Smutne refleksje

Obrazek posta

Izabella Starzec: Od kiedy tak świadomie obserwujesz Konkurs Chopinowski? Czy od 1975 roku, kiedy kolega z ławy szkolnej, Krystian Zimerman, wygrał Konkurs? Czy może już wcześniej fascynowałeś się zmaganiami pianistycznymi?

 

Adam Rozlach, krytyk muzyczny, Program I Polskiego Radia, TVP Kultura: Na pewno wcześniej. W 1970 roku zostałem uczniem tej szkoły, w której potem uzyskałem maturę i pisałem tam jakieś pierwsze „recenzje” z występów Janusza Olejniczaka, czy Piotra Palecznego. To było w Katowicach, gdzie wtedy mieszkałem. Pięć lat później słuchałem Konkursu w radiowej Jedynce i niesamowicie przeżywałem występy Krystiana Zimermana. Jakże się cieszyłem z jego wygranej! Notabene komentatorami tego Konkursu byli moi mistrzowie – doc. Marian Wallek-Walewski no i legendarny red. Jan Weber

Przy kolejnym Konkursie już byłem obecny dziennikarsko, ponieważ pracowałem w katowickiej Rozgłośni PR, ale w Warszawie pojawiłem się dopiero w 1985 roku. Byłem zapraszany do Trójki przez Małgorzatę Pęcińską, gdzie wspólnie, codziennie przygotowywaliśmy dwugodzinne relacje. Potem do Dwójki, do Radia BIS, do mojej Jedynki, a od 2005 roku, od Konkursu, którego zwycięzcą został Rafał Blechacz, do dziś prowadzę Konkursowe Studio w TVP Kultura – to był już mój piąty, „telewizyjny” Konkurs. W sumie tegoroczny Konkurs był dla mnie już dziewiątym, jaki przeżyłem od deski do deski, nie opuszczając ani jednego dnia, ani jednego przesłuchania.

 

Nasuwa się zatem pytanie, co się zmieniło twoim zdaniem na przestrzeni lat?

 

– Chyba wszystko pomału się zmieniało. Ciągle się zmieniał program, coraz to inne utwory stawały się obowiązkowymi. Zaczęto też dawać kandydatom większą swobodę w propozycjach konstruowania repertuaru – zwłaszcza w II i III etapie, ale i w finałach. Zmieniła się liczba uczestników I etapu. Dawniej była ich ponad setka, teraz jest około 80. Nawet się teraz zastanawialiśmy, czy nie warto byłoby jeszcze bardziej zmniejszyć tę liczbę – na przykład do czterdziestu, czy pięćdziesięciu. No i w tym roku zmieniono materiały nutowe w koncertach, dając dyrygentowi, muzykom FN ale przecież i solistom do wykonania inną orkiestrację. Nie wiem, czy powodem były zbyt wysokie koszty tradycyjnego wynajmu partytury. Przyznam, że jestem tym dość poirytowany, bo odbiło się to wyraźnie na poziomie akompaniamentu, ale i z tej racji, że skoro konkursy są po to, żeby pilnować tradycji, to jednak nie powinno się zmieniać oryginalnej partytury, prawda?

Podobnie nietrafionym pomysłem było dodanie w tym roku do finału Poloneza-Fantazji As-dur op. 61, który poprzedzał występ z orkiestrą. To była porażka! Nie można pianistów narażać na tego typu stres, dodatkowo wzmocniony przez obecność stu muzyków orkiestry za plecami…

 

Zapewne z tego można było wybrnąć, proponując najpierw prezentacje solowe danej grupki finalistów, a dopiero potem koncerty. Ale chyba nie tylko w tym rzecz?

 

– No właśnie. Czy to było potrzebne do weryfikacji ich gry? Przecież już chyba po trzech etapach z tak różnorodnym programem prawie wszystko było wiadomo. Myślę, że organizatorzy chcieli ten finał trochę urozmaicić, ale to było naprawdę niedobre i nie sądzę, by przy następnym konkursie konwencja ta została utrzymana.

 

Który z aspektów konkursu uważałbyś za wart dopracowania?

 

– Na pewno potrzebna jest weryfikacja systemu punktowania. W tym roku nie zdała egzaminu. Trzeba tak zrobić, żeby nie ginęły talenty w pierwszym etapie i aby nie czekać pięć godzin na ogłoszenie wyników! Skoro wyłącznie arytmetyczną średnią dochodzi się do finału, to potem przewidziana już regulaminem dyskusja nad ewentualną, bo możliwą zmianą kolejności, powinna mieć większe szanse powodzenia. Okazało się, że wszelkie próby zmiany ponoć nie miały wymaganej większości, skutkiem czego zwycięzcą Konkursu został pianista, którego zwycięstwa miało nie chcieć 10 z 17 jurorów. Czyli coś tu nie zagrało, prawda? A przez te bezskuteczne targi  na werdykt czekaliśmy do 2.30 w nocy...

