Campus Noster (Puszcza Kampinoska)

Obrazek posta

📍Tu się dzieje tekst — kliknij w mapkę i zobacz, gdzie to wszystko się rozgrywa: https://maps.app.goo.gl/FftHppaUaEdENnUK9

Zapraszam na wędrówkę. W głąb lasu i w głąb siebie (ale może przełóżcie ją na nieco chłodniejszy dzień). 

Ubi campi nos fuimus, cytując polującego w okolicy Puszczy Kampinoskiej Jana III Sobieskiego, czyli tam byliśmy, gdzie pola. I ja tam byłam, w mistycznych czasach, kiedy dało się jeszcze wyjść z domu bez ryzyka poparzeń słonecznych (to znaczy jakieś dwa tygodnie temu). Pochodzenie nazwy ,,Kampinos” nie jest do końca znane… Może nawiązywać do występującego w dokumentach książąt mazowieckich i kancelarii królewskiej zwrotu campus noster (nasze pole). Niektórzy widzą tu nawiązania do słowa ,,kępa”, co znajdowałoby uzasadnienie w otaczających Puszczę Kampinoską wzniesieniach na bagnach. Rowki odprowadzające wodę z nieposiadających rynien drewnianych budynków na mazowieckich wsiach nazywało się ,,kapinosem”, więc doszukiwanie się początków nazwy Kampinosu i tutaj wcale nie wydaje się być głupim pomysłem.

Na długo przed tym, jak przetaczałam się niespiesznie południowymi obrzeżami Puszczy, jej zachodnim skrajem pod Grunwald podążał Władysław Jagiełło, wspierany przez rycerstwo małopolskie. Dzielni mężowie 30 czerwca 1410 roku przeprawiali się przez Wisłę po zbudowanym z łodzi moście łyżwowym. Te wydarzenia (tj. przeprawę moją i Jagiełły) dzieli 615 lat i nie mają ze sobą nic wspólnego, lubię jednak patos. 

Wybierając się w niedzielne popołudniem Roku Pańskiego 2025 do Puszczy o włos (czymże jest 231 lat) minęłam się z podążającymi jej północnym obrzeżem wojskami gen. Henryka Dąbrowskiego. Trwała insurekcja kościuszkowska 1794, walczący zmierzali z Warszawy przez Kazuń i Wilków do Wielkopolski. Może to przez upał, ale kiedy zapędziłam się głębiej w las, miałam wrażenie, że mignął mi przed oczami cień powstańców 1863 r.

 

Truskaw

 

Poszłam na łatwiznę i planując wędrówkę postawiłam na bazę wypadową najlepszą dla niezmotoryzowanych (komunikacja miejska z Warszawy), zmotoryzowanych (duży parking, plac zabaw dla dzieci, stoliczek, toitoi-ki), początkujących, zaawansowanych, a nawet dla mnie. (Żartowałam, pełen spontan). Przypadkiem okazało się, że Truskaw, najstarsza wieś w głębi Puszczy, o której wzmiankowano już w 1419 r. zdaje się łączyć w sobie wszystkie te cechy. Aleksander Brückner twierdził (a ja mu wierzę), że ,,trusk” oznacza poziomkę lub owoce leśne, co ma związek z szelestem (truskiem). 

Po odejściu kilkuset metrów od parkingu, jak okiem sięgnąć młodniki posadzone na wykupionych na potrzeby Parku Narodowego terenach polnych. Motyli niestety niewiele, choć w Puszczy więcej, niż poza nią. Ze wszystkich puszczańskich wsi to Truskaw ucierpiał podczas okupacji najwięcej. Według ks. Waldemara Wojdeckiego ,,Niemcy spalili całą wieś liczącą 224 osady, pierwszy raz w roku 1939, a następnie 8 sierpnia 1944 r., wielu mieszkańców zabili”. 


 

Truskaw - Palmiry

 

Z Truskawia do Palmir początkowo idzie się niepozornym szlakiem przez torfowisko niskie, mija się tablice edukacyjne, pola, mostki. Ponoć jeszcze pół wieku temu na zwanych Paśnikami łąkach wypasano krowy. Teraz raczej dominuje las. Podgryzane przez łosie sosny i jałowce, brzozy samosiejki na wzniesieniach. Dużo mchu i konwalii majowych. Tak się cieszyłam, że ostatnio chodzenie po górach przychodzi mi z większą łatwością, a tu kampinoskie upiaszczone wydmy w kooperatywie z palącym słońcem dały mi się niesamowicie we znaki. Ktoś mi jeszcze raz powie (kto mówił, ten wie, że do niego piję), że Mazowsze jest płaskie, to chyba go po tych górkach przegonię. 

