Od kilku już lat piszę moją ulubioną Lamą. Daję ją w prezencie niemal każdemu. Raz nawet można było wygrać u mnie na Instagramie w rozdaniu jej edycję kolekcjonerską.
Powiedzieć, że jestem w nich zakochana to jak nic nie powiedzieć. Są mega wygodne. Szczególnie gdy posiadasz tłoczek i nie musisz kupować za każdym razem nabojów (które są w nieziemskich kolorach, tak w ogóle). Wystarczy, że kupisz buteleczkę z tuszem. No i właśnie. Na rynku dostępne są tusze i atramenty do piór. Łatwo się pogubić, co do czego służy. Swego czasu też się zastanawiałam. Chciałam rysować piórem po swoich pracach, ale denerwowało mnie, że atrament się rozmazywał. Obserwowałam na Instagramie, jak robią to inni (np. Ohm Mar Win) i czułam frustrację. Ja też tak chcę! Co robię nie tak?!
Dopiero gdy zaczęłam szukać rozwiązania, znalazłam odpowiedzi. To był czas gdy szukałam tuszu do Lamy dla koleżanki mojej Najstarszej na prezent urodzinowy. Zamówiłam wtedy też sobie kilka tuszy oraz pióro stalówkowe (póki co no name i niestety marne, więc ich nie polecę) do testów.