[Recenzja] Trylogia „After”. Łyżka miodu w beczce dziegciu

Obrazek posta

Trochę w niej „Zmierzchu”, trochę „50 twarzy Greya” – mnóstwo niezdrowych zachowań i jedno zaskakująco pozytywne.
 

Wszystko zaczęło się od tego, że zwróciłam chłopakom uwagę na to, że nie chodzimy na randki, a nasze życie kręci się wokół obowiązków domowych, pracy i Netfliksa. Obiecaliśmy sobie, że będziemy regularnie planować romantyczne wypady, a jednym z pierwszych okazał się maraton filmowy, na który wybrałam się z Joe. Mamy długą historię oglądania kiepskich filmów i kiedy zobaczyłam, że w któryś piątek w Multikinie grają trzy części romansidła, które zapowiadało się fatalnie, natychmiast podzieliłam się z nim radosną nowiną – wprawieni już choćby dzięki seriom wspomnianym wyżej nie mogliśmy przepuścić okazji, by pośmiać się z fikcyjnych dramatów. Siedzieliśmy w kinie do piątej rano, popijając colę, i było fantastycznie, również dlatego, że filmy takie nie były.

W „After” widzowie śledzą losy dwójki nastolatków – niewinnej Tessy (Josephine Langford), która jedzie na studia i zaczyna mieszkać w akademiku, oraz równie oczytanego, atrakcyjnego Hardina (Hero Fiennes-Tiffin) z brytyjskim akcentem. Zauroczenie jest oczywiście natychmiastowe i obsesyjne, choć poprzedzone podchodami i zapieraniem się, że dwójki nic nie łączy. To melodramat, więc początkowo wiele ujęć to przeciągłe spojrzenia, a później – sceny łóżkowe. Jak na serię o nastolatkach, jest w niej zaskakująco dużo seksu. Wyobrażam sobie, że scenarzystki miały na biurkach klepsydrę, którą co chwilę obracały, i kiedy tylko przesypał się piasek, mówiły „czas na scenę miłosną!”. To romansidło, więc nie jest to oczywiście nic złego, ale mam wrażenie, że gdyby je wyciąć, fabuły byłoby zaskakująco mało.

W tle rozgrywają się pewne wydarzenia – jest nadopiekuńcza matka, wieloletni partner zostawiony w rodzinnym mieście, dziwne towarzystwo Hardina, wreszcie pierwsza prawdziwa praca Tessy czy odnowienie kontaktu z jej ojcem. Jednak to trochę fabuła w stylu „i potem X, i potem Y, i potem Z”. Najwięcej w kwestii scenariusza ma do powiedzenia pierwsza część „After”, kiedy akcja dopiero się rozwija, a później jest już niestety tylko gorzej – do tego stopnia, że druga i trzecia odsłona zlały się w mojej głowie (i w głowie Joe również) w jeden niekończący się ciąg drobnych, męczących kłótni i cichych dni. To wałkowanie w kółko tych samych motywów i pokazywanie, jak dużo na temat komunikacji muszą się jeszcze nauczyć bohaterowie – coś, co wpadło mi do głowy jednym okiem, a wypadło drugim. Obu postaciom pomogłoby, gdyby były szczere wobec siebie wzajemnie i innych ludzi – ale bez tego nie byłoby melodramatu. Muszą być więc kłamstwa, zdrady (przy czym obrywa się oczywiście ówczesnemu chłopakowi Tessy, bo jej relacja z Hardinem, choćby nie wiem, jak była niezdrowa, jest nieustannie romantyzowana), kłótnie i kłopoty, które razem składają się na niewymagające popularne kino. Znacznie lepsze niż „Zmierzch”, bo trudno byłoby grać jeszcze sztywniej niż Kristen Stewart i Robert Pattinson, ale nic, z czego obejrzenia można być dumnym.

Najbardziej podobała mi się komediowa, choć jednocześnie trochę gorzka scena, w której Tessa upija się i odgrywa na dziewczynie, która kiedyś jej podpadła. Kiedy ta w zabawie „prawda czy wyzwanie” wybrała prawdę, Tessa zapytała „Czy jesteś dziwką? Wybrałaś prawdę, więc musisz odpowiedzieć szczerze” i wdała się w bójkę z targaniem za włosy, a ostatecznie Hardin wyniósł ją – podczas gdy wierzgała, wyzywała rywalkę i pokazywała jej środkowy palec – z imprezy sylwestrowej. To jeden z niewielu elementów humorystycznych – nie licząc może faktu, że między odsłonami jedna bohaterka stała się nagle ciemnoskóra(*) – bo poza tym „After” jest raczej poważne.

Jest jedna rzecz, która w serii podobała mi się bardzo – fakt, że bohaterowie zabezpieczali się przed ciążą w większości scen łóżkowych. Tak rzadko widzi się w tego typu filmach, że ktoś wyciąga prezerwatywę albo regularnie łyka pigułki antykoncepcyjne... Cieszę się, że scenarzystki (czy też autorka powieści, Anna Todd, jeśli pojawiało się to również w jej książkach) dają dobry przykład tysiącom nastolatków na całym świecie, umieszczając takie elementy w superpopularnej serii. Raz tylko Tessa i Hardin – być może więcej, ale raz zwróciłam na to uwagę – uprawiali seks bez zabezpieczenia, po czym od razu wybrali się do apteki po antykoncepcję awaryjną, a później do ginekologa. Nie zdziwię się, jeśli okaże się, że mimo zapewnień lekarza bohaterka zajdzie w ciążę w czwartej części serii – w końcu jeśli inspirować się „Zmierzchem”, to na całego!

(*) Nie śmieszy mnie oczywiście fakt, że obsadzono w jakiejkolwiek roli ciemnoskórą aktorkę, tylko że zrobiono to między odsłonami, licząc chyba na to, że nikt nie zauważy.

PS: Jeśli chcesz obejrzeć zwiastun, musisz go kliknąć – i obejrzeć na YouTubie.


 

recenzja artykuł

Zobacz również

2021: sierpień
[Sprawdzam] Karmelowy popcorn
[Recenzja] „Blaszany bębenek”. Capitol pokazuje klasę

Komentarze (0)

Trwa ładowanie...