"(...) Mam w sobie po Comte-Sponville spokój. Zabawne, że kiedy człowiek zamieni nadzieję na "wolę". To ci spodziewane, na możliwość "działania" lub "niedziałania" (jeśli taka jego wola) to od razu poczuje się lepiej. Ostatecznie, kiedy gaśnie światło i nie ma już niczego, nawet ciszy, wtedy nie jest się w żadnej ciemności. Istnieje wyłącznie "nie ma", czyli nie istnieje - "nic". Ale ten “spokój” (nie przez przypadek wzięty w cudzysłów) jest kruchy i nietrwały. Nie decydują o tym, tak zwane poglądy - decyduje o tym nawał obowiązków, ich niekończące się rewizje, codzienne bieganie w tę i z powrotem i zarabianie pieniędzy. Niekoniecznie wartych tego zamieszania, ale z całą pewnością koniecznych do życia. (...)"