BIAŁY MIŚ
Od kilku dni po niewielkim irlandzkim miasteczku Sligo błąka się zrozpaczona matka. Szuka ośmioletniego syna, wywiezionego tam wbrew jego woli przez ojca.
Towarzyszę tej matce od dwóch lat (chłopiec ma jeszcze czternastoletnią siostrę, do której, podobnie jak do mamy, jest bardzo przywiązany), odkąd trafiła do mnie przerażona i bezradna.
Kobieta nie widzi chłopca od dwóch miesięcy, bo ojciec najpierw ukrywał się z nim we Wrocławiu. Tu też w skandalicznych okolicznościach, w obstawie kilku karków z firmy ochroniarskiej, którzy szczelnie otoczyli dziecko, odebrał z Urzędu Miasta dowód chłopca i opuścił z nim Polskę.
Pisałam o tym tutaj, na fb i na Patronite, dokładnie 28 kwietnia (linki poniżej). Potem zwróciłam się do Was z prośbą o wsparcie tej matki, by mogła pojechać szukać syna na tę irlandzką północ, gdzie wcześniej spędziła 15 lat, poddawana ciężkiej przemocy fizycznej, psychicznej i ekonomicznej.
Pamiętam, jak mi opowiadała:
- W pewnym momencie mąż tak mnie skopał, że pękły mu palce u stóp. Syn wtedy strasznie płakał. A on poszedł z tym do szpitala i powiedział, że się uderzył w szafkę. Bałam się, że jeśli powiem prawdę, to nam zabiorą dzieci.
Po którymś pobiciu powiedziałam o wszystkim policjantce. Tamtejsze organa ścigania bardzo poważnie traktują takie doniesienia i powiedziała mi, że on pójdzie do więzienia. Wtedy się wystraszyłam, bo nie chciałam dzieciom fundować takiej traumy i zrezygnowałam z doniesienia na policję.
***
I teraz wyobraźcie sobie, że jesteśmy już w Irlandii. Kobieta ma pełnię praw rodzicielskich. Polska szkoła – w tym wypadku Zespół Szkolno - Przedszkolny nr 21 przy ulicy Kłodzkiej we Wrocławiu – wcześniej odmawia jej podania miejsca, gdzie uczy się chłopiec. Matka ustala to na własną rękę przez Departament Edukacji w Irlandii. Jedzie do szkoły. Irlandzka dyrektorka każe jej wyjść i wrócić, jak syn skończy lekcje. W tym czasie dzwoni po ojca. A ten – po gardę (irlandzka policja) z tekstem, że kobieta porwała dzieci do Polski. Odzyskał jedno, ale znów próbuje porwać.
Marta: - Nagle dyrektor wyprowadziła syna bocznym wyjściem ze szkoły, zawołała ojca, który był w pewnej odległości ode mnie, ten podbiegł, złapał go za rękę i zaczęli uciekać. Nie mogłam ich dogonić, wołałam do syna, ale ojciec musiał zabronić mu się nawet odwracać. Zobaczyłam, że wbiegli do budynku, gdzie odbywają się jakieś zajęcia. Roztrzęsiona zapytałam, czy ktoś widział moje dziecko. Zrobiło się zamieszanie. Okazało się, że ojciec wbiegł na piętro z synem i zamknął się z nim w toalecie.
W tym miejscu relacji Marty zesztywniałam, bo jakiś czas temu inny ojciec otruł siebie i swojego 4,5 – letniego syna na warszawskim Bemowie. Też w toalecie. Podczas odbywania kontaktu w obecności kuratora (który został z drugim dzieckiem).
Ten w Irlandii wrzeszczał, przeklinał, ktoś wezwał gardę, ktoś inny próbował mediować. Bezskutecznie.
Marta: - Przyszło chyba z sześciu policjantów, kazali mi wyjść z budynku. Pokazywałam im zapłakana dokumenty, tłumaczyłam, że mam pełne prawa rodzicielskie, że ojciec kłamie, że mam jego zgodę na powrót, że on stosuje przemoc - sprawy karne i sądowe w toku. Że ukrywa dziecko przede mną, wywiózł je brutalnie, siłą i w kryminalny sposób z Polski. I chciałam tylko zobaczyć swoje dziecko, które jest psychicznie maltretowane przez ojca.
Policja nie potrafiła zrozumieć tego chaosu, który zgotowały nam polskie sądy. Stwierdziła, że syn jest z ojcem, nie dadzą mi dostępu, mam iść do sądu. I kazali mi opuścić teren pod groźbą aresztowania.
Rozpacz pchnęła matkę do Fundacji DVAS (Domestic Violence Advocacy Service) dla ofiar przemocy, do której trafiła jeszcze mieszkając w Irlandii, gdzie dobrze znają jej sprawę.
Marta napisała też do konsulatu RP w Dublinie.
Konsul Robert Szaniawski zareagował błyskawicznie. Wysłał pisma zarówno do szkoły, jak i na policję, przedstawiając sytuację dziecka i los jakim naznaczyła go Temida, która okazała się Erynią:
„Jako polski konsul w Irlandii bronię również praw jego matki, obywatelki polskiej, która nie ma w Irlandii żadnego innego organu, który mógłby ją wesprzeć.
Proszę o bliższe przyjrzenie się tej sprawie.
Stan prawny sprzeczki między rodzicami przedstawia się następująco: Sąd w Polsce przychylił się do wniosku ojca, aby dziecko pozostało w Irlandii, chociaż matka wnosi kasację i zmianę wyroku, a ostateczna decyzja nie została jeszcze podjęta.
