Prokrastynacja

Obrazek posta

Prokrastynacja to taki wredny stwór, który siedzi po wszystkich kątach codzienności, podgryza po kostkach i szepcze, że totalnie na pewno zrobię coś jutro albo pojutrze. Znacie ją? Ja z nią walczę całe życie, mam już parę sposobów i chętnie się nimi podzielę. A piszę o prokrastynacji, bo... zbyt długo już odkładam na później napisanie pierwszego patronite'owego posta.

 


Od dzieciaka byłam przekonana, że jestem po prostu leniwa, a przynajmniej taki feedback dostawałam z zewnątrz. Dziś już prędzej przejawiam objawy pracoholizmu (to też feedback od ludzi), a nadal walczę z odkładaniem wszystkiego na później! Całkiem fajnie wytłumaczone jest to na Wikipedii i w tym artykule. 

Dla mnie prokrastynacja to przede wszystkim stres, strach i niechęć. Niechęć do jakiegoś zadania, np mycia naczyń (moje aktualne nemezis), strach przed tym, że mam za mało wiedzy lub doświadczenia do podjęcia jakiegoś wyzwania/zadania i stres, który cały czas gdzieś tam jest.

Długo sądziłam, że po prostu lepiej i skuteczniej pracuję na krótkim deadlinie i adrenalinie, ale serio? To wcale nie było zdrowe. W efekcie zarywałam nocki, zapominałam o jedzeniu i byłam naprawdę paskudnym gnomem: niewyspanym, głodnym i rozdrażnionym >_<

Chociaż jeden faktyczny plus z tego wychodził: gdy na ostatnią chwilę brałam się za zadanie czy projekt, musiałam kombinować, żeby skutecznie zorganizować kurczący się mi czas. Dodatkowo bardzo często okazało się, że zadanie nie było wcale takie straszne: naczynia po prostu dawały się zmywać, dokumenty i teksty do napisania wcale nie były takie skomplikowane, jak się na początku wydawało, a uproszczenie formy przy rysunkach do projektów na studia i komiksy okazywały się być wartością dodaną.

 



 

I tu zaczęłam zapisywać sobie złote myśli z internetu. Przyklejałam je na "ołtarzyk motywacji" w zasięgu wzroku przy biurku, nad którymi dumnie i władczo wisiał karton z napisem '"PROKRASTYNACJA TWÓJ WRÓG".

Niektóre hasła były typowo motywacyjne, np: "Jeśli to, co robisz, jest szczere i twoje, to jest to prawdziwe i dobre" (przydatne, gdy szuka się swojego stylu w ilustracji i ma wyrzuty, że wychodzi podobnie do cudzych prac). "Jestem małym ziemniaczkiem i wierzę w ciebie, możesz zrobić wszystko, dasz radę!" albo moje ulubione: "Nie musisz być świetny, by zacząć, ale musisz zacząć, aby być świetnym". Te teksty miały celować w serduszko, odpędzać strach przed działaniem (by nie wykluczył z gry) i zmieniać nastawienie. 

Kolejne, bardziej "lifehackowe", wspierały skuteczność i organizację. Rewolucyjne było dla mnie podejście planowania działań tak, by wykonując 20% pracy osiągnąć 80% planu. Samo założenie, że nie ma co się nastawiać na 100%, było dla mnie wręcz szokujące! No bo jak to, to faktycznie można tak, żeby zrobić, ale się nie narobić? A tu się okazuje, że można, tylko trzeba odpowiednio ustawić sobie priorytety i hierarchię zadań. To bardzo usprawniło mi tworzenie, naukę i wszelką pracę.


Podsumowaniem było w tym jedno zdanie, które mocno na mnie wpływało za każdym razem: "Nie bój się podjąć działania, nawet jeśli nie jesteś pewien rezultatów. CZAS I TAK UPŁYNIE". Mogę więc siedzieć i próbować coś zrobić, albo czekać aż czas przeleci przez palce i znowu będę czuła się źle. Chyba największą pułapką prokrastynacji jest to, że człowiek się przyzwyczaja do tego, że będzie czuł strach, stres i będzie godzinami żałował. A żałując żałowania i prokrastynacji coraz bardziej topi się w tych myślach i nie potrafi już wypłynąć.

I to jest kolejna rzecz, która mi osobiście pomogła, także w innych sytuacjach pełnych trudnych emocji. "Żeby wypłynąć, trzeba czasem opaść na dno, żeby się od niego odbić". Raz na jakiś czas zatem pozwalam uczuciom i myślom płynąć, pozwalam sobie na kiepski nastrój, na "błagam tylko nie dziś", na "dajcie mi dziś spokój". Daję sobie na to jakiś przedział czasu, np pół godziny albo całe popołudnie, ale też wyznaczam granicę, żeby zakotwiczyć się wokół jakiegoś punktu, w którym będę mogła się odbić i wypłynąć z tego bagna.

