Avatar użytkownika

Ewka Błaszczyk

7
patronów
260 
miesięcznie
7
patronów
260 zł
miesięcznie

Posty

przypięty
Materiał 18+
Pierwszy rozdział powieści

Mamita sapie głośno, wielkim wachlarzem schładza latynoskiej urody twarz. Królowa kibla jest wkurzona, odrzuca na plecy burzę czarnosiwych loków. Z powodu włosów i gorącego temperamentu jest dla dworcowych mamitą – nie mamuśką. Rządzi zapomnianym szaletem na tyłach dużego dworca w dużym mieście. Kaśka stoi ze wzrokiem wbitym w posadzkę i liczy kafelki. Jest jej głupio, ale nie tak bardzo, jak mamita by sobie życzyła. Dziewczyna musi czuć wagę występku i zrozumieć, że nie wolno podcierać się Balzakiem. Taka jest umowa ze wszystkimi, którzy wypożyczają z szaletu mamity: książka ma wrócić w ciągu miesiąca, niewybrakowana. To jedyna tu świętość, świętsza niż papier toaletowy i woda w spłuczkach. Mamita powtarza, że dupa sobie zawsze jakoś poradzi, a głowa wykoleja się łatwo. Za braki pobierana jest opłata dwudziestu złotych na rzecz utrzymania kanciapy dla bezdomniaków. Zniszczenia można odpracować – najczęściej myjąc cały kibel, łącznie z podłogą i ścianami. Nieodpracowanie skutkuje trwałym wykluczeniem z szaletowej wspólnoty. Kara rośnie, gdy książka jest popularna i biblioteka ma ją tylko w jednym egzemplarzu. Tak jest z Eugenią Grandet, którą Kaśka pozbawiła kluczowych dla wątku romantycznego stron. Upiera się, że powieść raczej zyskała na podtarciu się Karolem Grandet - wielką miłością Eugenii i kutasem do potęgi. Zatrudniłabym się w każdej bibliotece jako niszczycielka kolesi, którzy krzywdzą dobre laski, mówi. Przeczytała powieść trzy razy i wiedziała, które kartki wyrywać, gdy się znowu zacznie z niej wylewać. Z Kaśki wylewają się czasem resztki Ludwiczka, choć nie było stwierdzone, że trzymiesięczna galaretka była rodzaju męskiego.

10.08.2023 Brak komentarzy
Opowiadanie KROPKI

Niespodziewanie łapie się na życzliwej myśli względem Skonieczki. Są w podobnym wieku. Postanawia przełamać rutynę i zaprosić go na sierpniową rocznicę, upiecze ciasto drożdżowe ze śliwkami – renkloda ugina się od obfitości owoców - i nie będą rozmawiać o płocie, pogawędzą o starych dziejach, to jedyne bezpieczne rewiry dla ludzi takich jak oni. Kilka dni później stoi przy eleganckim ogrodzeniu domu Skonieczki i zaprasza zdumionego sąsiada: niech pan przyjdzie dokładnie za trzy tygodnie! Odchodzi szybko, speszona własną śmiałością, nie czekając na odpowiedź. Wie, że Skonieczko przyjdzie. Dopiero gdy wraca do domu i przystaje na dłużej przed lustrem - używa go wyłącznie do kontroli upięcia białych włosów starą gumką, plus pięć wsuwek po każdej stronie głowy - zdaje sobie sprawę, że w sierpniu będzie chciała dobrze wyglądać. Chyba wciąż ma w szafie jakieś sukienki albo przynajmniej przyzwoitą bluzkę ze skromnym dekoltem. Szkoda, że szminka się kruszy, ta co jej nigdy nie miała na ustach. Może rozetrze suche, czerwone drobiny w maśle? Skonieczko przechowuje stary i pasujący jeszcze do figury garnitur, oficerskiego munduru już nie, ale zdobywa się tylko na białą koszulę do zwykłych spodni. Trzeba przyznać, że starannie wyprasowaną. Rękawy mają bezlitosne kanty i ma się wrażenie, że półprzezroczysta, stara tkanina rozpadnie się przy najdelikatniejszym dotyku. Jurczakowa nie planuje dotykać Skonieczki. Jest w dobrym nastroju, świergotliwym wręcz, niezwłocznie zabiera się do przełamywania rutyny dotychczasowych spotkań. Nóż stanowczo sunie przez świeży placek śliwkowy, wydający ostatni oddech pary tuż pod nosem Skonieczki. Nie chce, żeby znów zaczął mówić o płocie i technice, zagaja więc znad kieliszka pierwsza.

02.08.2023 Brak komentarzy
Opowiadanie MERRY CHRISTMAS, KEINE GRENZEN

Nie mam już nikogo. Całą rodzinę zabili w Aleppo jednego dnia. Została mi tylko daleka ciotka w innym mieście, przygarnęła i utrzymywała przez kilka lat. Rodziny własnej nie założyłem jeszcze, za miesiąc skończę dopiero 22 lata. Mnie się wtedy cudem udało przeżyć, wiozłem rano skrzynki z manakish do innej części miasta. Bo ja jestem chłopak od chleba. Cała rodzina pracowała w piekarni. Gdyby pan tylko widział, jakie rano stały do nas kolejki! Byliśmy przedostatni, przed piekarnią w dzielnicy Tarik al-Bab, którą kilka tygodni później bomby Asada zrównały z ziemią. I już nie było chleba w Aleppo. Wie pan, że mój kraj to najstarszy na Ziemi obszar, gdzie rozpoczęto uprawy zbóż na chleb? 9000 lat temu! (Milczy przez chwilę. Uśmiecha się.) Jeśli chodzi o politykę. Wy, ludzie z gazet, wszystko opisujecie mądrymi słowami, a ona dla mnie oznacza tylko śmierć i samotność. Więc po co miałbym się na niej znać? Nikogo nie obchodzą ludzie od chleba. U nas jest takie przysłowie: Kto myśli o zemście – ten nie śpi. Czułem wiele razy gniew tak wielki, że mógłbym zabijać. Ale ręce od chleba nie powinny mordować, tak myślę. Mówiłem więc do moich rąk, cierpliwie im tłumaczyłem. Teraz mówię też do nóg. Niech pan popatrzy na moje protezy! Są wspaniałe, człowiek tyle dobrego może zrobić, jeśli tylko chce. Lekarze powiedzieli, że z takich samych materiałów robi się rakiety, ale już nie pamiętam - te do zabijania, czy do lotów w kosmos. Chyba takie i takie. Ktoś opłacił mi te nowe nogi, nawet nie wiem, kto. Ale wiem, że one mnie trzymają z dala od zemsty.

Dołącz do grona Patronów!

Wesprzyj działalność Autora Ewka Błaszczyk już teraz!

Zostań Patronem