Gdzie jest Chopin?
Izabella Starzec: Jaka była twoja pierwsza reakcja, gdy poznałeś wyniki konkursu?
– Jakub Puchalski – krytyk muzyczny, „Tygodnik Powszechny”, Radio Chopin, autor małej monografii PWM „Chopin”: Przyznam, że byłem zaskoczony, mimo że skład finału był tak ułożony, że właściwie wyniki były mi dość obojętne, jak zapewne nigdy dotąd. Ale jednak pierwsza nagroda dla Eryka Lu była dla mnie niespodzianką.
Dlaczego?
– Eric Lu przez cały Konkurs grał, walcząc z materią i z duchem muzyki. Skądinąd usłyszałem, powiedzmy „z kręgów jurorskich”, że Gabriele Strata, który odpadł w drugim etapie, „grał wbrew naturalnemu nurtowi muzyki” i było to odczytywane jako „fałszywe”. Nie polemizując z tym indywidualnym odczuciem, to jednak uważam, że coś specjalnego zawsze ze sobą wnosił, nowatorską lekturę. Na każdy kolejny takt czekało się, bo nie wiadomo było, co pianista w nim pokaże, jaki będzie miał pomysł interpretacyjny. Natomiast u Lu tych korzyści w ogóle nie odczuwałem. Pozostawało tylko wrażenie grania pod prąd, jakby na zaciągniętym hamulcu.
Te różne dyskusje były na każdym etapie i po każdym. Jakie były twoje największe rozczarowania?
– One właściwie skończyły się na etapie drugim, ewentualnie trzecim, ponieważ wtedy wyeliminowano pianistów, którzy wydawali mi się szczególnie interesujący. Na szczęście pozostał Kevin Chen, który otrzymał ostatecznie drugą nagrodę. Zasługiwał na drugą, mógłby dostać pierwszą, mógłby dostać też jakąkolwiek inną, bo w tym układzie wszystko było możliwe. Ponadto jego finałowy Koncert e-moll był tyleż znakomity, co asekuracyjny, i w efekcie mało przekonujący. W tym roku brakowało jakiegoś oczywistego faworyta.
Skąd jednak te wątpliwości dotyczące pierwszej nagrody?
– Moim zdaniem ten wybór był takim trochę pójściem na łatwiznę. Przyznano nagrodę artyście już sprawdzonemu. Eric Lu już wygrał konkurs w Leeds, a 10 lat temu zajął czwarte miejsce w Warszawie. Sam powrót do Warszawy jest w ogóle cokolwiek zaskakujący. Kiedyś chyba nie można było czegoś takiego zrobić. Laureat nie startował już więcej w Konkursach Chopinowskich. Więc Eric Lu przyjechał po to, żeby potwierdzić i podnieść swoją rangę. Może chciał po prostu podnieść stawkę swoich gaży? No i kwestia wieku – jak na warunki konkursowe mieliśmy do czynienia z pianistą już leciwym, blisko górnej granicy dopuszczalnego wieku, czyli pianistą ukształtowanym. To nie znaczy, że nie będzie się zmieniał, ale jakąś drogę rozwoju już przebył i mogliśmy ją poznać. Moim zdaniem to zupełnie nie jest obiecujący kierunek, mimo że jury było odmiennego zdania.
Jednocześnie byli tutaj muzycy, którzy z jednej strony oferowali nie gorszą jakość niż Eric Lu, natomiast dodatkowo jeszcze mieli w sobie ten potencjał, który mógł ponieść w pełną niespodzianek przyszłość także pozycję Konkursu, poprzez przyznanie któremuś z nich pierwszej nagrody.
Jakie, twoim zdaniem, czynniki zadziałały?
– Nie mam pojęcia. Matematyka, arytmetyka, zawyżona punktacja? A poza tym odbywała się dyskusja na temat podziału nagród w ogóle, jak również nagród specjalnych. Wszystko mogło mieć znaczenie.
Podczas omawiania kolejnych etapów w Radiu Chopin podejmowałeś czasami wątki związane z punktacją, wskazując na pewne słabości tego systemu, w którym tak na dobrą sprawę jurorzy ograniczają się do wykorzystania ze skali 25 punktowej raptem 5 punktów.
– No właśnie. Zamiast podejść w sposób taki absolutnie matematyczny, dla tego 8 punktów, dla tamtego 12, dla innego 17, a dla absolutnego geniusza – 25. To jest pytanie zasadniczo do jurorów samych, jak oni o tym myślą, ale ja bym tutaj nawet nie zwalał winy na system, bo system sam jest pomyślany sensownie. Mają możliwość oceniania w skali od 1 do 25. Problem jest w tym, co oni z tym robią później. Do tej pory rzeczywiście doświadczenie wskazywało, że jurorzy mają tendencje graniczące z poczuciem przymusu dawania punktów minimum 20 albo ewentualnie 19, jeżeli już nie chcą, żeby ktoś przeszedł dalej. W efekcie zawężają tę skalę, punktując wszystkich bardzo wysoko, od 20 do 25. A potem brakuje zróżnicowania w rezultatach. I gdy okazuje się, że poszczególnych pianistów dzielą dziesiąte lub setne części punktu, to jeżeli ktoś chce negocjować przesunięcie kogoś wyżej o to jedno, a nawet dwa miejsca – bo to jest dopuszczalne w dyskusji przed końcowym werdyktem – to ma mocne argumenty. Choć jest to wbrew założeniom systemu.
