Liczy się wyłącznie jakość artystyczna, czyli o Jazzie nad Odrą AD 2025
Izabella Starzec: Jaka jest rozpoznawalność festiwalu Jazz nad Odrą w Polsce?
– Igor Pietraszewski, dyrektor festiwalu Jazz nad Odrą: Z przedstawionych niedawno wyników prac Instytutu Badań Internetu i Mediów Społecznościowych wynika, że 30% Polaków słyszało o Jazzie nad Odrą i ma on największą rozpoznawalność spośród wydarzeń kulturalnych odbywających się we Wrocławiu.
Czy Tobie, jako obecnemu dyrektorowi Festiwalu, zależy na rozpoznawalności, poziomie, satysfakcji artystycznej? Określ swoje priorytety.
– Jeżeli zadbamy o najwyższy poziom artystyczny, to satysfakcja będzie oczywista. A rozpoznawalność będzie tego konsekwencją. Nie konkurujemy z imprezami masowymi, nie ścigamy się na popularność. Swoją ofertę kierujemy do wymagającej i wrażliwej publiczności, która potrzebuje kontaktu ze sztuką wysokich lotów. Dla Rady Artystycznej absolutnym priorytetem, przyjętym 3 lata temu w czasie, kiedy swoją kadencję dyrektora rozpoczął Piotr Wojtasik, jest prezentowanie wydarzeń artystycznych najwyższej rangi i sztukę najwyższej próby. I tego się trzymamy – zapraszamy artystów, którzy nie dość, że są wirtuozami, to jeszcze mają własny koncept muzyczny i poszerzają granice gatunku. Poprzez ich sztukę chcemy pokazywać to, co w jazzie najcenniejsze.
I piękno jazzu, który ma bardzo różne odcienie; ale jak rozumiem trzymacie się tego, co gdzieś tkwi w korzeniach tego muzycznego kierunku, gatunku, stylu?
– Naszym celem jest pokazywanie możliwie szerokiego spektrum stylistyk w obrębie gatunku muzyki, jakim jest jazz.
Wiem. A czym jest jazz?
– Pierwsze, potoczne skojarzenie, to improwizacja. Ale rozróżnijmy muzykę improwizowaną, która występowała przez stulecia bodaj we wszystkich kulturach świata, od specyfiki jazzu jako gatunku, który ma już ponad 100 lat. Definicje są różne, często nieostre, ważne, czy można dzięki nim coś wyjaśnić i zrozumieć. My generalnie trzymamy tego co powiedział wybitny trębacz i jazzowy edukator, szef Lincoln Center Wynton Marsalis – jazz to muzyka, w której muszą jednocześnie występować przynajmniej dwa spośród trzech elementów: blues, swing i improwizacja. W tym kontekście łatwiej zrozumieć, że improwizacja - choć niesłychanie ważna - nie jest warunkiem sine qua non. Gdybyśmy patrzyli na jazz tylko przez jej pryzmat, to przecież musielibyśmy wykluczyć poza nawias np. wielką śpiewaczkę Billie Holiday, która miała w sobie 100% swingu, 100% bluesa, natomiast nie improwizowała.
Dobrze, to skoncentrujmy się na tegorocznym programie Jazzu nad Odrą. Jest w tym roku wiele gwiazd, ale przecież festiwal jest nie tylko prezentacją gwiazd - choć akurat, dla przykładu, saksofonowo będzie pysznie - ale w ogóle dobrej muzyki.
– Proponujemy bardzo różne stylistyki prezentowane przez muzyków różnych generacji. I to nie jest tak, że tylko Joe Lovano, bo jest to oczywiście szalenie ważne nazwisko w jazzie, ikona saksofonu. Natomiast z saksofonistów jest jeszcze Mark Shim, który zagra z Piotrem Wojtasikiem, ale także będzie jurorem w konkursie. Wystąpi wspaniały James Carter, który przyjeżdża ze swoim trio. Jest też Daniel Rotem, który zaprezentuje program z muzyką Johna Coltrane'a. Przy fortepianie usłyszymy Billy’ego Childsa, na perkusji Christiana Eumana, a na kontrabasie zagra Darek Oleszkiewicz. Z Joe Sandersem zagrają Seamus Blake i Logan Richardson, a z Obedem Calvaire Godwin Lewis, fantastyczny saksofonista altowy, choć jeszcze mało znany w Polsce. A z Piotrem Wyleżołem w międzynarodowym kwartecie zagra chicagowski saksofonista Andy Middleton. W Vertigo wystąpi Henryk Miśkiewicz. Mamy trochę tych saksofonistów, skoro ten temat poruszyłaś. Ale to nie powinno dziwić – saksofon to już od 100 lat instrument kojarzony z jazzem.
A propos Henryka Miśkiewicza. Wieczór w Vertigo 24 kwietnia będzie pięknym ukłonem w stronę wielkiego jazzmana Jana Ptaszyna Wróblewskiego, który odszedł od nas w 2024 roku. Przypomnijmy, dwa lata temu świętował otrzymanie tytułu doktora honoris causa Akademii Muzycznej we Wrocławiu.
– Ptaszyn to legenda polskiego jazzu. Na jego audycjach wychowały się pokolenia miłośników jazzu. Koncert Miśkiewicza Special Quartet „The Music of Ptaszyn” to specjalny wieczór poświęcony mistrzowi. Usłyszymy jego muzykę w nowych aranżacjach, wykonywaną przez muzyków, którzy przez całe lata z nimi współpracowali.
