ALE KTOŚ TU NAKAŁAPUĆKAŁ. KOWAL ZAWINIŁ - CYGANA POWIESILI
Pod Jasną Górą powinni wierzyć w siłę wyższą, przy tym sprawczą (deszcz) miast polować na czarownice. A płaci się ludziom tyle, ile są warci, przy tym wziąwszy pod wzgląd koniunkturę na rynku pracy i fachowość, bądź zaledwie powinowactwo zatrudnianego. O tym prezes Świącik zapewne doskonale wie. Powinien też pamiętać, że emocjonalne wystąpienia publiczne „tuż po” zwykle niczego nie wnoszą. Szczególnie niczego dobrego. Potem tłumaczenia, sprostowania. Co jednak poszło w eter, tego nikt nie cofnie. Lepiej darować sobie autopromocję. Pójść do domu, na łono rodziny. Ostygnąć, przemyśleć i jeśli nawet dokonać rewolucji, to raczej w zaciszu gabinetów. Nikt nie ma przy tym monopolu na zwycięstwa. O tym również nie należy zapominać. Tor zlało. Był inny niż gospodarze zamierzyli. Wrocławska hydra w pierwszym fragmencie zgniotła częstochowskie Lwy i... tyle. W play off może być odwrotnie, a to decydujący moment sezonu o ile mnie pamięć nie zawodzi.
To się młokosom oberwało. Niektórym po daszku inni mieli... refleks. Kiedyś Walas powiadał w rozmowie, że aby istnieć w żużlu trzeba niektórym trzymać palec głęboko w miejscu, gdzie plecy tracą swą szlachetną nazwę. Teraz to się już tylko zastanawiam kogo miał na myśli, zważywszy treść publicznych przeprosin, czytaj oficjalnego kajania się rzeczonego. A atmosfera? Takimi zachowaniami i wypowiedziami trudno ją zbudować. Gleb ponownie nie miał (miał?) szczęścia. Jego forma pozasportowa przypomina tę sportową Mateusza Świdnickiego i na tym poprzestanę. Wszak to nieetyczne kopać leżącego.
Skoro o przyszywanych Polakach. Wziął się i odezwał publicznie ten który nie wie co tam jest na tej Ukrainie. Teraz dla odmiany wie i słyszał co było w Częstochowie podczas prezentacji przed meczem. Skomentował. Nie wyszło ani zabawnie, ani celnie, ani tonująco. Wyszło „tradycyjnie”. To co tam jest na tej Ukrainie drogi (nomen omen) Artiomku - chciałoby się zapytać? Chwilę zaledwie później, rzeczony nieuprzejmy był w wywiadzie wręcz domagać się swoich praw jako Polak. No to... brawo Ty. Że teraz dzikus i dawaj do SGP. Skoro Sabalenka i Miedwiediew mogą, kilku innych także, to dlaczego nie on? Tylko mnie te furtki nie bawią. Wręcz mocno drażnią i irytują. Dla mnie osobiście ostracyzm wobec wszystkich jak jeden sportowców pochodzenia rosyjsko-białoruskiego byłby znacznie skuteczniejszy od kolejnych pakietów udawanych sankcji. Najlepiej takich, żeby zostawiały... no właśnie - furtkę. Cóż. Takie mamy czasy. Grunt by saldo rachunku się zgadzało. Wówczas można nawet przekonywać, że to specjalna operacja militarna.
Gehenna PZM vs Karkosik zakończona (?) Przyjmuję, że to nie fakt medialny i za moment nastąpi formalne potwierdzenie. Najlepiej ze szczegółami. Jeśli tak, to... dowodzi jedynie zawrotnego tempa pracy naszych sądów. A ugoda? Skoro nad prezes Witkowski twierdzi, że dobra i pożyteczna, to może oznaczać jedynie, iż... dobrą i pożyteczną ona jest. Pytanie tylko kto i z jakiego źródła wybulił ów krągły milion? Jeśli PZM to chwały związkowi nie przynosi. Mimo wszystko. Jeśli miliarder, to i... dobrze. Nagrabił sobie i odpokutował. To jak było? Kto regulował rachunek?
Tak się ostatnio zastanawiam. A lubię czasem pogłówkować, boć pono narząd nieużywany zanika. Skąd się biorą sędziowie? Tylko po mieczu i kądzieli? A może trzeba „czegoś” szczególnego, by dostąpić zaszczytu? Ja bym wolał, żeby zwyczajnie czuli sport i znali się na swej robocie. Tylko kto miałby skutecznie rozstrzygać podczas castingu takie kontrowersje? Decydować miarodajnie o przydatności lub nie kandydata? Spójrzcie na niektóre nazwiska, a sporo się wyjaśni. Po kądzieli trudniej, bo i herb zmienny i familija bywa nie rzucająca się w oczy, ale dla chcącego... . Kilku „pociotków” znanych żużlowych notabli czy byłych bądź obecnych „działaczy”, niekoniecznie pośród tych najbardziej fachowych arbitrów, łatwo by znalazł.
