"(...) A z tym dziadkiem i jego Panem Bogiem to jest zupełnie inna historia. Dziadek wierzył naiwnie, bo w gruncie rzeczy nie ma innej wiary. Dziadek wierzył jak dziecko, bo dziecko wierzy mocno i jest mu z tą wiarą dobrze i kojąco. Dziadek wierzył i nie zadawał pytań, bo wiara nie na zadawaniu pytań polega - wiara polega na człowieku i tym, że mu z pewnymi pytaniami po prostu niewygodnie. Na dodatek dziadek swoją wiarę umocnił. Otrzymał swojej wiary potwierdzenie, dowód jej skuteczności. I chociaż był to dowód anegdotyczny - jak się okazuje, dziadkowi wystarczył. Za dowód sensu wiary mojego dziadka posłużył jego pobyt w niemieckich obozach koncentracyjnych. W sensie ścisłym w Gross Rosen i w Buchenwaldzie. W rodzinnej opowieści, którą od początku do końca wykreował dziadek to Matka Boska i modlitwa do niej ocaliła go od śmierci za drutami i być może rzeczywiście siłę, która pozwoliła mu przetrwać czerpał z wiary w cud ocalenia. (...)"