Skoro mówimy o Wojtasiku, to niedawno spotkaliśmy się w Akademii Muzycznej i zagadnęłam go o festiwal, któremu dyrektorował przez trzy lata. Zapytałam, a co teraz? Odpowiedź była bardzo prosta. Poklepał futerał od trąbki i stwierdził, że tylko „ona”, bo przecież muzyka jest bardzo zazdrosna, a to jest jego żywioł.
– Piotr Wojtasik to artysta, który od dekad udowadnia swoją wielkość. Nie zgłasza swoich płyt do żadnych konkursów, rankingów czy nagród. Natomiast od dekad ćwiczy codziennie godzinami. I jest zapraszany do współpracy przez najlepszych na świecie, co najlepiej świadczy o jego pozycji. Wspaniale komponuje, cudownie uczy, o czym entuzjastycznie pisał na swoim facebooku Marsalis zaznaczając, że czegoś takiego nigdy nie słyszał, by reprezentanci jednej klasy instrumentu – prezentując najwyższe wartości artystyczne – zachowali też własną tożsamość. Wojtasik jest wirtuozem trąbki i człowiekiem absolutnie oddanym muzyce. Bardzo się cieszymy, że to właśnie w czasie Jazzu nad Odrą odbędzie się premierowy koncert płyty, którą nagrał w The Van Gelder Studio w New Jersey; właśnie w tym legendarnym miejscu, w którym powstawały m.in. ponadczasowe nagrania Johna Coltrane’a.
Jak sobie radzisz z towarzyskim wymiarem Jazzu nad Odrą. Siedzisz w środowisku od lat. Czy nie czujesz presji oczekiwań kolegów w związku z programowaniem festiwalu?
– Nad programem pracuje cała Rada Artystyczna. Naszym celem jest prezentowanie najwspanialszej sztuki na świecie. Liczy się wyłącznie jakość artystyczna. Wszystko jest temu podporządkowane, nic innego nie ma znaczenia.
Patrząc na te wybory od kulis, jak to wygląda z tej perspektywy? Czy oprócz propozycji wypływających wprost od Rady Artystycznej, macie również zgłoszenia, które rozpatrujecie?
– Śledzimy co się dzieje na świecie. Słuchamy, rozmawiamy. Zapraszamy artystów po głębokim namyśle. Staramy się, żeby pokazywać możliwie szerokie spektrum i różnorodne stylistyki w obrębie nowoczesnego jazzu.
Będzie więc koncert w Vertigo „The Colors of My Life” z udziałem m.in. Janis Siegel i Yarona Gershovsky’ego, którzy byli założycielami grupy Manhattan Transfer – program poświęcony jest twórczości Cy Colemana, kompozytora święcącego tryumfy na Broadwayu od lat 60’. Usłyszymy też James Carter Organ Trio, wspomnianego Joe Lovano, nowoczesnych poszukiwań Marquisa Hilla, inspiracji haitańskich Obeda Calvaire’a. Posłuchamy też refleksyjnego, grającego ciszą, barwą i skupieniem jazzu skandynawskiego, wykonaniu zespołu Daniela Herskedala.
Cieszy mnie mainstream, jak i doświadczanie nowych zjawisk. Zresztą, wystarczy sięgnąć do programu i sprawdzić te różne propozycje. Warto też w tym miejscu podkreślić udział na festiwalu wspaniałych wokalistek: Agi Zaryan, Anny Marii Jopek i wspomnianej Janis Siegel. Jak widzisz ten przekrój różnych doświadczeń artystycznych?
– Wszystkie śpiewają wspaniale, a każda inaczej. Na tym także polega piękno jazzu.
Przypomnijmy, że idea festiwalowa rozwijała się z koncepcji konkursu na indywidualność jazzową. Tak było właśnie podczas pierwszego przeglądu w 1964 roku. Konkursowa część jest nadal esencją festiwalu. Co Twoim zdaniem świadczy o wartości takiego przeglądu?
– Zwycięstwo w konkursie to możliwość szybszego rozwijania kariery i funkcjonowania na profesjonalnym rynku muzycznym. Dla wszystkich uczestników to szansa na pokazanie się i uzyskanie informacji o tym, jak odbierana jest ich muzyka. Ale tutaj niezwykle istotny jest skład konkursowego jury - nagrody przyznają wyłącznie wybitni muzycy, którzy swoim dorobkiem udowodnili, że wiedzą, co oceniają. A młodzi adepci mają szansę z nimi porozmawiać i czegoś się nauczyć. W tym roku w komisji zasiadają Mark Shim, Kuba Stankiewicz i Darek Oleszkiewicz. Jesteśmy im za to wdzięczni. To ważne, żeby podpisy jurorów na dyplomach coś znaczyły, to legitymizuje obecność młodych muzyków w świecie jazzu.
Wspomniałeś o możliwości rozmowy z jurorami, co jest bezcennym doświadczeniem w takiej zwrotnej informacji. Czy podejmujecie jakieś inne kroki natury edukacyjnej?
– Od lat staramy się, by wspaniali goście, którzy przyjeżdżają na festiwal, robili warsztaty dla studentów. Warsztaty się odbywają na Wydziale Jazzu Akademii Muzycznej.
Wszyscy się godzą?
Zazwyczaj tak. Tylko nie wszyscy mogą, bo niektórzy są w trasach, grają i jadą dalej.
Trwa ładowanie...