Cierpienie

Obrazek posta

TRANSFORMACJA CIERPIENIA, OPORU PRZED CZUCIEM W CZUCIE

Cierpienie które sprawia przyjemność, które uzależnia

Ktoś, kto znajduje się w samym centrum życiowych dramatów z jednej strony deklaruje, że zrobiłby wszystko, aby je zakończyć. A z drugiej strony mimo wszystko tkwi w danych schematach latami i podtrzymuje je. Zupełnie nieświadomie buduje wokół nich tożsamość i utrzymuje je, a z czasem staje się dla niego to poziomem świadomości. Używa jako wymówki i elementu strategii. Wtedy nieświadomie marynuje się w swoim cierpieniu. Tapla się w nim niczym w przyjemnej błotnej kąpieli. Więc pytanie jest czy tak naprawdę chce się zmienić, czy woli żyć w swoich iluzjach i tworzyć cierpienie. To pytanie i odpowiedź na nie w końcu się w nas pojawia i wtedy trzeba być szczerym wobec siebie oraz podjąć decyzje co wybieramy. Czy dalej tkwimy w tym w czym jesteśmy i czerpiemy przyjemność z masochizmu, cierpienia, z iluzji, czy też stajemy w swojej prawdzie i zaczynamy realnie brać się do roboty w swoim życiu. Brzmi to niewiarygodnie, ale coś w nas lubi i potrzebuje cierpieć, dopóki nie zobaczymy, że wcale nie musimy tego robić. Nie musimy opowiadać sobie pewnych historii na swój temat, ani nie musimy wierzyć w wizerunki, które produkuje nasz umysł. Z czasem dostrzegamy, że otwarcie się na czucie, a stawianie oporu wobec czucia to nasz wybór i udawanie, że tego wyboru nie ma, nie sprawi, że opcja wyboru zniknie.

Transformacja ze stanów nieświadomości do wyższej świadomości odbywa się w kilku etapach.

l. Podświadome cierpienie. Skrywanie bólu emocjonalnego, wypieranie emocji. Podświadomie cierpimy, kiedy nasze stłumione emocje manifestują się w formie chorób fizycznych, depresji, reakcji emocjonalnych, fobii i sytuacji, które są dla nas wyzwaniem, które wydają się dla nas że działają przeciwko nam, dla naszej szkody. Oceniamy wtedy życie jako wrogie, krzywdzące, niebezpieczne. Często nie jesteśmy świadomi swojego cierpienia i tego w jak dużym lęku siedzimy. Najbardziej chore osoby w naszym społeczeństwie to te, w których nagromadziło się dużo stresu, jednak one tego nie czują. Ludzie ci nieświadomi są swojej sytuacji, gdyż zbyt zajęci są swoimi uzależnieniami i zachowaniami ucieczkowymi; nawet nie uświadamiają sobie swoich stłumionych uczuć, bo są od nich odcięci, nie mają kontaktu ze swoimi emocjami, a ich ciało po nagromadzeniu odpowiedniej ilości stłumionych emocji zaczyna chorować. Wiele osób myśli, że przez zapomnienie o problemach pozbędzie się ich. Jednak uczucia pogrzebane żywcem nigdy nie umierają. Wracają, aby prześladować nas w formie zaburzeń emocjonalnych, psychoz i chorób fizycznych. Na tym etapie całkowicie kieruje nami to co nie jest uświadomione, a my to często nazywamy szatanem, silami nieczystymi. Nie mamy pojęcia wtedy, że to co nas pcha do określonych destrukcyjnych nawyków, schematów, działań to nasze własne wyparte emocje, potrzeby, pragnienia, popędy sposób w jaki nauczyliśmy się sobie z nimi radzić. U mnie ten stan był do momentu wyjścia z terapii od uzależnień, czyli praktycznie pół mojego życia. nie wiem kiedy dokładnie zacząłem spychać własne emocje, jednak myślę że momentem szczytowym było odrzucenie mnie przez rówieśników w dzieciństwie, bo byłem otyły. Czyli okres szkolny, wtedy zakopałem całkowicie moje prawdziwe Ja i zacząłem nakładać maski. Uzależnienie, nałóg był rezultatem życia w niezgodzie ze sobą i toczeniem wewnętrznej walki samemu ze sobą.