Dziecko nigdy nie zostało uprowadzone do Polski w przeszłości.
Ojciec dziecka zgodził się w dokumencie prawnym z przeszłości, że jego dziecko może zostać zabrane przez jego byłą żonę do Polski. Następnie postanowił walczyć w sądzie i jak wspomniano powyżej, sąd w Polsce orzekł, że dziecko powinno zostać w Irlandii. Nie ma prawnego rozstrzygnięcia, kto powinien być opiekunem dziecka.
Oboje rodzice mają pełne prawo do opieki nad dzieckiem. Na razie jedynym warunkiem jest to, że dziecko powinno pozostać w Irlandii. Wszystko powyższe można udowodnić za pomocą dokumentów, które może przedstawić matka dziecka.
Biorąc pod uwagę, że ojciec dziecka ma historię przemocy wobec swojej rodziny i nie chce współpracować ze swoją byłą żoną, proszę, abyście spróbowali współpracować ze szkołą (to do policji - IM.) w celu zorganizowania spotkania matki z dzieckiem".
Okazało się jednak, że dopiero początek horroru.
- Pracownice DVAS zrobiły ze mną plan wspólnej rozmowy z dyrektor szkoły i złożenia wniosku do sądu o tymczasowy zakaz zbliżania do mnie i dziecka – opowiada Marta.
- Problemem jest to, że mogę być tu na krótko ze względu na brak pieniędzy i nie jestem już rezydentką Irlandii. Mój były mąż przyszedł na spotkanie, o które poprosiłam i zapytał, czy, jeżeli pozwoli mi raz zobaczyć syna, to nie będę więcej ich nękać. I że dziecko nie chce być z mamą, ani z siostrą.
Kazałam mu przestać kłamać, pozbawiać dziecka wolności, znęcać się nad nim i zmuszać do zrywania więzi ze mną, która jestem dla niego całym światem od zawsze. Zapytałam, dlaczego nie wykazuje żadnego zainteresowania starszą córką, ale nie otrzymałam odpowiedzi.
Przez cztery lata naszego mieszkania w Polsce miał codzienny nieograniczony kontakt zdalny z dziećmi, nie stosując się do kontaktów zdalnych zasądzonych przez sąd. A jak był w Polsce to miał kontakt osobisty. Jednak nie przylatywał do dzieci, był może kilka razy w przeciągu i to wyłącznie w prywatnych sprawach. A z dziećmi widział się przy okazji.
***
Marta wydeptuje więc ulice Sligo już niemal tydzień, próbując spotkać się z synem (dodam, że nikt ze znajomych nie udzielił jej noclegu, wszyscy boją się zadzierać z agresywnym ojcem). Nie chcą się mieszać. Kogo obchodzi serce ośmiolatka i los jego matki?
Wczoraj był Dzień Matki. Pierwszy raz od dwóch miesięcy mogła porozmawiać z synem przez telefon.
- Czułam, że dziecko jest poruszone, bezbronne, stara się mówić tak, żeby nie zezłościć ojca. Zapewniałam, że zawsze będę go kochała i przyleciałam tu tylko dla niego. I będę walczyć, żebyśmy byli blisko.
Jesteś bardzo dzielny, mówiłam, a łzy kapały mi na ekran telefonu, wiem, że to wszystko jest bardzo trudne, ale czekam na nasze spotkanie.
Też cię kocham, mamo, odpowiedziało dziecko, a w szkole nie jest fajnie, bo nic nie rozumiem i w grupie nie ma nawet polskich dzieci. Mam nowy telefon, ale tata nie pozwala mi do ciebie dzwonić. Też czekam na nasze spotkanie.
Może uda mi się znowu przyjść do ciebie do szkoły, odparła matka, ale wtedy ojciec wyrwał chłopcu z ręki telefon:
„Jak przyjdziesz, to będziesz miała zakaz zbliżania”. I się rozłączył.
***
Wczoraj był Dzień Matki.
Marta przyniosła synowi do szkoły maskotkę. Małego białego misia z wydzierganym napisem „I love you” w czerwonym serduszku.
Napisala na niej: kocham, tęsknię, czekam. Przytulaj tego misia, jak mamę.
Wszystko, co złe minie.
Post scriptum:
Za radą pracowników DVAS Marta złożyła w irlandzkim sądzie w Sligo wniosek o tak zwany protection order, równoznaczny z nakazem ochrony jej i dziecka, i zakazem zbliżania się dla ojca. Ten sam wniosek ojciec złożył w drugą stronę. Posiedzenie sądu odbyło się dzisiaj w trybie pilnym: OBOJE RODZICÓW (ku kompletnemu zdumieniu fundacji) dostało nawzajem ten sam zakaz. Nie mogą do siebie ani dzwonić, ani pisać.
Tylko, że przy ojcu został mały chłopiec, wydarty z bezpiecznego domu od matki, siostry, szkoły i kraju.
Ale czy ktoś jeszcze o tym pamięta?
***
Możesz dołączyć do mnie tutaj, na Patronite, co byłoby dla mnie i mojej pracy najlepsze.
Ale możesz również tu:
https://suppi.pl/https-patronitepl-izamichalewicz
***
Linki do tekstów, w których pisałam o sprawie Marty:
https://patronite.pl/post/79816/dziecko-uprowadzone
https://patronite.pl/post/64203/usta-prawdy
oraz na FB.
Trwa ładowanie...