Mamazin #15
Uwielbiam ludzi, którzy pokazują, jak różnie można żyć. Agata Nowotny, bohaterka i jednocześnie autorka 15. numeru Mamazinu, jest solo mamą z wyboru. Bez taty. Bez partnera. Bez podziału rodzicielskiej odpowiedzialności. Bez zabezpieczenia, w postaci faceta, w które my uwierzyłyśmy, czasem o nie opierałyśmy swoje decyzje o macierzyństwie i różnie na tym wyszłyśmy. Bez romantycznej bajki o miłości, której dziecko owocem. Bez deka żalu, że historia jej macierzyństwa wygląda tak, a nie inaczej. Pozycja mocy.
Jestem ciekawa waszego odbioru, dla mnie historia Agaty, którą dzieli się z nami osobiści w 15. numerze Mamazinu, to powiew świeżości i wolności. Zmiana perspektywy. Siła samodzielności, a nie samotność. To też fantastyczny szkic społecznego porządku, w którym wiele z nas, ostatecznie zostaje mamami po rozstaniach. Dużo o tym myślę jako rozstana z ojcem mama córki. Jako córka samotnej matki. Jako wnuczka wdowy. Jako prawnuczka mamy patchworkowej. Dlaczego uwierzyłyśmy, że decyzja o macierzyństwie może być oparta o relację z mężczyzną?
Piszcie, co myślicie na adres: mamyporozstaniach@gmail.com
A teraz dobrej lektury! Ściskam,
Paulina Filipowicz
Prawdziwą bohaterką jestem,
kiedy nikt nie widzi
Czyli o tym, jak wzmocniło mnie solo macierzyństwo.
Agata Nowotny
Cześć, jestem Agata i wychowuję córkę sama - często tak się przedstawiam. Jeśli nie w pierwszym zdaniu, to gdzieś na początku konwersacji świadomie wciskam tę linijkę o solo macierzyństwie. Głównie po to, żeby uprzedzić pytania o ojca. To mi pomaga przejąć kontrolę nad moją opowieścią i mówić z pozycji mocy.
Często słyszę, że jestem odważna, bo zdecydowałam się na samodzielne macierzyństwo i zwykle wtedy myślę, że ja raczej podziwiam ludzi, którzy decydują się na rodzicielstwo w parze. Serio. Wychowanie człowieka, zapewnienie mu fajnego dzieciństwa, zadbanie jeszcze po drodze o siebie, zarabianie na to wszystko, to i tak bardzo dużo, a jeśli do tego dochodzi jeszcze nawigowanie relacją i branie pod uwagę kolejnej osoby, to już jest taka złożoność, że łatwo o przeciążenie. Dlatego zupełnie serio mówię, że podziwiam osoby w parach decydujące się na dzieci.
Podziwiam też osoby, które decydują się na rozstania, jeśli związek traci na jakości, a relacja przestaje być wspierająca dla partnerów i w efekcie dla samego dziecka. Ja nigdy nie byłam w takiej sytuacji, bo ja się najpierw rozstałam, a potem zrozumiałam, że moje macierzyństwo musi się zrealizować nawet jeśli akurat teraz nie mam partnera, z którym bym chciała mieć dziecko i zaszłam w ciążę. I dlatego, że nigdy nie byłam w tej sytuacji, widzę ją z zewnątrz - widzę wśród przyjaciółek i koleżanek (przyjaciół i kolegów też). I mówię to z pełnym przekonaniem, że rozstanie może być sukcesem, a nie porażką i że może służyć dziecku i jego rodzicom.
Skąd w ogóle się bierze to popularne przecież przekonanie, że to porażka? Bo miało być inaczej według standardów i oczekiwań społecznych.
Znany i dość szalony socjolog - Niklas Luhman - napisał bardzo mądrą książkę o miłości. Przeanalizował to, jak ludzie do siebie pisali i jak opisywali relacje romantyczne, by na tej podstawie móc powiedzieć jakie znaczenie społeczne i kulturowe miały w różnych epokach związki i miłość. Pokazał, że przez wieki miłość romantyczna i związki małżeńskie wcale się nie pokrywały. Owszem - małżeństwa miały trwać, ale głównie po to, żeby przetrwało nazwisko rodzinne lub majątek. Miłość romantyczna miała swoje wentyle - w postaci romansów na salonach, niespełnionych westchnień, platonicznych fantazji czy nawet pojedynków. Romantyzm wymyślił nam nową formułę - kochankowie nie tylko mają się kochać, ale też przyjaźnić. I tak oto, dojechaliśmy do XX wieku, kiedy na parę osób niewinnie zakochanych spadły obciążenia z różnych porządków: mają się kochać, szanować, przyjaźnić, spać ze sobą, płodzić i wychowywać dzieci, jeździć razem na wakacje, bywać u znajomych, rozliczać razem podatki…i to w dozgonnej wierności. To jest zdecydowanie za dużo na dwie osoby. A gdzie wioska? A gdzie wsparcie społeczne? Zostaliśmy sami, a raczej same na polu walki. To nam nie służy.