Bardzo chciałbym, żeby NIFC jako główny organizator spotkał się z przyjaciółmi Konkursu, dziennikarzami muzycznymi, ale i z samymi pianistami, którzy będą mogli wskazać co ich zdaniem było dobre, co było złe, co można by poprawić na przyszłość, itd.

 

Werdykt, jak rozumiem, był dla ciebie dużym zaskoczeniem.

 

– Bardzo! Miałem wrażenie, że Eric Lu był z etapu na etap przepychany. Jego gra nie wywierała – nie tylko na mnie – większego wrażenia. Do tego miał jakąś kontuzję palca, więc automatycznie wpływało to na poziom jego gry, a jednak szedł dalej aż do I nagrody – można było w końcu odnieść wrażenie, jakby od początku został namaszczony jako zwycięzca. Tymczasem takie olśnienie, jak ta 16-17 letnia Chinka Tianyao Lyu, czy z drugiej strony 30-letnia Japonka Shiori Kuwahara uplasowały się na dalszych miejscach, poza podium, a obie były o wiele bliżej Chopina od zwycięzcy Konkursu, zwłaszcza młodziutka Chinka, która od półtora roku przygotowywała się do Konkursu w poznańskiej AM pod okiem Katarzyny Popowej-Zydroń.

 

A Gruzin David Khrikuli?

 

– Niespecjalnie mi się podobał, ale był jakimś zjawiskiem, osobowością. Na pewno znaczącą osobowością był Kevin Chen – bardzo wrażliwy pianista, nie tylko wirtuoz. Najbardziej imponowała mi jednak spośród wszystkich wspomniana Tianyao Liu, która w tak młodym przecież wieku wybitnie panowała nad formą, melodią, harmonią, dynamiką, nad pięknem chopinowskiej muzyki i jej tanecznością. Mówiła nam, że uczyła się tańców polskich i to było słychać w jej grze. Niektórzy uczestnicy wręcz zadziwiali swoją chęcią zgłębienia kultury polskiej, języka i tańców. Mieliśmy przecież fantastycznych braci Koreańczyków mieszkających w Polsce, Hyo i Hyuka Lee którzy pokazali się ze znakomitej strony, dochodząc aż do półfinału, a którzy języka polskiego uczyli się z listów Chopina. Czy to nie wzruszające…

Tak przy okazji, nie każdy, kto wygrywa Konkurs, czy też znajduje się w gronie finalistów, jest Chopinistą, choć aż się prosi by był. Jurorzy powinni o to dbać, a nie dbają. Przypomnę historię sprzed 15 lat, gdy Konkurs wygrała Julianna Awdiejewa, a nie powinna. Tak samo Eric Lu nie jest Chopinistą. Natomiast trzeba dbać ze wszystkich sił o tych, którzy zbliżają się do istoty muzyki Fryderyka Chopina.

 

Jaki wyłaniał się z Konkursu obraz polskiej pianistyki?

 

– Nie za ciekawy, niestety. Byliśmy w studiu dość powściągliwi. Nie wyobrażaliśmy sobie, by dołować polskich pianistów, ponieważ naszą rolą jest nie tylko popularyzacja muzyki Chopina, ale i polskich pianistów. Poza tym ekspertów z telewizji ceni się i szanuje także za to, że nikogo nie deprecjonujemy, że zawsze staramy się szukać pozytywów. Niemniej, sądzę, że kondycja polskiej pianistyki na tle innych nacji wypada raczej słabo. Ten obraz dodatkowo został zdeformowany, gdy do II etapu nie przepuszczono Mateusza Dubiela, który pół roku wcześniej został bezapelacyjnym triumfatorem Ogólnopolskiego Konkursu Chopinowskiego. Nawet jeśli można by mu było coś zarzucić, to na pewno nie można tak wybitnie zdolnemu młodemu człowiekowi odbierać szansy pokazania się w kolejnych etapach. Gdybyśmy się uparli, to u wszystkich pianistów, także finalistów, moglibyśmy znaleźć jakieś błędy, uchybienia. Moim zdaniem już na początku Konkursu wyeliminowano najlepszego Polaka, w ten sposób obraz polskiej pianistyki został wypaczony. Ot, takie w sumie smutne refleksje…

Adam Rozlach Konkurs Chopinowski XIX Konkurs Chopinowski laureaci Eric Lu Kevin Chen Izabella Starzec David Khrikuli Mateusz Dubiel

Zobacz również

Wratislavia Cantans - jubileuszowe wspomnienia
Gdzie jest Chopin?
Różne grupy interesów

Komentarze (0)

Trwa ładowanie...