"(...) Jest 1 września 1984 roku. Dziewięć miesięcy wcześniej miała miejsce premiera filmu „Akademia Pana Kleksa”, w którym brodaty Piotr Fronczewski rozdawał piegi moim rówieśnikom, a wilkołaki w blaszanych maskach maszerowały w rytmie ścieżki dźwiękowej nagranej przez zespół TSA. Dla przeciwwagi tego roku na ekrany kin wchodzi również „Seksmisja”, na którą wybierają się moi rodzice, nas z siostrą lokując na noc u babci. Kiedy wracamy taksówką do domu, pytam ojca, co to właściwie znaczy ta „seksmisja”. Ojciec odpowiada, że „to taki rodzaj walki o przetrwanie”, taksówkarz chichocze, a moja matka patrzy w okno z miną pod tytułem „chyba twoje, Misiu”. Oczywiście wtedy tego nie rozumiem, jadę do domu ulicami miasta, które biegunowo różni się od miejsc, o których opowiadał „chrzestny z Kanady” - pachnący i ubrany w kolorowe ciuchy trzydziestolatek. Koleś z zupełnie innej, odległej galaktyki. Tymczasem jest 1 września 1984 roku zbiegam po schodach w bloku z wielkiej płyty. Na plecach mam tornister z wyścigówką, na tornistrze błyszczą pomarańczowe odblaski. „Ostrożnie, bo upadniesz!” – mówi moja matka, która towarzyszy mi w drodze do szkoły. (...)