Kastracje aborcyjne, usypianie ślepych miotów.

Obrazek posta

Długo się zbierałam do napisania na ten temat i prawdopodobnie włożę kij w mrowisko, jednak czas najwyższy. Postaram się to zrobić możliwie jak najbardziej merytorycznie. Będzie długo, ale zachęcam do lektury do końca.

Jak wiecie, odchowywaniem osieroconych zwierząt zajmuję się od prawie czterech lat. Kiedy tylko mogę, wzbogacam swoją wiedzę na temat dobrostanu różnych gatunków, a w wolnych chwilach szukam nowej wiedzy na temat gatunków, których jeszcze na swojej drodze nie spotkałam, ale być może przyjdzie mi im pomóc. Staram się też stale pogłębiać wiedzę na temat tych, którymi już teraz się zajmuję – by popełniać jak najmniej błędów i dać szansę na przeżycie i adopcję bądź powrót na wolność jak największej ilości osobników.

Od początku tego sezonu obserwuję, co się dzieje w środowisku wolontariuszy, zajmujących się kotami i jestem przerażona. Mam wrażenie, że to wszystko poszło w jakąś bardzo niezdrową stronę i pomimo tego, że zalewa nas fala bezdomnych kotów, coraz częściej słyszę głosy o próbach ratowania na siłę ślepych miotów, albo, co gorsza – o chęci utrzymywania przy życiu skrajnych wcześniaków, albo o dostawianiu maluchów do kotek karmiących.

Ostatnim ślepym kocięciem, jakie odchowałam, była Malaika. Wzięłam ją pod opiekę, ponieważ nie miałam w tamtej chwili żadnych innych kociąt u siebie (i mam wrażenie, że wtedy sytuacja z wysypem kociąt nie była aż tak dramatyczna, ale z roku na rok jest coraz gorzej), aczkolwiek fakt, iż padło akurat na nią, jest spowodowany czymś innym, niż sentymentem czy tym, że kilka dni wcześniej uśpiłam swojego ukochanego psa i potrzebowałam wypełnić sobie dziury emocjonalne. Nie. Malaika była kategorycznie ostatnim ślepym kocięciem, które odchowałam, ponieważ zdaje się raptem kilka dni później otrzymałam zdjęcie, załączone do posta, z zapytaniem o pomoc. Coś we mnie wtedy wykipiało i zrozumiałam, że pora podjąć pewne decyzje i zadeklarować się, po której jest się stronie – a ja jestem po stronie dobrostanu CAŁEJ POPULACJI KOTÓW W POLSCE. Dlatego nie popieram:

– dostawiania karmiącej kotce maluchów z innego miotu. Uważam za karygodną dodatkową eksploatację bezdomnej kotki, której los podarował głód i szwędanie się po ulicach, która urodziła nie wiadomo ile miotów do tej pory. Nie należy dodatkowo obciążać jej organizmu dokładaniem jej pracy, a dodatkowo – mieszając bezmyślnie mioty, które mogą się wzajemnie (i matkę też) pozarażać przeróżnymi, także śmiertelnymi chorobami.

– dopuszczania do porodu wśród ciężarnych kotek, obojętnie w jakim stadium zaawansowania ciąży. Kastracja aborcyjna jest KONIECZNA i dodatkowo bez szkody ani na psychice czy zdrowiu matki (wręcz może jej uratować życie – ciąża może być przenoszona i przez to może stanowić zagrożenie dla organizmu matki, dodatkowo sam poród może być zagrożeniem dla życia), a także zgodna z etyką lekarską. Dlaczego? Dlatego, że kocięta w łonie matki nie są świadome i w momencie poddania matki sedacji, one same także usypiają i są znieczulone, odchodzą zupełnie bez bólu. Sama kotka, dopóki nie urodzi, nie jest świadoma swojej ciąży i dopiero niedługo przed akcją porodową zaczyna szukać miejsca na poród. Instynkt. Żadna z nich nie opłakuje utraty potomstwa i nie przeżywa aborcji. Nie należy antropomorfizować zwierząt żadnego gatunku, ponieważ jest to dla nich wysoce szkodliwe.