Jedną z rzeczy, których mnie nauczyło moje macierzyństwo jest potrzeba budowania wioski. Ja ją częściowo miałam, bo miałam rodzinę i grono przyjaciół wspierających mój plan solo macierzyństwa z wyboru, ale odkąd mam dziecko, buduję i dbam o nowe wioski - o grono rówieśników dla mojego dziecka na placu zabaw, o towarzystwo dla mnie, o wspólne wyjazdy latem i krótkie wyjścia w tygodniu. W tej wiosce mam osoby, które pytam o to, jakie kapcie do przedszkola kupić, ale też dostaję rosół i kompot, jak napiszę, że jestem chora.
Drugą rzeczą, na którą mnie solo macierzyństwo uwrażliwiło jest różnorodność. Wychowuję córkę sama i tym bardziej dbam o to, żeby nasze grono było różnorodne - spotykamy się z rodzinami, gdzie jest oboje rodziców i rodzice samodzielni. Lubię męską energię i widzę, że moje dziecko też to lubi. Dlatego stwarzam często sytuacje, w których ma kontakt z mężczyznami - ojcami innych dzieci (chociaż nie tylko), mimo, że ona sama nie ma taty.
Nie ma taty dzisiaj. Ma dawcę. Którego ja wybrałam. I może kiedyś pojawi się ktoś, kto będzie pełnił u nas funkcję ojca. Ale teraz go nie ma.
Dlaczego? Bo nie było kandydata, a ja zdecydowałam, że zamiast czekać na niego w nieskończoność zajdę w ciążę sama i będę wychowywać samodzielnie.
A było to tak:
Miałam 37 lat i rozstałam się z partnerem, z którym chcieliśmy mieć dziecko. Zawsze wyobrażałam sobie siebie z dzieckiem. Ale życie się tak nie układało. Z kolejnych związków wychodziłam bez dziecka, za to z nowymi przeżyciami i konfrontacjami z różnymi barwnymi postaciami, bo moi partnerzy byli zawsze wspaniali - ciekawi, zdolni, pociągający, tylko jakoś codzienności z nimi nie umiałam wypracować. I wtedy, kiedy po raz kolejny nie miałam dziecka i kiedy po raz kolejny związek się skończył, żaliłam się mojej przyjaciółce, że nie mogę mieć dziecka nie ze względów zdrowotnych, ale społecznych i że to niesprawiedliwe i że to jest jakiś inny, jeszcze bardziej niewidzialny rodzaj wykluczenia ze społeczności matek, niż niepłodność. A ona na to: “Ależ Agatko - bo zawsze do mnie mówiła zdrobniale - możesz. Możesz się zdecydować na zapłodnienie nasieniem dawcy. Nikogo do tego nie potrzebujesz.”
Zaczęłam o tym czytać. Ucieszyłam się, bo odkryłam, że takie kobiety istnieją i nawet nazywa się je Solo Mother by Choice (solo mama z wyboru, w skrócie SMBC). Pierwsza kobieta, która zaszła samodzielnie w ciążę korzystając z nasienia dawcy zrobiła to w roku, w którym się urodziłam - 1980. Pierwsze dziecko takiej mamy było w moim wieku, a dla mnie - trzydziestoośmioletniej wtedy, to nadal była nowość.
Zaczęłam się przygotowywać: fizycznie, medycznie, kondycyjnie. Zdrowotnie było super. Hormony w porządku, organizm silny i zdrowy. Zmieniłam pracę - pierwszy raz w życiu miałam etat. Byłam zabezpieczona. Czułam siłę i motywację. W takim stanie mogę góry przenosić. I przeniosłam, bo okazało się, że w moim kraju, w Polsce, gdzie płacę podatki, akurat zajść w ciążę z nasieniem dawcy (ani przez inseminację ani metodą in vitro), nie mogę. Prawo tego zabrania. Przeczytałam ustawę z 2016 roku. I tak właśnie było. Jest do dzisiaj! Powtórzę to dla jasności - w Polsce, w XXI wieku kobieta, która świadomie i w pełni sił, mając środki do życia i na utrzymanie dziecka, nie mając partnera ze względów najczęściej demograficznych (niestety statystyki w dużych miastach są na naszą niekorzyść), w kraju, gdzie dzietność spada i niby się tym martwimy, w tym kraju kobieta nie może zajść w ciążę w sposób dla niej bezpieczny i uczciwy wobec mężczyzny. Mogłabym iść do baru, ryzykować swoim zdrowiem i się z kimś przespać, kto potem nie musiałby płacić alimentów, ale legalnie i nie narażając zdrowia zajść w ciążę nie mogłam.