2. Uświadomione cierpienie. Pozwalanie sobie na ból emocjonalny. Jest to etap, na którym uaktywniają się nasze stłumione emocje bo zaczynamy pracować nad sobą. Zaczynamy nawiązywać kontakt ze sobą i ze swoimi emocjami. Zaczynamy coraz bardziej sobie pozwalać na czucie siebie, na czucie życia. Zaczynamy świadomie je czuć i przestajemy z nimi walczyć. To jest właśnie proces budzenia się, uświadamiania sobie coraz więcej i odnajdywania prawdziwego siebie. Na tym etapie zaczynają zanikać bóle w ciele bo nawiązujemy kontakt z tłumionymi emocjami, z wypartymi emocjami i rozwiązujemy supły energetyczne w naszej energetyce wprowadzając coraz więcej świadomości w to co nieświadome. Energia zaczyna wracać do równowagi i zaczyna przepływać w naturalny sposób poprzez nasze ciało, stąd też coraz więcej jest w nas energii do życia. Nasze ciało się odradza, dajemy przepływać emocją, nie blokujemy ich w ciele, dajemy im przestrzeń. Pozwolenie sobie na wyparte emocje, na wyparty ból emocjonalny powoduje że znika ból fizyczny.

3. Wzięcie za siebie odpowiedzialności, za swoje emocje, myśli, za swoje stany, decyzje i wybory. Gdy pozwalamy aby to co nieświadome ujrzało światło dzienne, zaczynamy dostrzegać, że nie puszczone emocje sterowały naszym życiem, a my żyliśmy w nieświadomości tego co się z nami dzieje. Im bardziej bierzemy odpowiedzialność za siebie, tym zyskujemy większą moc sprawczą i podejmujemy decyzje i wybory zgodne z nami. Dostrzegamy że mamy wpływ na kształtowanie naszego życia i że może ono być takie jakie chcemy aby było. Zaczynamy robić rzeczy zgodne z nami i czujemy wewnętrzne spełnienie oraz radość z życia.

4. Czucie radości z życia, robienie tego co się kocha robić, wzrost energii. Radość z życia, radość z bycia sobą pojawia się samoistnie, gdy zaczynamy radzić sobie z emocjami i gdy nawiązujemy kontakt z prawdziwym sobą, dajemy zaistnieć wtedy naszemu wewnętrznemu dziecku takim jakim jest. Dbałość o siebie, łagodność, współczucie dla siebie powoduje, że wzrasta nasza miłość własna i poprawia się nasza wewnętrzna relacja ze sobą, a co za tym idzie wzrasta nasza energia i chęć doświadczania życia. Otwieramy się wtedy na nowe doświadczenia, na nowe sytuacje i poznajemy swoje prawdziwe możliwości, ukazują się nasze talenty twórcze i dary, które zaczynamy przejawiać w naszym życiu.

Cierpienie a opór przed doświadczaniem życia.

Doświadczać życia trzeba chcieć, czuć życie trzeba chcieć. Radować się z życia trzeba chcieć. Podchodzić z entuzjazmem do życia trzeba chcieć. A raczej czuć że się chce. Dopóki mamy postawę cierpiętnictwa, przymusu, dopóki nie wchodzimy w pełniejsze doświadczanie życia, bo nie ma w nas energii do życia. Tak samo trzeba sobie uświadomić jak coś robimy, czy z przymusu, czy z radości. Czy za karę czy dlatego że chcemy to zrobić i sprawia nam to przyjemność. Postawa cierpiętnictwa dosłownie tworzy żal, obrażanie, presję i próby wymuszenia na życiu czegoś. Zmiana postawy z muszę żyć i dawać radę, z muszę przeżyć, przetrwać do postawy i nastawienia chce żyć, chce czuć życie zmienia dosłownie naszą energetykę i nasze pole. Przestajemy robić coś bo musimy tylko zaczynamy żyć bo chcemy żyć.