– dopuszczania kotki do urodzenia jednego miotu “dla zdrowia”. Nie ma to absolutnie nic wspólnego ze zdrowiem, ten mit już dawno został obalony, tak samo jak to, że koty zarażają toksoplazmozą (trzeba się naprawdę postarać, by kot nas zaraził tokso, np. sprzątając kupę z kuwety gołymi rękami, następnie oblizawszy palce), albo że duszą noworodki we śnie (zanim odkryto śmierć łóżeczkową, zrzucano winę na koty). Kotki należy sterylizować przed pierwszą rują albo tuż po niej.

– no i wreszcie to, dlaczego tak naprawdę powstał ten wpis: nie popieram odchowywania ślepych miotów. Postaram się wyjaśnić to najlepiej jak potrafię, w osobnym akapicie.

Od 2020 roku nie odchowuję ślepych miotów, odmawiam przyjęcia ich z zaleceniem eutanazji. Ewentualnie, jeśli dla kogoś stanowi to trudność, deklaruję, że mogę maluchy przejąć i bezpiecznie i w odpowiednich warunkach przeprowadzić na tamten świat, czyli w gabinecie weterynaryjnym, gdzie zostaną poddane bezbolesnej sedacji, a gdy już zasną, dokonuje się eutanazji, z pełnym szacunkiem i zachowaniem zasad etyki lekarskiej. Nieraz także wspierałam rozmową innych opiekunów i wolontariuszy, którym było trudno. Wiedzieli, że postępują dobrze, ale potrzebowali wsparcia i rozmowy. Mi jest “łatwiej”. W cudzysłowie, bo los żadnego zwierzęcia nie jest obojętny (come on, miałam ostatnio na chacie kaczkę, a gdybym dostawała 10 złotych za każdym razem, jak usłyszałam żart o przechowywaniu jej w piekarniku, to bym już miała na nowy telefon), ale mam to szczęście, że miewam dyżury w lecznicy weterynaryjnej w ramach przyuczania do zawodu technika weterynarii i widziałam już wiele. Widziałam cesarskie cięcie u kotki, która przenosiła ciąże i wyjmowaliśmy z niej zzieleniałe kocięta. Widziałam rasową kotkę której pani “nie zdążyła zarejestrować w hodowli” i nagle zaczęła krwawić z dróg rodnych – okazało się, że w środku ma zmumifikowane kocięta. Ciężko powiedzieć, ile czasu tam były. Ludzie, którzy wypuszczają swoje niewykastrowane, albo chore na choroby zakaźne koty, są codziennością. Widziałam już wiele eutanazji, wiele krwi i kotów z wypadków, po prostu sam proces eutanazji jest dla mnie “oswojony”. Choć NADAL przeżywam każdą śmierć. I tak, jest mi przykro, kiedy trzeba uśpić kolejny ślepy miot, ponieważ te kocięta w ogóle nie powinny zostać powołane na świat. I tak, to, czy będę utrzymywane przy życiu, ma znaczenie.

Dlaczego? Dlatego, że odchowywanie osieroconych kociąt wymaga specjalnych umiejętności i sporej dyspozycji czasowej i domów tymczasowych, które są w stanie się tym zająć, jest naprawdę niewiele. W momencie, gdy taki ślepy miot trafia na odchowanie, “blokuje” miejsce kociętom z otwartymi oczami, którym “z urzędu” należy się pomoc. No i tu mamy do wyboru właśnie dom tymczasowy albo schronisko, przy czym schroniska to dla takich kociąt po prostu umieralnie ze względu na warunki, do tego w mało którym schronisku możliwa jest całodobowa opieka nad oseskami. Mamy więc zależność: im więcej ślepych miotów w domach tymczasowych, tym mniej odpowiedniego i bezpiecznego miejsca do opieki dla kociąt z otwartymi oczami.

Zostawianie pod opieką ślepych kociąt osobie, która nie ma pojęcia o opiece nad nimi, jest tak naprawdę skazywaniem maluchów na powolną śmierć. To NIE JEST łatwe zadanie. Uważam także, że jeśli ktoś znalazł ślepy miot i szuka na siłę opiekuna (których, powtarzam, naprawdę nie ma wielu), jednocześnie opluwając jadem wszystkich, którzy sugerują eutanazję, jest również bardzo nie w porządku, szczególnie, że częstokroć towarzyszy temu niezdrowy szantaż. A także, niestety, nieznajomość podstawowych informacji na temat dobrostanu kotów w naszym kraju, który z “dobrem” ma niewiele wspólnego.