Przepłakałam swoje. Ale nie trwało to długo. Ogarnęłam się i znalazłam rozwiązanie. Za granicą. A nawet - za granicami - w Danii, kolebce in vitro, było dużo klinik i banków spermy. Było też drogo, tak ze cztery razy drożej niż w Polsce. Wyobraźcie sobie, że para, gdzie dwie osoby przynoszą do domu pensję mogła liczyć na dofinansowanie i zapłaciłaby 5000 zł za zabieg in vitro, a samodzielna kobieta, z jedną pensją, musi opłacić wyjazd za granicę i zapłacić między 20 a 40 tysięcy.
No ale miałam pracę, uzbierałam pieniądze, wybrałam dawcę. Znalazłam nawet tańsze kliniki - w Czechach i Estonii. Byłam gotowa. I wtedy wybuchła pandemia, która opóźniła moje plany o dwa lata. Ale w końcu to zrobiłam! W wieku 40 lat miałam brzuch jak balon i chodziłam z dumą obnosząc go po Warszawie. W życiu nie czułam się lepiej.
Czułam, że dam radę. Znałam wtedy w Polsce jedną osobę, która tak zrobiła. Nie znałam jej dobrze, ale napisałam do niej z pytaniem, czy się ze mną spotka. Spotkała. Dzisiaj się przyjaźnimy, a między dziećmi jest ponad 6 lat różnicy. Szybko zrozumiałam, że to wcale nie jest plan B, w moim życiu to jest plan A i już. Ludzie różnie mają dzieci - niektórzy wg planu, inni bez, niektórzy na pocieszenia, albo, żeby się związek jeszcze nie rozpadł, inni z miłości, niektórzy, bo wydaje im się, że tak trzeba, niektórzy w parze, inni bez, niektórzy na etacie, inni bez. Macierzyństwo nauczyło mnie, że każdy ma naprawdę inaczej i że nie moja sprawa, jak ktoś inny wychowuje dziecko.
Solo macierzyństwo z wyboru to moja droga. Dzisiaj jestem mamą trzylatki. Macierzyństwo mnie spełnia, czuję się silna, chociaż dotykam w nim moich największych słabości, czuję się pewna siebie, mimo, że to ciągle chodzenie po nieznanym terytorium i zderzanie się na co dzień z nowymi wyzwaniami, jestem dumna, że tego dokonałam mimo wielu trudności, czuję przypływ sił i energii, mimo, że wkraczam w to, co nazywa się w naszej kulturze kryzysem wieku średniego albo - u kobiet - perimenopauzą (czyli tą dekadą przed menopauzą). Czy czuję się inna? Nie. Może czasem, jak wtedy, kiedy trzeba było wpisać fikcyjne imię nieistniejącego ojca w akcie urodzenia, bo w Polsce system inaczej nie puszcza i urzędnik najwyżej wymyśla sam i jakieś wpisuje… albo wtedy, kiedy koleżanka poradziła mi na przemęczenie chodzić na jogę, bo ona idzie na godzinkę i jest, jak nowa. Tylko ona zostawia dziecko z partnerem, a dla mnie wyjście samej oznacza konieczność zapłacenia komuś za opiekę albo polegania na kimś z rodziny. Ale poza tymi drobiazgami nie czuję się inna. Jak nigdy w życiu czuję się sobą i na swoim miejscu.
Agata Nowotny, solo mama, mentorka, facylitatorka, edukatorka.
Agata Nowotny jest dla Was dostępna w czułym punkcie, miejscu, które powstało z myślą o mamach po rozstaniach.
Agata od 20 lat pracuje wspierając organizacje i firmy w projektowaniu holistycznych rozwiązań skoncentrowanych na człowieku. Szczególnie lubi prowadzenie procesów rozwojowych dla kobiet. Stawia oryginalne i otwierające pytania, inspiruje otwierając na inne perspektywy, pracuje na zasobach wierząc, że to one dają najlepszą i najbardziej trwałą energię do działania.
W czułym punkcie, otwartym na warszawskiej Saskiej Kępie, Agata Nowotny prowadzi przygotowany specjalnie dla Was program sesji mentoringowo-kreatywnych "NOWY POCZĄTEK".