Niezależnie od tego, czy trasę planuję, czy nie (zazwyczaj nie), mam tendencję do trafiania w miejsca (najczęściej na cmentarze) skłaniające do refleksji, zadumy, czerpania z życia ile się da, bo uświadamiam sobie jego kruchość. W Puszczy Kampinoskiej walczyły we mnie dwa odczucia-wilki, czyli zachwyt nad otaczającymi okolicznościami przyrody, wszechobecną zielenią, słońcem, mrówkami wędrującymi przed siebie w zwartym szeregu, pajęczynami skrzącymi się w blasku promieni… i niedowierzanie, do czego zdolny jest człowiek (w kontekście głównie negatywnym). 

Do leżących kilometr od ruchliwej szosy gdańskiej Palmir idzie się po starej, wyłożonej kamieniami drodze. Czasem mija się samochód, zazwyczaj na niższym zawieszeniu, który zwalnia, żeby nie uszkodzić miski olejowej. Samochód pasuje do Puszczy i do tej kamiennej drogi jak pięść do oka. Kilka metrów przede mną idzie chłopiec, może 12-letni. Opędza się od owadów, krzycząc i wyzywając je, tak, jakby miały wziąć to do siebie. Poza tym totalna cisza, powietrze stoi, czasem bzyknie jakiś komar. Na pierwszy rzut oka nie widać ani Muzeum, ani cmentarza. Po kilku krokach Miejsce Pamięci Palmiry, oddział Muzeum Historycznego Miasta Stołecznego Warszawy wychyla się zza liści. Dopiero po chwili ukazuje się otoczony młodymi lasami cmentarz, a dalej mogiły 2115 osób. 

 

Można przysiąść w cieniu, pod wiatą. Odpocząć po marszu w pełnym słońcu. Napić się wody. Człowiek podświadomie wypiera to, na co patrzy, odrzuca od siebie myśl, że to ludzie ludziom zgotowali taki los.  Na marmurowej tablicy umieszczonej przy bramie upamiętniono słowa nieznanego więźnia z celi przy al. Szucha:

,,Łatwo jest mówić o Polsce, 

trudniej dla niej pracować, 

jeszcze trudniej umrzeć, 

a najtrudniej cierpieć” 
 

Las krzyży i tablic z sześcioramienną gwiazdą, na niektórych tablicach nazwiska ofiar, na innych tylko data egzekucji. Wchodzę nieśmiało między nie, czuję się jak intruz, nie na miejscu, nie przystoi. Jest niedziela, południe, powoli gromadzą się coraz większe grupy spacerowiczów. ,,Spacerowicze” też wydają się nie na miejscu, bo większość z nich, jak ja, trafiła tu przypadkiem, w słoneczne niedzielne południe. Unikamy patrzenia sobie w oczy, ze spuszczonym wzrokiem mijamy się w ciszy. Nad cmentarzem trzy betonowe, otoczone jałowcami krzyże - długie boczne ramiona mogą symbolizować rozłożone ręce rozstrzeliwanego człowieka.

Nim doszłam do końca cmentarza, poczułam nagłe przytłoczenie, słabość związaną z przegrzaniem, przebodźcowaniem, potrzebą schłodzenia i napicia się wody. Powoli zaczęło do mnie docierać gdzie jestem. Muzeum, które na kartach przewodników widnieje jeszcze jako bezpłatne, okazało się być dostępne za drobną opłatą za wejście (5 zł bilet normalny/ 3 zł bilet ulgowy). Zmiany.

Do kasy kolejka… dwie kobiety z tabunem dzieci, zastanawiające się, czy aby na pewno wchodzić, toaleta jest, ale jedynie za okazaniem biletu, w tle harmider, to może jeszcze magnesik? O ten jest ładny, poproszę.  

Rozumiem ideę magnesów, pocztówek, pamiątek przywożonych z odwiedzanych miejsc. Czuję się jednak nieswojo z myślą, że ktoś będzie miał na lodówce cmentarz w Palmirach. Sięgasz po mleko do niedzielnych naleśników, a tam zerka na Ciebie symbol martyrologii przywieziony z muzealnego sklepiku. Jak to mówią Wolność Tomku w swoim domku. Za to pamiątkowych magnesów z Puszczą nie widziałam… Z rysiem, łosiem albo jakimś dzikiem. Nie krytykuję sprzedaży jako takiej, a jedynie niektóre towary. Też poczyniłam zakup, przewodnik Lechosława Herza po Puszczy Kampinoskiej. Uwielbiam czytać jego bloga, odkrywać mazowieckie perełki. Słyszałam, że przewodnik się z lekka zdezaktualizował, ponoć są lepsze - ja jednak uwielbiam książki wydawane przez Oficynę Rewasz…