I wreszcie, aspekty etyczne. Umownie traktuje się okres zamkniętych oczu u kociąt jako przedłużenie ciąży, ze względu na stadium rozwoju kocięta. Taki maluch nie widzi, nie słyszy, ma jeszcze słabo wykształcone czucie, w zasadzie kieruje się głównie zapachem celem dotarcia do pożywienia, i ogólnie nie jest zbyt świadomy swojego jestestwa. Otwarcie oczu traktuje się jako umowną granicę, ponieważ, choć każde kocię rozwija się w innym tempie, zazwyczaj jest to także moment, kiedy otwierają się kanaliki uszne, czucie się pogłębia, kot zaczyna się dynamicznie rozwijać. Dlatego też, właśnie ze względu na aspekty rozwojowe, jak i to, w jakim stanie jest obecnie populacja kotów, zezwala się na usypianie ślepych miotów.

Uwierzcie mi, że wolałabym żyć w kraju, w którym możemy sobie pozwolić na takie radosne odchowywanie maluchów od pierwszego dnia życia, ale niestety, jest nam coraz bliżej do Australii, gdzie populacja bezdomnych kotów jest tak duża, że są traktowane jako szkodniki na równym poziomie (albo i gorszym, bo czynią więcej szkód), co szczury i zastawia się na nie pułapki i urządza polowania.

Dlatego naprawdę proszę, zwróćcie uwagę na ciąg przyczynowo-skutkowy i to, dlaczego, kiedy znajdzie się ślepy miot należy podjąć decyzję o jego eutanazji. Dodatkowo, mam wrażenie, dochodzi pewien aspekt… sentymentalny? Gdzie tak bardzo chcemy ratować małe kociątka, bo są bardzo słodkie i puchate. Gdyby były łyse i obślizgłe, prawdopodobnie eutanazja byłaby dla wszystkich łatwiejsza.

Tak, każda decyzja o eutanazji ślepego miotu ma znaczenie dla całej populacji. Tak samo, jak znaczenie ma każda wysterylizowana kotka, wykastrowany kot. Uważam również, że zasłanianie się “humanitaryzmem” w przypadku pozostawiania ślepych kociąt przy życiu jest naganną wręcz hipokryzją w kontekście tego, ile mięsa zjadamy i ile mleka wypijamy. Mięso nie pochodzi ze sklepu, tylko ze zwierząt nie raz dużo bardziej rozwiniętych psychicznie, niż koty, trzymanych w uwięzi przez całe życie, a mleko nie pochodzi od szczęśliwych krówek na pastwisku, tylko od wiecznie rodzących krów, by miały mleko, którym odbiera się maluchy w momencie porodu, by zebrać mleko dla nas, ludzi. O losie cieląt już nawet nie wspominam. No i gdzie ten humanitaryzm? Gdzie ta empatia? Gdzie ten szacunek do zwierzęcego życia?

To moje oficjalne stanowisko i pragnę zaznaczyć, że wszystkie decyzje, które podejmowałam i nadal podejmuję na temat opieki nad zwierzętami są przemyślane i służą pomocy zgodnie z moją najlepszą wiedzą. Wszystkie swoje decyzje na temat życia i zdrowia zwierzęcia podejmuję po konsultacji ze specjalistami i robię wszystko, co w mojej własnej mocy, by naprawdę POMÓC naszej populacji kotów, która od zawsze była i jest bardzo zaniedbana przez ludzką niewiedzę i ignorancję.

Magda 

Zobacz również

"Maluchy jak karaluchy", czyli oswajanie kociąt z przeróżnymi bodźcami
BAJKA: WIELKIE SZCZĘŚCIE MAŁEJ TADELI
JAK ODPOWIEDNIO PRZYGOTOWAĆ SIĘ DO PODRÓŻY Z KOTEM?

Komentarze (0)

Trwa ładowanie...