Zmiana z muszę coś zrobić, muszę rozwiązać problem, do chce coś zrobić chce zrealizować wyzwanie, chce realizować możliwość i szansę jaką mi daje sytuacja z pozoru problemowa. Czyli radość z tego co robimy i kim jesteśmy powoduje, że dostajemy ogromny zastrzyk energii ponieważ zaczynamy cieszyć się tym co robimy, jacy jesteśmy oraz zaczynamy cieszyć się samym życiem. Zaczynamy wtedy szanować życie i dar jakim to życie jest.

Zmiana z muszę żyć, czyli podejścia jakby życie było przymusem, karą, do chęci do życia, do radości z życia, z tego że jesteśmy. Zmiana podejścia do relacji jak za karę, do cieszenia się z tworzenia nowych relacji i cieszenia się kontaktem z innymi ludźmi. Cieszenie się z seksu, z energii seksualnej, z tego że możemy kochać i zbliżać się do innych, cieszenie się z tego że możemy nawiązać bliską relację z drugim człowiekiem.

Zmiana postawy cierpiętnika wobec życia na kreatora życia z entuzjazmem i mocą. Kontakt ze sobą powoduje że nasz entuzjazm do doświadczania życia wzrasta, że nasza energia idzie do góry, że chcemy czuć i doświadczać życia.

 

Z przyzwyczajenia do cierpienia, do odwagi by stanąć w prawdzie i uwolnić się od schematów cierpienia

,Trzeba pamiętać, że jeżeli istota wytworzy uczucie miłości dla czegoś, czego bardzo pragnie, ów przedmiot lub doświadczenie, bardzo szybko pojawi się na drodze spełnienia poprzez działanie do jego zaspokojenia.

Dlatego kochaj wszystko to, czego pragniesz doświadczyć, ponieważ Twoja Miłość przyciągnie to do Ciebie. Im wyższa częstotliwość tego uczucia, tym szybsza materializacja.,,

~ Dajamanti~

Niektórych z nas ogarnia strach, gdy mamy szczęście lub gdy wszystko idzie dobrze. W naszej kulturze zwykło się nawet mówić „lepiej się nie cieszyć, bo zapeszysz”. Gdy nie mamy zintegrowanych swoich lęków i gdy uciekamy od nich w pozytywność wypierając inne emocje, to normalnym jest że tworzymy opór, lęk przed czymś innym, przed powrotem starego. Dzieje się tak bo nie czujemy się jeszcze bezpieczni sami ze sobą i myślimy że dane rzeczy nie powrócą, aby się im ponownie przyjrzeć. Ten mega lęk przed lękiem i przed danymi stanami emocjonalnymi sprawia właśnie, że nie czujemy się do końca bezpiecznie. Wchodzimy wtedy w sztywne myślenie i budujemy opór wobec danych emocji uciekając przed nimi. Druga sprawa jest taka, że boimy się całkowicie otworzyć, być całkowicie wolnymi, że boimy się popłynąć całkowicie z nurtem życia i puścić kontrolę. Mamy więc większe przyzwolenie na cierpienie niż przyzwolenie na bycie szczęśliwym. Kultura cierpienia umacniana przez wieki historii, doświadczeń i rodowych i tych na poziomie społeczeństw, całych narodów, a także religii, zakorzeniła w nas poczucie cierpienia i strach przed naszą własną mocą szczęścia. Nelson Mandela opisał ten fenomen następująco: „Nasze światło, a nie nasza ciemność przeraża nas najbardziej. Pytamy siebie, kimże jestem, że mam być świetny, nadzwyczajny, zdrowy? Ale odpowiedzmy uczciwie, czy jest powód, żeby takim nie być?”

A Ty czy tak naprawdę pozwalasz sobie na szczęście?

Z jakiego powodu czasem tak kurczowo trzymasz się cierpienia?

Co ci tak naprawdę daje cierpienie?

