak na Sumy, w którym zginęły 34 osoby. Zapewne powie o błędzie armii, która pomyliła się obierając za cel ataku rakietowego centrum miasta.
Ale to nie był błąd. To normalna praktyka Rosji w tej wojnie i nie tylko w tej.
***
- W ubiegłym tygodniu nagrodzono herosów sportu. Pewnie wyobraźnia podpowiada Wam wielkie nazwiska, wielkie wyczyny, rekordy i medale. Ale to nie to. Herosi to nie tylko ci, którzy osiągają wielkie sukcesy. To także ci, którzy pomagają, promują sport i postawy fair play. Dlatego wśród nominowanych są postaci kompletnie nieznane szerokiej publiczności. Tym większa radość nagrodzić ich za to, co robią. To docenienie wysiłku za który nie są zwykle wynagradzani wysokimi apanażami.
***
- Jeszcze niedawno nie przyszłoby mi do głowy, że pojawię się w Rybniku na Targach Książki. Bo aż do soboty takowych w ogóle nie było w kalendarzu. A właśnie w sobotę, 12 kwietnia odbyły się pierwsze Rybnickie Targi Książki. I bardzo dobrze, bo każde większe miasto powinno takowe targi mieć. A skoro Rybnik właśnie je zorganizował, a ja jestem Rybniczaninem to nie mogło mnie zabraknąć.
I to była znów podróż sentymentalna. Serce mocniej zabiło już po opuszczeniu pociągu, potem w trakcie spaceru drogą, którą przemierzałem w czasach szkoły średniej - tym razem wydawała się krótsza. Odwiedzone mury szkoły, zerknięcie na Rynek i Teatr Ziemi Rybnickiej. Spojrzenie na twarze ludzi, którzy nadal tam mieszkają. Pewnie ci, którzy mnie zauważyli dziwili się, że idzie jakiś facet i ciągle się uśmiecha rozglądając. Nie umiem inaczej.
A następnego dnia, jeszcze przed odjazdem, zrobiłem sobie dodatkową przyjemność wpadając na giełdę winyli. W każdą drugą niedzielę miesiąca Biblioteka Miejska w Rybniku wypełnia się pasjonatami muzyki i czarnych płyt. Fantastyczna sprawa. Tym bardziej, że w tej placówce nadal, tak jak za czasów szkoły średniej, działa wypożyczalnia płyt! Korzystałem jako nastolatek często. Do tej pory pamiętam kilka tytułów które poznałem właśnie dzięki bibliotece. Tam też pogłębiła się moja miłość do Marillion. Wspomnienia, które zostają na zawsze. Tak jak to związane z jednym z wejść do kamienicy, którą mijałem dzień wcześniej. Wejście, które było wejściem w świat muzyki brzmiącej idealnie czysto – takie wtedy miałem wrażenie. Otóż był tam ktoś, kto na życzenie klientów zgrywał płyty kompaktowe na kasety magnetofonowe. Nie wszyscy dysponowali wtedy odtwarzaczami CD, więc korzystali z usług pana, który takowy sprzęt posiadał. Mam te kasety do dziś, choć z czasem to, co było na kasetach, coraz bardziej zapełniało półkę z płytami CD. Znak zmienności czasów.
***
- Prywata. Moja książka jest już na rynku także w wersji papierowej. Jestem boomerem, więc papierowe wydania kręcą mnie najbardziej i dlatego na ten moment czekałem szczególnie. Tym bardziej że był on związany ze spotkaniem autorskim, na którym mogłem się wygadać. Czynię to z przyjemnością. Pytania zadawał, być może znany Wam, PigOut, recenzent książkowy i filmowy. Przyjemnie było widzieć tych wszystkich ludzi, którzy na tym spotkaniu się pojawili i chcieli słuchać – nikt nie wyszedł przed końcem 😊
Pojawił się także Jan Aleksandrowicz – Krasko, człowiek, który z tej książki uczynił dzieło dźwiękowe. Nie słyszałem jeszcze lepiej nagranego audiobooka, choć zdaję sobie sprawę, że przede mną jeszcze jest ich wiele.
A zatem… „Na fundamentach kłamstw” już w księgarniach. Zróbcie hałas 😊
cdn za tydzień
Trwa ładowanie...