To 3, 6, lub 8 tygodniowy proces indywidualnej pracy, podczas którego:
- przejdziesz przez mapę nowego początku: od pustki i oporu po pierwsze decyzje
- zbudujesz odwagę do życia po swojemu, nawet jeśli to oznacza zaczynanie wszystkiego od nowa
- odkryjesz, że kreatywność to nie sztuka, to sposób życia: narzędzie kontaktu z intuicją, emocjami i wewnętrzną przewodniczką
- dostaniesz konkretne, twórcze praktyki, które pomogą ci ułożyć siebie na nowo - bez przymusu, w swoim tempie
Co wyróżnia ten mentoring?
To nie terapia. To nie coaching. To bezpieczna, intymna przestrzeń, w której połączysz:
- wsparcie emocjonalne i mentoring
- narzędzia rozwoju osobistego
- twórcze praktyki: praca z obrazem, tekstem, symbolami etc. pomagające odzyskać kontakt ze sobą
Dla kogo to jest?
Dla Ciebie:
- jeśli jesteś po rozstaniu (świeżym, albo sprzed lat) ale nadal czują ciężar przeszłości
- tęsknisz za nowym początkiem, ale coś Cię zatrzymuje
- chcesz ruszyć naprzód, ale nie przez analizę, tylko przez przeżycie, tworzenie i bycie blisko siebie
- czujesz, że coś się w Tobie budzi, ale nie wiesz jeszcze, czym to nowe ma być
- szukasz towarzyszki w drodze, nie terapeutki, nie coacha, ale kogoś, kto bez oceny i z czułością pomoże Ci odzyskać głos, sprawczość i nadzieję.
Jakie tematy poruszycie?
- co cię zatrzymuje?
- jak żyć, kiedy nie wiesz jeszcze kim teraz jesteś?
- jak przestać się bać, że to już za późno "zaczynać od nowa"
- gdzie możesz zacząć? bez ciśnienia i presji na wielkie decyzje i sukcesy
- jak odróżnić swój głos od głosu lęku, wstydu, przeszłości oraz oczekiwań innych?
Jak wygląda proces?
- w zależności od pakietu: 3, 6, lub 8 sesji mentoringowych 1:1 90minut, raz na tydzień lub raz na dwa tygodnie
- indywidualne dopasowanie tematów i rytmu spotkań.
Na co możesz liczyć?
- bezpieczna przestrzeń na trudne emocje - bez oceniania, bez naprawiania, bez presji
- uwaga i skupienie na twojej perspektywie i twoich przeżyciach
- poznasz siłę kreatywnych metod i narzędzi, które nie tylko dobrze regulują system nerwowy, ale pozwalają na zupełnie nowy wgląd w rzeczywistość
Co zyskasz?
- ulgę i pewność siebie - nie musisz wiedzieć wszystkiego od razu, żeby zyskać spokój
- odwagę do małych decyzji, które budują nowe życie
- głębszy kontakt ze sobą - swoim ciałem, głosem, emocjami
- narzędzia, które zostaną z Tobą na dłużej
Pakiety mentoringowe*:
1. START- rozmowa wstępna + 3 sesje + wybrane karty pracy twórczej.
Pierwszy krok dla kobiet chcących spróbować tej formy pracy i rozpoznać swoje możliwości.
Koszt pakietu: 1000zł.
2. TRANSFORMACJA - rozmowa wstępna + 6 sesji + zeszyt ćwiczeń.
Pełny proces nowego początku - od mapowania obaw i blokad, po identyfikację zasobów i określenie kierunków działania w nowej rzeczywistości.
Koszt pakietu: 2000zł.
3. Integracja - rozmowa wstępna + 8 sesji + zeszyt ćwiczeń i inspiracji.
Najgłębszy wariant, dla tych, które chcą nie tylko ruszyć ze zmianami w życiu, ale trwale zbudować odwagę bycia sobą i budowania swojego świata zgodnie z własnymi potrzebami.
Koszt pakietu: 2666zł.
Zapisy i szczegóły pod mailem: kontaktczulypunkt@gmail.com
* Sesje odbywają się indywidualnie, stacjonarnie, w niektórych przypadkach i po wcześniejszym ustaleniu praca częściowo może przebiegać online.
Kolejny Mamazin już 4. września.
Mamazin nie ma kasy na promocję, jeśli uważasz, że warto polecić ten numer, udostępnij proszę info i link. Jeśli znasz kobietę, której dobrze zrobi lektura Mamazinu, zaproś Ją teraz. Dziękuję. P.
Trwa ładowanie...