Dlaczego tak się dzieje?
– Myślę, że sam problem tkwi w jurorach i ich podejściu do ocenianych tutaj osób. Tak jakby zakładali, że 1 punkt to jest dla kogoś, kto w ogóle nie potrafi grać na fortepianie i dopiero zaczął się uczyć. Zatem 10 punktów to dla kogoś, kto już opanował gamy, a 15 punktów, kto opanował tekst muzyczny. Ale przecież to chyba nie o to chodzi. Przecież wiadomo, że w Konkursie Chopinowskim wszyscy opanowali tekst. No przecież nie na tym konkurs polega.
To na czym polega konkurs?
– To jest dobre pytanie. Ale, pomijając podstawowe definicje, że na poszukiwaniu najlepszego chopinisty (co samo w sobie jest zagadkowe), to sądzę, że każdy konkurs polega trochę na czymś innym. Na XIX Konkursie Chopinowskim wrażenie robi liczba słuchaczy, bo jest to wydarzenie w skali całego świata. Publiczność, jak w sporcie, śledzi „rozgrywkę” i kibicuje swoim ulubionym artystom. Sala koncertowa Filharmonii Narodowej może pomieścić mniej więcej 1100 osób. Reszta słucha w innych przekazach medialnych – w radiu, telewizji, na kanale YouTube. Stąd rodzi się fenomen tego Konkursu.
Poza tym odbiorcy widzą swoich bohaterów z różnych perspektyw, obserwują na przykład mimikę pianistów, którzy bardzo teatralnie niekiedy wyrażają swoje uczucia, więc chopinowski koncert niejednokrotnie zmienia się w swego rodzaju chopinowski spektakl. Wydaje mi się więc, że to, czym obecnie odznacza się Konkurs to masowość, ale i wielopostaciowość oddziaływania muzyki. Także jej strony spektakularnej.
Słuchałeś całego konkursu w sali Filharmonii Narodowej. Jakie są twoje obserwacje względem odbioru dźwięku? Pytam dlatego, że komentatorzy ze studia telewizyjnego często podkreślali, że nie są w stanie dokładnie ocenić gry, ponieważ nie słyszą jak na sali, czyli tak naprawdę jak słyszy jury.
– Oczywiście, że to wpływa na odczuwanie muzyki. Na sali mamy naturalny dźwięk, naturalną projekcję dźwięku w pełnej skali dynamicznej, niczym niezmienionej i ze wszystkimi odbiciami, ze wszystkimi wybrzmieniami pedału, które w różny sposób też się rozchodzą. Warto też pamiętać, że na parterze słychać jednak trochę inaczej niż na balkonie, gdzie siedzi jury. Na balkonie pianiści brzmią troszeczkę lepiej, bardziej klarownie i selektywnie, natomiast osoby słuchające z głośników otrzymują jeszcze zupełnie inny dźwięk.
Mikrofony są umieszczone bardzo blisko fortepianu, zbierają dźwięk kierunkowo, a następnie przechodzi on przez filtry, które obniżają wszystkie przerysowane i zbyt głośne dźwięki, które na sali bywają przygniatające. Wyławiają też dźwięki, które są tak ciche, że na sali pozostają niesłyszalne i giną w pogłosie pedału – wydaje się więc, że wszyscy grają bardzo detalicznie, co nie jest prawdą. Pomagają tym pianistom, którzy nie panują nad fortepianem w sposób doskonały, a takich było wielu. W każdym razie efekt ostateczny był zgoła odmienny od tego, co było słychać w sali koncertowej. Byli też pianiści świetnie panujący nad instrumentem, jak Kevin Chen, czy w dużej mierze Eric Lu – zazwyczaj starannie kontrolujący pedalizację. Tacy artyści brzmieli jednakowo dobrze.
Dużo reakcji i komentarzy niósł Internet. Wiele było emocji, czasem zbyt wiele…
– Osobiście uważam, że ludzie mają do tego prawo. Sztuka jest przeznaczona dla wszystkich i jej istotą jest oddziaływanie szerokie i głębokie. Uważam, że nie ma w tym nic złego i cieszę się z tego, bo w tym tkwi prawdziwy sens Konkursu.
W gruncie rzeczy nie potrzeba kolejnych konkursów na świecie do tego, żeby wyłaniać wybitnych pianistów, zwłaszcza kiedy taki pianista już zrobił, lub robi karierę, jak w wypadku zwycięzcy, Erica Lu. Konkurs przydaje się do popularyzowania muzyki i w tym XIX Konkurs Chopinowski osiągnął absolutne mistrzostwo świata.
Co twoim zdaniem wymaga obecnie największego przemyślenia, dyskusji względem Konkursu Chopinowskiego?
– To jest dobre pytanie. Jest wiele takich kwestii, czyli jakiego Chopina chcemy mieć i jak graną muzykę Chopina chcemy promować? Czym ona dla nas jest w tej chwili – czy jest torem wyścigowym, czy nośnikiem emocji poprzez subtelną narrację? Mnie brakowało tego, co kojarzymy ze stylem chopinowskim, a jeśli byli tacy pianiści, to raczej odpadali na wcześniejszych etapach. W gruncie rzeczy, po trzech tygodniach Konkursu Chopinowskiego, mam dużą ochotę wrócić do domu i wreszcie posłuchać sobie Chopina.
Trwa ładowanie...