Skoro zaś o rozjemcach. Piter to ma przegwizdane. Właściwie już przed meczem mógłby zerknąć w program i tam gdzie obok ustawiają się niewinne dziewice, bądź primabaleriny zrazu wpisać sobie „W” przy nazwisku. Uzasadnienie dorobi mag, wyrocznia i geniusz w jednym podczas magazynu Ekstraligi. To nie kłopot. Szkoda fatygi, potu i późniejszej frustracji zawodnika. Że sobie zasłużył wcześniejszymi dokonaniami? Być może. Tylko co to zmienia? Jechało czterech, leżało dwóch, a winny i tak Pawlicki, który nawet nie startował w tym wyścigu? Ja tam uwielbiam rogate dusze, nawet jeśli coś przeskrobią. Memeje do baletu. Ma być więcej rodzimych kozaków na torach, a jak który wywinie, to zrazu zbiorowy lincz i sądy kapturowe. Trochę to, przyznajcie, nielogiczne.
No i jeszcze. Nielojalny omc disc jockey KeyKey strefił i wolał się nad Wisłą nie pokazywać. Nawet kosztem porażki zespołu. To chociaż w parkingu by się zjawił żeby wspierać „swoich” (sorki, taki żarcik, bo to i tak nie wiadomo kogo). A gdzie słynny team spirit, albo swojskie jeden za wszystkich... . Taki z niego wilk. Podobno na niektóre gatunki odstraszająco działa rozrzucona sierść psa. To jednak sprawdza się rzekomo jedynie na tchórzach i innych łasicowatych. Trochę tej sierści musieli w Grudziądzu rozrzucić. Pono w tutejszych marketach już w sobotę zabrakło Berlinek. Ciekawe dlaczego?
W Toruniu za to sezon rozwodowo-zagadkowy. Rzecz dotyczy byłego związku Rafała Trojanowskiego z Wiktorem Lampartem. Rafał to chłopak ze Stali. Pokolenie Wilka, Winiarza, Kuciapy i jego brylowało w imprezach młodzieżowych. Ok. Dla jasności. W zawodach nie imprezach. Trojan słynął już wówczas z tego, że jest przesiąknięty żużlem od daszka czapki sponsora po duży paluch u prawej stopy. On tym żył i nadal żyje, bogatszy o wiele, najczęściej własnych, praktycznych doświadczeń. Rafał to była i w pewnym stopniu nadal jest, chodząca ambicja, determinacja, czasem brawura, która nie zawsze pomagała. Może nie zdobył w czasie kariery najwyższych szczytów, ale z pewnością hołduje starej zasadzie Tony`ego Rickardssona mówiącej, że jeśli chcesz osiągnąć coś w żużlu musisz nim żyć, musisz go żreć i musisz nim sr...ć. Skoro więc, skrzętnie ukrywając szczegóły, powiada, że młody miał inny, własny pomysł na karierę, to daje do myślenia. Spodziewam się więc, iż Lamparciątko postanowiło traktować speedway po „amerykańsku” swoim zdaniem. Dużo zabawy. Dużo radości. Dużo social mediów. Jak się coś uda na torze - dobrze. Jak nie wyjdzie - świat się nie zawali. Problem w tym, że to autorska wersja młodego. Amerykanie wszystko o czym napisałem robią oprócz, a nie zamiast solidnej, rzetelnej roboty. Wiedza, umiejętności, perfekcyjne przygotowanie do uprawiania swej profesji to podstawa. Fundament bez którego przygoda szybko się kończy. Dopiero w wolnych chwilach odrobina kontrolowanego szaleństwa i didaskaliów. Tu, mam wrażenie, te proporcje zostały mocno zachwiane, a świadczy o tym nie tylko rozstanie z Rafałem, ale też solidny zjazd wyników na torze młodego Lamparta. No i zbiegło się to wszystko w czasie z tajemniczą kontuzją kości łódeczkowatej. Klub stara się nie wracać do wątku lecz szczegółów takoż okoliczności doznania urazu nie zdradził. To rodzi domysły. Gdyby zrazu oświadczyli, że Wiktor zaliczył dzwona na treningu, na crossie, na rowerze - nikt by się nawet nie próbował nad niczym zastanawiać. A tu. Jakaś dziwna tajemnica, która czego by teraz ktokolwiek z zainteresowanych nie opublikował w tej materii, sprawia, iż nawet w prawdziwą wersję trudno będzie uwierzyć. Koniec końców Trojan trafił do kumpla z toru Maćka Kuciapy i będzie w Lublinie zajmował się młodymi. No to, moim skromnym zdaniem, Motor pozyskał kolejny talent, acz po owocach ich poznacie.
Skoro zaś o Lublinie zacząłem napomykać. W przyszłym roku parasol od Domina przejmie płynnie Mati. Mam naturalnie na myśli parasol U24. W seniorskim gronie zrobi się więc nieco duszno. Mówi się wiele o odejściu jednego z podstawowych zawodników Sparty przed kolejnym sezonem (z konieczności, Bewley wychodzi spod ochronki), a w Lublinie dokładnie ta sama sytuacja. Najsłabszy senior odpada. Na kogo padnie? Zgadnę, że Zmarzlik, Kubera i Jack Holder mogą spać spokojnie. Jack identycznie jak Domin, czy młody Cierniak korzysta przy Bartoszu. Najlepiej wydać to po wynikach kangura w SGP, ale w lidze także nie zawodzi. Konkurs rozstrzygną zatem zapewne między sobą Hampel i Lindgren.
