Z cyklu "Powracanie ziemian" (2017) – Czombrów, czyli Soplicowo, mama Mickiewicza i Majowe (1 część 1)

Obrazek posta

czerwiec 2017

Jeżdżę po dworach od lat. Landem nie, bo kto dziś ma lando? Najwyżej Andrzej Nowak Zempliński, który zbiera w Tułowicach wszystko co stare i na kołach.  Samochodem jeżdżę, jak mnie ktoś zabierze.  Albo wieczorami po sieci.

Zbieram notatki, wspomnienia, zdjęcia i pakuję je trochę bałagańsko do rożnych folderów w komputerze, żeby czasem pokazać coś z tego na FB.  I trzeba było jednego komentarza*, zostawionego pod tekstem Coryllusa,  a właściwie jednej jego frazy o całym tym uniwersum Godzinek, litanii, nabożeństw, koronek, które w naszym miejscu Europy od zawsze do dziś podporządkowywały  ziemskie bytowanie Sprawom Pierwszym, żebym postanowiła pomału otworzyć foldery na świat.

Ta jedna fraza z komentarza sprawiła, że nieoczekiwanie domknęło się coś, co miało swój początek równo rok temu, kiedy wracałam z Helu do Gdyni. Na peronie w Juracie złapała mnie ulewa, a tradycyjnie za krótki  szynobus przyjechał tak zapakowany, że nie udało mi się do niego wsiąść. W deszczu, wyrzekając w duchu na unijne dotacje, które nakazały wyremontować dworzec ale i rozebrać starą dworcowa  wiatę, co latami chroniła przed deszczem, przeczekałam z kolejnym gęstniejącym tłumem godzinę do następnego pociągu, też zapchanego. Dałam się tłumowi wcisnąć w kątek, z walizką i sporą torbą.

W Jastarni pociąg jakimś cudem wchłonął w siebie kolejną grupę podróżnych, wśród nich młodego dryblasa, który widząc  plecy starszej pani zgarbione nad balansującą na krawędzi przestrzeni torbą, zaproponował, że mi ją przytrzyma. We Władysławowie, jak to na tej linii, większość podróżnych wysiadła i znalazły się nawet miejsca do siedzenia, które z dryblasem zajęliśmy, rozpoczynając rozmowę o urlopach, dzieciach, a też powodach, dla których znajdujemy jakieś istotne przesłanki do cieszenia się  światem. Było i o moich dworskich folderach, dla których zawartości wciąż nie znajdowałam odpowiedniej formy i trzymałam w ukryciu.

Zrobiło się tak swojsko, że aż  należało  się sobie przedstawić i okazało się, że dryblas jest Mikołajem Reyem z polskiego choć i francuskiego Montresor, który zostawiwszy dzieci na wywczasach wracał pędem do Warszawy, bo gotował na ekranie w TVN-ie, zarabiając na zamek. Nie rozpoznałam wcześniej  gwiazdora w dryblasie,  no bo jak miałam rozpoznać, kiedy wzorem Przema1 Gintrowskiego z salonu24 GW nie kupuję, TVN nie oglądam. Tym bardziej urocze wydało mi się,  że to on, jeden jedyny z całego pociągu, zauważył starsza panią, której się pomaga, bo właśnie takie przykazanie wynosiło się kiedyś z polskiego domu, a efekt nazywało się w czasach niesłusznie minionych dobrym wychowaniem. Kiedy w tym roku wracałam z Helu, już go nie spotkałam ale przypomniałam sobie tamtą rozmowę. A zaraz potem przyszła forma do folderów i tak powstał pierwszy tekst z cyklu  Powracanie ziemian.

A dlaczego tak go nazwałam jak nazwałam, wytłumaczę kiedy indziej.

cdn...

Zdjęcie dworu w Tułowicach - wiki

polska forma dwór Tułowice Montresor

Zobacz również

Z cyklu "Powracanie ziemian" – Czombrów, czyli Soplicowo, mama Mickiewicza i Majowe (1 c...
FB (2022) Przeszkody
FB (2023) Hotel Bristol i wojenne "głodnego nakarmić"

Komentarze (0)

Trwa ładowanie...