Co się stanie, gdy już się dość nacierpisz?

Jeśli pozwolimy świecić naszemu światłu, damy nieświadomie innym ludziom pozwolenie, żeby zrobili tak samo, damy im zgodę na ujawnienie się ich prawdziwej istoty. W ten sposób zapalamy innych.

Ciężko jest wyjść z cierpienia, z roli ofiary ponieważ:

cierpienie stało się naszym przyzwyczajeniem, urządzamy sobie życie za jego pomocą. Koniec cierpienia tak naprawdę oznacza zmianę przyzwyczajeń, a ta zmiana może nastąpić poprzez świadomą decyzję lub kryzys w naszym życiu. Problem jest w tym, że zazwyczaj czekamy do kryzysu i dopiero wtedy się budzimy i podejmujemy świadomą decyzje,

— cierpienie jest dla niektórych ludzi na pozór jedyną możliwością intensywnego odczuwania siebie i przeżywania życia,

— depresja i tęsknota jest formą żałoby po odwróceniu się od swojego prawdziwego Ja, na rzecz fałszywie stworzonej tożsamości. Cierpimy bo odwróciliśmy się od samych siebie i stawiamy opór na czucie prawdziwego siebie, zaczynamy stawiać opór przed samym czuciem. Jednak mechanizmy cierpienia mają tendencje do tego aby przyczyn szukać w świecie zewnętrznym, aby patrzeć na zewnątrz, a nie do środka. dlatego swój smutek, tęsknotę, żal projektujemy na świat zewnętrzny. Gdzie tak naprawdę tęsknimy za sobą, jesteśmy smutni, bo nie słuchamy siebie( nie działamy w zgodzie ze sobą), mamy żal bo odrzucamy samych siebie i nie robimy tego co chcemy robić. Dlatego właśnie kontakt z naszymi odczuciami pozwala nam dowiedzieć się co jest nie tak, o ile nasze mechanizmy myślowe mogą stworzyć iluzje abyśmy nie widzieli prawdy, o ile naszych odczuć nie da się oszukać, pytanie jest tylko takie czy zaczniemy się ich słuchać i czy wprowadzimy korekty w nasze postrzeganie, nastawienie, decyzje i wybory. Przyzwyczajamy się tak mocno do swojego cierpienia, że myślimy że gdy ono odejdzie pojawi się pustka i jej się boimy. Nie rozumiemy że pustka jest dlatego, że nie ma nas w nas i dlatego że żyjemy przeciwko sobie. Gdy zaczynamy kierować się do swego wnętrza i żegnamy cierpienie w miejsce pustki pojawia się nasze prawdziwe Ja i nasza wewnętrzna mądrość,

— cierpienie bywa „nagradzane” — dopóki cierpimy, dopóty dostajemy uwagę, zainteresowanie, życzliwość czy wsparcie. Przez chorobę na przykład wszystko kręci się wokół nas, przez użalanie się nad sobą, też wszystko kręci się wkoło nas,

— cierpienie daje cierpiącemu lepszą pozycję, wynosi go na męczennika, osobę która się poświęca, tu niestety w chrześcijaństwie cierpienie ma wysoką wartość. Męczeństwo, cierpiętnictwo dla wielu jest dobrą przesłanką do stania się świętym. Osoby te nie rozumieją, że cierpiąc zamykają się na czucie życia i udają silnych,

— cierpienie bywa uznawane społecznie i warunkuje przynależność do grupy np. grupa porzuconych kobiet, czy będących w toksycznych związkach. Społecznie to budzi współczucie, grupa ta wzajemnie się motywuje i wspiera. Uwalniając się z roli ofiary przewrotnie taka kobieta niejako wypada z tej grupy. Tożsamość wielu grup nakazuje, że można mieć w niej udział tylko wtedy, gdy się cierpi. Nie wszystkie są takie grupy, ale trzeba uważać, bo można zamknąć się na rozwój i zacząć utożsamiać na stałe z danym problemem, co blokuje na dostrzeganie innych perspektyw,

— cierpienie charakteryzuje się pasywnością, apatią, obojętnością, zatrzymaniem energii życia. Opuszczenie stanu pasywnego oznacza stanie się aktywnym i przejście do działania, przejęcie odpowiedzialności i świadome wyjście z roli ofiary, a to wymaga od nas wyjścia z wyuczonej bezradności i porzucenie wzorca depresyjnego.

