"(...) Wciąż nie zrobiłem zdjęcia płuc na które skierował mnie uprzejmy, młody lekarz o urodzie elfa, który zostawił swój łuk i kołczan w elfim lesie przez co teraz czuję się odrobinę zagubiony. Więc zdjęcia płuc jak nie było tak nie ma, a przecież są dni, kiedy moje kłopoty z oddychaniem nie pozwalają mi skupić się na niczym innym. Matka mojego ojca zmarła na astmę i jej ojca astma zabiła zaraz po tym jak wrócił z oflagu. Ja tymczasem zamiast posłuchać młodego, przejętego elfa z NZOZ-u palę papierosy. A im bardziej się duszę, tym więcej palę. Zdaje się, że na złość samemu sobie, chociaż płuca również nie pozostają obojętne na smołę i siwy dym. Ali, zanim rozpędzona ciężarówka zrobiła z niego keczup, powiedział mi jeszcze w podstawówce, że ten kowboj, który reklamował Marlboro, zmarł na raka płuc. I jak to Ali, żeby jego opowieść nabrała rumieńców, dodał: "I kurwa uwierz mi, umierał w męczarniach". Nie miałem powodu, żeby Aliemu nie uwierzyć, więc uwierzyłem i do dzisiaj myśląc - rak płuc - widzę kowboja na zwinnym rumaku. A śmierć czyha cicha, bo wie, że czeka na nią robota. Nikt nie lubi swojej pracy tak jak śmierć, czego dowodem jest jej obecność na dziecięcej onkologii. Śmierć dla pracy gotowa jest poświęcić wszystko. Pracoholiczka, która nie nadaje się na terapię. (...)"