- Miał bardzo dużo szczęścia, nie zawsze tak jest-powiedział do mnie lekarz.
Zadzwoniła po mnie Monika. Od razu wiedziałem, że coś się wydarzyło. Miesiąc temu, wrócił z Norwegii jej brat, Andrzej. Po śmierci żony zajmowała się trójką jego nieletnich dzieci. Po alkoholu wariował, demolował wszystko co się dało. Często brał się do bicia. Gdyby nie Covid 19 , siedziałby teraz w Skandynawii na robocie i do niczego by nie doszło. Niestety stocznia w której pracował, na czas pandemii została zamknięta.
- Zrobiło się gorąco. Może cię bardzo swędzieć- poinformował lekarz, który skończył zakładać gips.
- Długo będę musiał w tym chodzić?- zapytał Łukasz.
- Kość złamana, a mięsień w dwóch miejscach prawie zupełnie rozdarty- odpowiedział lekarz.
- To kiedy będę mógł wrócić do treningów. Za dwa miesiące mam zawody- zaniepokoił się Łukasz.
- Co trenujesz? -zapytał lekarz i zaczął myć ręce.
- Boks- odpowiedział Łukasz.
- Tutaj macie wszystko, napisane. Jak się coś będzie działo to proszę dzwonić-powiedział lekarz i podał mi dokumenty.
Pomogłem Łukaszowi usiąść na wózek. Potem przesiąść się do samochodu. Jechaliśmy w milczeniu.
- Co ja mam zrobić. Za dwa miesiące są mistrzostwa – powiedział Łukasz.
- To twoja, pierwsza kontuzja? Wypadek-? poprawiłem się. Nic nie odpowiedział, patrzył dalej przez okno. Po chwili zaczął się wiercić.
- Ale swędzi, mam pan jakiś śrubokręt? Muszę się podrapać bo zwariuję- krzyczał Łukasz.
Podjechaliśmy w końcu pod blok Łukasza. Dwa piętra do góry wchodziliśmy powoli. Chłopak oparty jedną ręką o mnie, a drugą o poręcz, wdrapywał się schodek po schodku. Zanim dotarliśmy pod drzwi obaj byliśmy spoceni. Łukasz znowu zaczął się wściekać przez swędzenie pod gipsem.
Drzwi otworzyła Monika, wpuściła nas do mieszkania.
- Śpi – powiedziała ściszonym głosem. Łukasz pokuśtykał do swojego pokoju.
- Co teraz?-zapytałem.
- Rano jak się obudzi, będzie przepraszał. Zawsze tak jest -odpowiedziała.
- Muszę lecieć. Dzwoń, jak będziesz czegoś potrzebowała -zaproponowałem.
- Dzięki za wszystko – powiedziała Monika.
Jadąc pustymi ulicami miasta rozmyślałem o całej tej historii.
Andrzej , brat Moniki to człowiek wyglądający na boksera wagi ciężkiej. Po spotkaniu z kolegami przyniósł sobie butelkę whisky, a dzieciakom pizzę. Pizza wszystkim smakowała, było bardzo miło. Andrzej pił alkohol jakby to była cola. Nagle bez żadnego powodu uderzył Łukasza w twarz. Chłopak nie zastanawiając się długo walnął ojca z lewego sierpowego w nos. Trysnęła krew. Mężczyzna jak rozjuszony niedźwiedź rzucił się na syna. Chłopak uciekł na balkon. Przeszedł na drugą stronę balustrady. Chciał przeskoczyć na balkon sąsiadów. Niestety nogą zahaczył o wystający kwietnik. Spadł z drugiego piętra.
Monika nie chciała dzwonić po pogotowie, bo ci wezwali by policję. Z pewnością od razu by zamknęli Andrzeja. Dzieci trafiły by do ośrodka opiekuńczego. Dziewczyna nie sprawowała nad nimi formalnej opieki. W dodatku bardzo potrzebowali pieniędzy, które Andrzej przywoził z Norwegii. Zadzwoniła po mnie. Zawiozłem Łukasza na SOR.
Trwa ładowanie...