[Recenzja] „You”. Monologi psychopaty

Obrazek posta

Toksyczne zachowania są, naturalnie, odstręczające. A czasami – pociągające.
 

Do tej pory nie wiem, co utrzymało moją uwagę przy You – serialu o stalkerze, który wpada w długotrwałe obsesje na punkcie kolejnych kobiet – ale myślę, że narracja prowadzona przez głównego bohatera, Joe. Jego monologi wypowiadane we własnej głowie głębokim głosem, mające, oczywiście w granicach wytyczonych przez jego dziecięce traumy i toksyczną osobowość, dużo sensu i kierujące się wewnętrzną logiką. Wszystkie chwyty są dozwolone, bo jesteśmy dla siebie stworzeni; udowodnię ci, że zasługuję na twoją miłość; usunę spod twoich stóp przeszkody, które stoją ci na drodze do szczęścia, nawet, a może zwłaszcza jeśli są nimi inni ludzie.

Tak, wewnętrzne monologi Josepha Goldberga tłumaczą jego chore motywacje, oswajają z nimi w sposób, który angażuje widza, opisują kolejne kroki. Jego poczynania nie są przypadkowe, jego zimny, analityczny umysł na bieżąco roztrząsa problemy i planuje, jednocześnie nie jest to wszystko pozbawione emocji – Joe zakochuje się, dosłownie, na zabój. Jego zainteresowanie przeradza się w zauroczenie, a wreszcie w obsesję. Od przeciętnych osób odróżnia go to, że przed zrobieniem tego ostatniego kroku nie mówi sobie „stop”, a wraz z przekroczeniem tej magicznej granicy nie potrafi oddzielić uczuć od działań.

Kto nigdy nie miał krótkotrwałej obsesji na czyimś punkcie, niech pierwszy rzuci kamieniem. Jednak większość z nas nigdy nie doprowadza do sytuacji, w której z tego powodu włamywałaby się komuś do domu, krzywdziłaby inne osoby czy w inny sposób łamałaby prawo. Joe miał jednak bardzo złe wzorce – matka porzuciła go i zostawiła w domu dziecka, a jedyna dorosła osoba, której ufał w sierocińcu, została skrzywdzona, więc mężczyzna ma nieustającą potrzebę z jednej strony udowadniania, że zasługuje na miłość, z drugiej ochrony swoich bliskich. Mam tu na myśli oczywiście młode kobiety, w których się zakochuje i z których każda ma szansę stać się tą jedyną.

To jednak powtórka z opowieści o Sinobrodym, w której wybranki dowiadują się prawdy o przeszłości swojego męża i ponoszą za to konsekwencje. Jakie – nie zdradzę, żeby nie psuć doświadczenia z serialem. Powiem tylko, że twórcy ładnie zróżnicowali postaci kobiece w kolejnych sezonach. Jest jasnowłosa Guinevere (Elizabeth Lail znana z „Dead of Summer” czy „Gossip Girl”), rozemocjonowana Love (Victoria Pedretti, „Nawiedzony dom na wzgórzu” i sequel, „The Haunting of Bly Manor”), której przeszłość skrywa niejedną tajemnicę, oraz przepiękna bibliotekarka Marienne (Tati Gabrielle, wcześniej Prudence z „Sabriny”). To, że mam ochotę chwalić serię z powodu rozmaitych osobowości i sytuacji bohaterek, ciągle niestety świadczy o stanie branży filmowej, ale cieszę się, że udało się to osiągnąć w fabule, w której centrum stoi przecież Joe Goldberg (świetna rola Penna Badgleya). 

Wgląd w umysł psychopaty czasem prowadzi do ciekawych obserwacji. Przykładowo w trzecim sezonie – bo ten, najświeższy, skończyłam wczoraj oglądać – pojawia się scena, w której ktoś rzuca, że syn z czasem odbija wszystkie wady i niedociągnięcia ojca. Serial bardzo dobrze zestawia to z sytuacją, w której okazuje się, że... zamiast w dziecku widzi je we własnej żonie. Cechy, które do tej pory sprawiały, że czuł z nią bliskość, nagle zaczynają nie tylko mu przeszkadzać, ale zwyczajnie go przerażać – trochę tak, jakby ktoś postawił mu przed oczami lustro, które pokazuje jego najgorsze cechy.

W „You” dużo się dzieje – od stalkingu, przez porwania, po morderstwa – ale to więcej niż tylko odwrócony kryminał. To przy okazji studium toksycznych związków zmierzających do w najlepszym razie konfrontacji, w najgorszym do katastrofy. Serial okazuje się znacznie głębszy, niż wydaje się na pierwszy rzut oka. Opowiada m.in. o chorej potrzebie kontroli i braku zaufania, o fazach relacji, systemowym rasizmie i tym, że dopóki ludzie nie przerobią pewnych problemów, na przykład podczas terapii, będą popełniać w kółko te same błędy lub w inny sposób znajdą się w sytuacji, w której nie będą się mogli od nich uwolnić. Czy tak samo będzie w czwartym sezonie, nie wiem, ale prędzej czy później się dowiem, bo został już potwierdzony.

Mnie osobiście najbardziej przeraża to, że jest w takiej toksyczności – de facto chęci posiadania człowieka – coś, co mnie straszliwie pociąga. Może sama mam jakieś wzorce, które warto zmodyfikować, żeby mieć pewność, że moje relacje buduję w sposób możliwie najzdrowszy dla siebie i innych?

 

recenzja artykuł

Zobacz również

2021: Wrzesień
[Sprawdzam] Toż to dramat!
[Publicystyka] Pięć języków miłości

Komentarze (0)

Trwa ładowanie...