Cierpienie, a zamknięcie na poczucie winy

Nieuznawanie własnej winy, zamknięcie na wyrzuty sumienia, na skruchę wpędza przewrotnie w krąg cierpienia, powoduje nawet cierpienie w następnych pokoleniach. Ten kto nie dostrzega własnych błędów, własnych wad i słabości jest po prostu oddzielony od własnego wnętrza, od czucia siebie i utrzymuje wyobrażenie o sobie oparte na dumie. Ta iluzja w pewien sposób tworzy później zamknięcie się we własnej głowie i przerzucanie swoich stanów na innych oddzielając ciało od uwagi oraz tworząc coraz więcej nieświadomości, w której dana osoba się z czasem gubi. Jej iluzje nie odzwierciedlają rzeczywistości. W pracy systemowej jest to tzw. lojalność rodowa. Późniejsi członkowie rodziny często czują się winni bez powodu, w ramach wyrównywania za sprawcę lub w ramach lojalności wobec ofiary. Czują się oni jak zdrajcy porzucając rolę ofiary i cierpienia, bo wychodzą z rodowych schematów.

Warto czasem się zatrzymać i przyjrzeć swojemu cierpieniu oraz przyznać się do niego. Warto zadać sobie pytania:

Z jakim z tym obszarem się identyfikujesz?

Co będzie kiedy zdecydujesz się przestać cierpieć?

Potrzeby, a cierpienie.

W kwestii potrzeb emocjonalnych cierpimy, bo zamykamy się na ich zaspokajanie, wypieramy swoje potrzeby, pragnienia i udajemy że ich nie ma albo decydujemy się na realizację ich substytutów, co nie daje nam prawdziwego zaspokojenia, satysfakcji. Substytut nigdy nie będzie tym czego naprawdę potrzebujemy. Da on tylko chwilowa ulgę, a do tego pogłębi pustkę lub spowoduje uzależnienie. To czego chcę doświadczać nasza dusza nie może być sfałszowane, oszukane. gdy tak się dzieje pustka się pogłębia i pojawiają się określone emocje bo oddzielamy się od nas samych, zaprzeczamy sami sobie. Emocje które się pojawiają mają wskazać nam gdzie jest droga do zaspokojenia potrzeb, do satysfakcji, do spełnienia, do poczucia jedności. Więc emocje są dla nas zawsze drogowskazem i pokazują nam drogę. Problem jest w tym, gdy nie słuchamy się ich, gdy jesteśmy na nie zamknięci, gdy jesteśmy odcięci od ciała, gdy nie mamy z nimi kontaktu lub gdy projektujemy je na zewnątrz tracimy wtedy tak naprawdę kontakt z naszym wnętrzem, z tym co chcemy naprawdę. Tworzymy wtedy coraz większe zagubienie, chaos emocjonalny, brak zdecydowania, niepewność, brak czucia tego co chcemy, oddzielenie od prawdziwych siebie. Mechanizmy obronne typu wyparcie, projekcja powodują oddalanie się od spełnienia, od połączenia się z tym co naprawdę chcemy. Im większa pustka w zaspokojeniu danej potrzeby i im silniejsze jej wyparcie, tym większe obsesje i pragnienia w kwestii substytutu tej potrzeby. Czyli im silniej wypieramy daną potrzebę tym bardziej prawdopodobne że znaleźliśmy substytut, który tworzy obsesję i uzależnienie oraz jest jednocześnie mechanizmem obronnym by nie widzieć prawdziwej potrzeby. Jeśli odpowiednio wsłuchamy w się w siebie, dostrzeżemy jakie potrzeby tak naprawdę kryją się za obsesyjnymi myślami i czego tak naprawdę chcemy, to co chcemy się dowiedzieć pojawi się gdy umysł zostanie poddany obserwacji i zaistnieje spokój, z którego zaistnieją odpowiedzi. Z pozornej pustki, z ciszy zawsze pojawiają się odpowiedzi, które dadzą nam to co chcemy o ile pójdziemy za ich głosem, za głosem tego co naprawdę chcemy. Osoby uzależnione od czegoś, nie mają tak naprawdę kontaktu ze swoimi emocjami a co za tym idzie ze swoimi potrzebami i popadają w obsesję związaną z substytutem danej potrzeby. Nie zaspokajanie danych potrzeb przez określony czas rodzi nadmierne pragnienia.

