"(...) Bywam teraz u mojego ojca, kiedy przeniósł się tam na stałe wcześniej każąc spopielić swoje ciało, co uczyniono zgodnie z jego życzeniem. Jest go teraz garstka. Zmieściłby się do niewielkiego wazonu. Lub termosu na kawę. Więc skoro już tam bywam i wypalę z nim naszego wspólnego papierosa (on jeden nie krytykowałby mnie za powrót do fajek po 10 latach niepalenia), spaceruję po cmentarzu. Spaceruję bo lubię to robić od dziecka i pisałem już o tym wiele razy. “Średniowieczni” też chadzali na cmentarne spacery. To nie metafora. To fakt. Zastępowały im nasze spacery w miejskich parkach. Zresztą ich stosunek do śmierci był dużo bardziej dojrzały. Byli na nią w większym stopniu przygotowani. Umierali częściej, żyli krócej, dzieci padały naręczami. Śmierć była obecna pośród nich, być może bez tej obecności nigdy nie powstałyby gotyckie katedry. (...)