Kochani, wybaczcie, nie wiem, czy w tym tygodniu wyrobię się ze zrobieniem jakiegoś filmu. Jeśli tak, to z doskoku. Najpewniej nie będzie "Dwóch Panów M.", bo nie chcę wiązać Michała Szczurowskiego, a potem nie dotrzymać terminu.
Rebis dostarczył mi bardzo głęboką (za głęboką) redakcję książki "Gamedec. Love & Hate" i poprosił, żebym ją przerobił do... dzisiaj. Jest to oczywiście niemożliwe. Przesłałem im na razie jedną czwartą całości, obiecując, że będę dosyłał co parę dni kolejne części. Odkąd dostałem plik, pracuję non-stop, również w sobotę i niedzielę.
W ten czwartek i piątek prowadzę szkolenie w Toruniu dla pewnej miłej firmy. Mam rzecz przygotowaną już od dawna, ale wypadałoby sobie całość przypomnieć.
W sobotę byłem u teścia w hospicjum, zanieść mu świeże koszulki i środki higieny. Rozmawiał z kimś przez sen i wyglądał tak, jakby wyczerpał już wszystkie możliwe rezerwy energetyczne. W niedzielę rano poinformowano nas, że w tym wymiarze już go nie ma.
Genialna Żona załatwia sprawy pogrzebowe, ja pracuję na dwa etaty na raz (nad redakcją i szkoleniem), przy okazji opiekujemy się teściową, która, chociaż było to katastrofalne małżeństwo, lekko wieści nie przyjęła.
Czy to coś nadzwyczajnego? Ależ skąd. Normalne życie. Po prostu fala spiętrzająca pewne wydarzenia i okraszająca całość bólem gardła, bo jakże by bez jakiegoś humorystycznego akcentu.
Nie patrzeć w dół drabiny. Krok. Za. Krokiem.
Ściskam Was poniedziałkowo.
Trwa ładowanie...