Zamykamy się na ich realizację dlatego, że zaspokojenie ich wiąże się z wejściem w sytuację związaną z naszymi największymi lękami. Mechanizmy obronne tworzą odpowiednie ścieżki myślowe, w które ślepo wierzymy i poza które nie chcemy wyjść, jednocześnie czując wewnętrzną frustracje, zagubienie a nie znajdując kontaktu z nim (ze swoim wnętrzem) oddalamy się od realizacji tych potrzeb pogłębiając oddzielenie od siebie.

W obszarach zaspokajania swoich potrzeb byłem jak małe dziecko żyjące w świecie fantazji i szukające substytutów do zaspokojenia swoich potrzeb oraz czujące nieporadność, bezradność i brak mocy w tej kwestii. Do tego zamiast koncentrować się na tym na co mam wpływ, to tracimy energię na to na co nie mam wpływu i próbowałem zmienić coś niezależne ode mnie, zamiast zająć się sobą. Prawie całkowicie wyparłem swoją męskość, decyzyjność, konkretność, stanowczość, stabilność, seksualność, potrzebę samorealizacji i co najważniejsze potrzebę bliskości z poziomu serca.

Tylko prawdziwa realizacja swoich potrzeb emocjonalnych, a nie substytutów da nam spełnienie i radość. Próby zaspokojenia substytutami pogłębiają w nas pustkę wewnętrzną i oddalają od tego co naprawdę chcemy.

Koniec cierpienia związany jest z pewną konsekwencją — jest ono bowiem w korelacji z innymi działaniami. Wymaga to od nas odwagi i prawdy w stosunku do samego siebie, wymaga od nas wewnętrznej uczciwości.

Np. cierpię, bo jestem chronicznie nieszczęśliwa w związku — wystarczy więc dostrzec prawdę i zakończyć ten związek. Jednak my dosyć często wolimy podtrzymywać toksyczne relacje i trzymamy się tego co nie daje nam szczęścia, co nas blokuje i nie rozwija., bo boimy się odejść. Trzymamy się schematów cierpienia.

Inny przykład cierpimy, bo praca nas nie zadowala nie satysfakcjonuje, więc tłumiąc swoje prawdziwe odczucia blokujemy się przed rozpoczęciem zarabiania na siebie samodzielnie itd., bo łatwiej przychodzi cierpieć dalej niż spróbować i się odważyć. Rozwiązania zazwyczaj są bardzo proste i są tuż obok nas, a my nie chcemy ich widzieć i krążymy na około, bo konfrontacja z prawdą i ze zrobieniem czegoś nas przeraża, a do tego nie chcemy się przyznać.

„Cierpienie jest łatwiejsze niż rozwiązanie” dlatego je wybieramy

ŁATWIEJ JEST CIERPIEĆ, NIŻ ZAJĄĆ SIĘ ŹRÓDŁEM CIERPIENIA,,

🔥💚

Jeśli chcesz więcej poczytać o emocjach, zapraszam do kupna mojej książki, link poniżej:

https://ridero.eu/pl/books/widget/droga_do_swojego_wnetrza_czesc_2/

Ps, Jest to najlepsza książka jaką czytałem o emocjach :P

 

Zobacz również

Wewnętrzne konflikty
Bezsilność
Odpuszczenie

Komentarze (0)

Trwa ładowanie...