"(...) Ktoś napisał, że jeśli można by zmierzyć długość własnego ego, to byłaby ona odległością, która dzieli nas samych od naszej wolności. Jakże układne byłoby życie gdyby doczłapać do tej chwili. Jakiej harmonii to zapowiedź. Przestać miotać się i szarpać z innymi, ale głównie szarpać się i miotać w samym sobie. Ileż spraw okazałoby się bez znaczenia, ileż znaczeń całkiem nowych wyłoniłoby się z dala od histerycznego “ja”, które obsesyjnie domaga się uwagi. “Ja”, które wypełnia całą przestrzeń, odbija się w lustrze, mizdrzy się i wdzięczy. “Ja”, które zanurzone w gniewie i frustracjach niszczy, urąga i kąsa. “Ja” żałosne w makabrycznym tańcu. “Ja” śmieszne w swoim przekonaniu, że znaczy więcej niż znaczy, a znaczy przecież niewiele, bo kiedy “ja” wypali się organicznie i zniknie, słonko na wysokim niebie wschodzić będzie i zachodzić, inni będą się budzić i będą zasypiać, a planeta będzie obracała się tak jak się obraca bez poczucia straty, które miałoby zdaniem “ja” po nim samym pozostać (...)"