Przed wyprawą sięgnęłam też po reportaż ,,Puszcza domowa. Co kryje Kampinos” Adama Robińskiego. Nie poznałam wszystkich sekretów Puszczy, bo nie dobrnęłam do końca lektury. Może kiedyś się jeszcze zmuszę, ale demotywuje mnie sączący się z tej książki chaos. Muszę przyznać, że mimo ogólnego zniechęcenia wyciągnęłam z ,,Puszczy domowej…” coś dla siebie - swoje własne Imperium Rzymskie - muzeum archeologiczne w Warszawie (cały pierwszy rozdział dotyczy znalezisk z czasów pradawnych). Zapomniałam o jego istnieniu. Zniknęło z mojej świadomości. Zamknięte od lat, do zobaczenia nigdy? Czy ktoś wie, czy dane nam będzie jeszcze odwiedzić Państwowe Muzeum Archeologiczne w Warszawie?

 

Palmiry - mogiła powstańców 1863 r.

 

Dzień był jeszcze młody kiedy wyszłam z muzeum. Pojawiły się dwie możliwośći - tą samą trasą wrócić do parkingu, albo zielonym szlakiem podążyć do mogiły powstańców 1863 r. Rozsądek nakazywał wracać, gorąc, wokół spoconego ciała komary zaczęły rozstawiać swój bufet, woda w butelce niebezpiecznie zbliżała się do poziomu dolnej krawędzi etykietki… No oczywiście, że poszłam do mogiły powstańców! (Nie bądźcie jak ja, dbajcie o siebie). W trakcie wędrówki czułam olbrzymie zmęczenie, ciało z każdym krokiem zaczynało coraz bardziej mi ciążyć. Palce miałam napuchnięte jak paróweczki, dlatego przy mogile powstańców postanowiłam zrobić krótką przerwę. 

Kampinos odgrywał znaczną rolę w dwóch zrywach powstańczych, w XIX i w XX wieku. Oba przyniosły klęskę. W 1863 w Puszczy ukrywał się i walczył oddział powstańczy. Mogiła kryje prochy ponoć 72 powstańców (historycy polemizują). W tym rejonie 14 IV 1863 r. oddział mjr. Walerego Remiszewskiego toczył nierówną walkę z wojskiem carskim. Zryw nie był rozsądny z żadnego punktu widzenia. Był jednak koniecznością.

 

Mogiła powstańców - Truskaw

Bałam się, że jeśli coś mnie pokona, to będzie to właśnie ostatni odcinek trasy do pokonania. Ostatnie kilometry zdawały się ciągnąć bez końca. Na szczęście trud i znoje wynagrodziły mi przepiękne okoliczności przyrody. Trasa z mogiły powstańców do Truskawia okazała się najurokliwsza - zielona, ukwiecona kapliczkami, pełna bagien i terenów podmokłych. Wiązało się to ze wzmożoną aktywnością komarów, jednak warto było przemykać pośród dających orzeźwiający cień drzew. 

Największe wzruszenie wywołała we mnie nadrzewna kapliczka, przyozdobiona wstążkami i kwiatami: 

Na pamiątke Mojego 

Dziadka Stefana, który 

stworzył to miejsce i Babci

Geni która zawsze o nie

dbała

Zakręciła się łezka w oku…

Pod koniec spaceru, na polance udostępnionej wesołym grillującym rodzinkom pojawiła się również rodzinka, ale w wersji gnuśnej i narobiła trzody. Całe stadko małych świnek zaczęło biegać między ludźmi i zdaje mi się, że byłam jedyną osobą, której przez myśl przeszło pytanie: GDZIE MATKA?

W tym momencie moja opowieść się urywa, tak jak wspomnienia i najpewniej - trzeźwy umysł i poczucie świadomości. Wróciłam do domu zakurzona, umęczona, pogryziona przez komary, zgrzana, ale szczęśliwa, jak ta lala. Planuję więcej wędrować po Puszczy, doświadczać, dotykać, przeżywać, słuchać. W końcu to takie swojskie nasze pole

 

Puszcza Kampinoska

Zobacz również

Mamy Cię w Hucie
Co przeczytałam w ostatnim (niesprecyzowanym) czasie/ I połowa 2025
Tu się dzieje tekst!

Komentarze (0)

Trwa ładowanie...