Może warto przeczytać i udostępnić młodszemu pokoleniu? 🤔
Będąc młodą osobą, rzadko mylimy o konsekwencjach swoich poczynań. Nawet jeśli tak, to nie obejmują one prawdziwej rzeczywistości. Nie ma strachu przed czymś, czego się zna. Bywa, że jest to przypadek, choroba lub coś, co określimy powiedzeniem „Raz kozie śmierć". To ostatnie dla zabawy, chęci zaimponowania, z braku wyobraźni, na złość, z bezsilności. Powodów można wymieniać wiele. Tymczasem tak naprawdę nigdy nie jesteśmy gotowi na rzeczy, które nas czekają, gdy mamy pecha wpaść w niepełnosprawność.
Wszelkie przestrogi w młodym wieku wydają się błahe, można je przekazywać, ale czy ze skutkiem? Pod tym postem pewnie wypowiedziałoby się dużo osób w tym stanie.
Może nawet warto dla przestrogi…
Jednego dnia chodzisz, bawisz z rówieśnikami, masz plany i marzenia, a minutę potem wszystko legnie w gruzach. W pierwszej chwili o tym nie wiesz, wydaje się, że przyjdzie pomoc od ludzi w białych kitlach. Pojawiają się koło ciebie bliscy, widać w ich oczach rozpacz i bezradność.
Teraz twoim towarzyszem jest ból i lepiej, jeśli go czujesz. Jeśli nie to gorzej, brak czucia jest straszne. Przestajesz panować nad sobą, twoje ciało staje się obce. Personel szpitalny wykonuje pracę przy tobie, nikt się nie pieści z tobą. Może nawet pożartują, ale są inni pacjenci, znikają po chwili. Bliscy przychodzą, albo i nie.
Być może lekarze przeprowadzili już z tobą rozmowę, ale im nie dowierzasz „Mnie to nie dotyczy, za chwilę będzie lepiej…”. Gdy ta chwila mija i jest jeszcze gorzej, nie chcesz dopuścić do myśli tego, co zaczyna podpowiadać strach. Zaczynasz szukać pocieszenia w oczach ludzi przewijających się koło ciebie. Te oczy unikają twoje spojrzenia. Nie ma w nich nadziei dla ciebie.
Lekarze wymijająco mówią, że każdy przypadek jest inny, czas pokaże. Pokaże, zawsze pokazuje, ale zwykle nie to, co chcielibyśmy. Szpitalna opieka jeszcze oddala rzeczywistość, która cię czeka.
Jeśli masz szczęście i twój przypadek nie zabrał ci władzy nad rękami uczysz się obsługi z tym co masz. Jeśli paraliż zabrał wszystko… Pojawiają się różne myśli, domysłom zostawiam jakie. Wzrokowo poznajesz młoteczek neurologiczny, jesteś przypadkiem. Nie czujesz badania odruchów, złość wzbiera, bezsilność sprowadza na ziemię.
Dostajesz wypis do domu swojego albo pomocy społecznej. W domu spotykasz jeszcze większą bezradność, otoczenie stało się nieprzyjazne. Starasz się dostosować do nowej rzeczywistości. Pomoc bliskich przechodzi z zaangażowania w rutynę. Potem dopada zmęczenie, często niechęć i wyrzuty. Być może udało ci się do tego czasu dostosować w jakimś ułamku. Wiesz, jak poszukać pomocy, zdobyć środki na sprzęt i przystosowania. Masz jakąś cząstkę niezależności.
Zanim zobaczysz nowe możliwości miną miesiące, a nawet lata. Już nie ma przy tobie ludzi, z którymi spędzałeś dawniej czas.
Stajesz się innym człowiekiem…
Innym nie znaczy gorszym, ale teraz trudno ci w to uwierzyć.
Trwa ładowanie...