A Zmarzlik? To facet z innej gliny. Wirtuoz. Szczególnie kiedy (rzadko, sporadycznie) fura nie do końca klei pokazuje pełnię kunsztu. To niuanse, decydujące o powodzeniu. Przeciągnięte wejścia piką pod rywala. Ale nie w sposób niekontrolowany. Nie na full gwizdek. Z głową mimo brawury. Zabieram gościa ze sobą na wycieczkę pod płot, niech pozwiedza, bo gotów przyciąć i wyjechać mi z wyjścia od wewnątrz. Z kolei szerokie, z pozoru szalone, wjazdy głęboko, po samych balotach i umiejętność korygowania, wprowadzania planu B w ułamku sekundy, zależnie od ruchu przeciwnika. Jadę pod płot z zamiarem opędzlowania gościa na okrągło, ale ten się wynosi żeby zamknąć mi bramę. Momentalnie kontruję furmankę i wyjeżdżam od jego wewnętrznej. Zależnie od stanu nawierzchni, po najkorzystniejszej ścieżce. Raz to będzie po samej kredzie, innym razem środkiem, ale zawsze z rywalem po swojej prawej. To jest maestria. To już wręcz odruchy bezwarunkowe u Bartosza. A to tylko skromny wycinek jego geniuszu. Przez początkowych kilka ledwie sezonów zbierał doświadczenia, zwykle ucząc się na własnych błędach. Teraz spija śmietankę. Korzysta z tego co zdobył, przyswoił. A inni? Ci którzy potrafią dostrzegać i wyciągać właściwe wnioski - idą w górę. Obecność Zmarzlika w parku maszyn drużyny podczas zawodów, obcowanie z mistrzem w czasie treningów i poza torem to, dla wciąż nielicznych niestety, bezcenne lekcje. Potrafią czerpać z tego źródła garściami Domin Kubera, Mati Cierniak i wspomniany Holder. Dlatego też pozwoliłem sobie obstawiać, iż w tej konfiguracji pozostaną w Motorze. Jack zresztą już podczas występów roli gościa dla Stali Gorzów, w sezonie pandemicznym, zrobił przy Bartku wyraźny progres. Teraz wrócił do dobrych praktyk, będąc przy tym bystrym obserwatorem.
Pozostaje vacat na pozycji solidnego, punktującego juniora. Na efekty poczynań Trojana, jak w Grudziądzu z Kościechą, przyjdzie trzy, cztery lata poczekać. Zatem? Mój typ - Wiktor Przyjemski. Tylko po to, by pójść w górę obserwując bacznie, na żywo, mistrza świata.. Nie zawsze rzecz w wysokości kontraktu. Motocykle większość ma już podobnej klasy. Umiejętności, zarówno te czysto jeździeckie (sylwetka, panowanie nad motocyklem w skrajnych warunkach, balans, przenoszenie środka ciężkości itp.itd.), jak też nie mniej istotne, techniczne - dobrania i dopasowania sprzętu, długości i wysokości ramy, dyszy, ustawienia zapłonu etc.- to już wiedza unikalna, a tę relatywnie łatwiej przyswoić, obcując z najlepszym na świecie pod tym względem. Obcując codziennie. Może z czasem i Wiktor przestanie opowiadać nieuprawnione banialuki, jak po ubiegłorocznym SGP2 w Pradze na mocno selektywnej, trudnej i zdradliwej nawierzchni, o tym mianowicie, że jego zdaniem zawody na „takim” torze w ogóle nie powinny się odbyć. Naucz się w takich warunkach ścigać, to i przestaniesz bredzić dyrdymały. Mimo niewątpliwego talentu. Tylko talenciaki to się objawiają corocznie. I corocznie kilka kolejnych przepada. Do mistrzostwa dochodzą bardzo nieliczni. Czego i Państwu życzę.
O normalności słówko. Chciałbym zwyczajnych play off-ów. Takich z ośmioma zespołami. Żeby zaś runda zasadnicza miała wówczas najmniejszy sens i wywoływała choćby szczątkowe zainteresowanie, potrzeba minimum dziesięciu drużyn w lidze. Logiczne i spójne - nieprawdaż? Tylko ostatnio temat poszerzenia ligi jakby ucichł. Nie rozumiem. Po cóż wymyślać proch i koło, skoro ludzkość dawno je zna? Zróbmy więc przynajmniej 10 klubów w elicie i „prawdziwe” play off-y.
I już na koniec mała łyżeczka dziegciu do beczki miodu, zrazu dodam - wyłącznie z troski. Kubera wrócił. Czy aby nie za wcześnie? Natury sztucznie nie oszukasz, a kręgosłup to nie wyrostek. Obym nie był złym prorokiem, bo musiałbym mierzyć się z traumą, ale... .
Trwa ładowanie...