Największą skuteczność na ten moment daje mi jednak trick, na który trafiam co jakiś czas w webinarach typu "weź się w garść i zacznij działać", a który w sumie intuicyjnie już w podstawówce zaczęłam stosować. Mowa o niskim progu wejścia w zadanie, by małymi kroczkami się rozkręcić i je rozpocząć. I tak np. niekontrolowanie scrollując w telefonie postanawiam, że gdy pojawi się jakiś warunek, to przestaję. Kiedyś wybierałam godzinę na zegarze, ale z tym różnie, bo przecież po 8:30 jest jeszcze 8:35, 8:40 i tak w nieskończoność. Dziś bardziej pomagają mi bóle pleców i kończyn, które na bieżąco alarmują, że siedzę za długo... 

Z braniem się za sprzątanie jest łatwiej: po prostu szykuję rzeczy do sprzątania, zakładam fartuch, znoszę naczynia w jedno miejsce. Nie jest to jeszcze sprzątanie, ale w sumie, skoro już wykonałam jakąś część pracy, to teraz szkoda by było przerywać. Słyszałam też o tym, że dobrze działa na psychę założenie rękawiczek do sprzątania, bo już prościej pogodzić się z tym, że trzeba się za coś wziąć, niż doświadczać nieprzyjemności ściągania gumowych rękawic. Tyle że ja nie przepadam za rękawiczkami, więc ogólnie nie potwierdzam, czy działa.

Od zawsze jednak u mnie mocno działała muzyka, szczególnie taka filmowa i epicka, w której walka z talerzami i kubkami przypomina w głowie bitwę piratów z Karaibów. Jestem bardzo podatna na klimat i wczuwanie się w bodźce dźwiękowe, więc dla mnie przy sprzątaniu to najskuteczniejszy booster motywacyjny... który z kolei totalnie nie działa przy pracy biurowej! Przy tradycyjnej papierologii odkładam (w miarę możliwości) elektronikę albo włączam apkę z minutnikiem, gdzie za każde 25-45min wyrasta drzewko. Przy pracy plastycznej staram się puścić muzykę instrumentalną, bez słów, które zabrałyby moją wyobraźnię w miejsce inne niż dany temat, który aktualnie rozpracowuję. Te małe umilacze i nagrody sprawiają, że praca nie kojarzy już mi się ze strachem przed porażką, ale przed przyjemną rutyną jak z grafiki do muzyki lo-fi. Przez ostatnie parę lat starałam się zastąpić swoje obawy przyjemnymi wspomnieniami i skojarzeniami, bo przecież praca i sprzątanie nie muszą być upierdliwym obowiązkiem i nudą :) 

 


Cały czas jednak starałam się umieszczać różne hasła w zasięgu wzroku i szukałam sposobów na zmobilizowanie się do działania od razu: uprzątnięcie biurka przed nauką, podzielenie sobie materiału albo prac (szczególnie sprzątania) na małe porcje (zasada "zjadania" żaby zamiast słonia), pilnowanie czasu z pomodoro i naaajważniejsze: nagradzanie się. Przetestowałam też parę aplikacji, gdzie planując zadania, można ustawić sobie punkty i nagrody, a nic tak nie mobilizuje mnie do pracy niż perspektywa kupienia sobie nutelli albo nowych kości do RPG.

Gdy bardzo przeraża mnie zadanie, wyobrażam sobie, że jestem Simem albo postacią z gry, która ma konkretne questy do zaliczenia. Powoli udało mi się zastąpić poczucie bezsilności i strachu przed wyzwaniem satysfakcją z małych sukcesów, niekiedy nawet dumą z ukończenia projektów. Staram się pamiętać, że mając do wyboru wspaniały komiks i SKOŃCZONY komiks, zawsze lepiej iść w tę drugą stronę i liczyć się z ewentualnymi poprawkami, krytyką i nauką. Ale nauką na wykonanej pracy lub błędach, a nie siedzeniu w jednej ławce ze strachem przed rozpoczęciem działania. Przyjąć na klatę to, że: "nie popełnia błędów, tylko ten, co nic nie robi". Przecież po to są błędy, żeby się dzięki nim rozwinąć, prawda?

 


Na koniec chciałabym móc stwierdzić, że jest jeden złoty i skuteczny środek na prokrastynowanie, ale szczerze wątpię. Mój mały stwór nadal często wraca, siedzi po wszystkich kątach codzienności, podgryza po kostkach i szepcze, że totalnie na pewno zrobię coś jutro albo pojutrze. Wiem już jednak, czym go nakarmić, żeby siedział cicho i dał mi pracować. Czasami potrzebuje on motywacyjnych tekstów, innym razem metod i tricków rodem z coachingowych zjazdów, a kiedy indziej dziwnej gry, w której staram się oszukać własny mózg. W większości mu smakują i przestaje mnie gryźć. Czasem nie. Bywa różnie, ale wtedy też trzeba sobie "wybaczyć" i postanowić, że następnym razem pójdzie lepiej.

Byle do przodu i kolejnego pola na tej naszej życiowej planszy :)

prokrastynacja lifehacki motywacja

Komentarze (0)

Trwa ładowanie...