"Fikcje. Dziennik"

Obrazek posta

20.09.2023 (środa)

 

 

Z Radkiem, kilka ciekawych rozmów o literaturze.

O Michale Witkowskim, bo aktualnie czytam jego autobiografię, którą jestem zachwycony, chociaż pisanie autobiografii przed pięćdziesiątką wydawać się może aroganckie i cokolwiek przedwczesne, bo życie toczy się dalej, więc jeśli wydarzy się coś ciekawego, a człowiek już podsumował swoje życie to chuj bombki strzelił. Więc rzecz do przemyślenia.

Rozmawiamy też o nagrodach literackich i o tym, co się ogólnie wyprawia z tymi nagrodami, o Parnasiku i konfraterniach, o “widzimisiach” i innych takich, bo jak kiedyś doszliśmy z Radkiem do wspólnego wniosku - literatura to nie jest gwiazdozbiór tylko całe plejady. Tymczasem jak się książkę brenduje paseczkiem informującym o nominacji, albo o nagrodzie, to czytelnik już po nic innego nie sięga - jeśli później na potęgę pierdolą wciąż o tych samych nazwiskach i promują z obłędem w oczach. Kiedyś podobną rozmowę odbyliśmy z Justą. Nie wiem czy doszliśmy do tych samych wniosków, bo Justa zawsze ma własne zdanie i z tym nijak wygrać.

I to nie chodzi o to, że jesteśmy z Radkiem rozżaleni, bo jakoś nas tymi nagrodami nie rozpieszczają. Obaj dobiegamy pięćdziesiątki i zdajemy sobie sprawę z realiów. Rzecz w tym, że nagrody literackie powinny literaturze pomagać, a często tak bywa, że wprost szkodzą, zawężając listę autorów “godnych uwagi”, do kilku lub kilkunastu nazwisk.

A Witkowski świetny i zamierzam o tym napisać entuzjastycznie na Księgozbirach.

Poza tym nowe paranoje. Z paranojami mierzyłem się przez większość życia, a z “myślenia tunelowego” mógłbym napisać doktorat. Nie potrafię z paranoją rozmawiać i obcować z nią jak z kimś trwale w moim życiu zadomowionym. Podobno tak właśnie powinno się z paranoją postępować. Mówić do niej z czułością i uczyć się od niej o sobie. Paranoi nie mówi się “spierdalaj”. Paranoi mówi się “Dobrze, że wpadłaś, ale mam dla ciebie tylko chwilę i wracam do swoich zajęć”. Teoretycznie jest to do zrobienia. Praktyka jest taka, że męczy mnie jej obecność, chodzę przygnębiony, nic mi się nie chce i nawet ten dziennik piszę z trudem i znojem, bez wyraźnej chęci i radości z pisania. Ale widać już tak być musi, że do grobowej deski będę się mierzył i wlókł będę za sobą uczepioną łydki dobrą znajomą. Koszmar. A najgorsze jest to, że jak nie jedna to druga, a wszystkie takie same, więc w zasadzie jedna. No nie lubimy się. Bo jak pisze Igino Ugo Tarachetti:

“(...) antypatia nie jest niczym innym jak świadomością fatalnego wpływu, który może na nas wywrzeć konkretna osoba (...).

Biorąc pod uwagę, że moja paranoja (paranoje) ma pełną podmiotowość Tarachetti trafia w sedno.

A w miastku Festiwal Dekonstrukcji Słowa Czytaj. Festiwal zacny z długoletnią tradycją. Niewiele w miastku rzeczy się udaje, ale Czytaj udał się na potęgę. Ja natomiast zamiast brać udział w festiwalowych wydarzeniach - dla jasności w charakterze publiczności oczywiście - siedzę w domu, spędzam czas z dziećmi, czytam i macham hantlami, bo odnalazłem w tym machaniu dziką przyjemność. Traci na tym oczywiście dziennik, bo nie mogę w nim pisać o niczym innym jak o sobie. Żadnych wizyt w galeriach (poza galerią handlową), żadnych wizyt w centrach kultury, nawet do kina nie chadzam, więc generalnie zdziczałem i nic u mnie nie słychać. I gdyby nie paranoja mógłbym powiedzieć, że żyję sobie spokojnie kołysany szmerkiem spraw codziennych.

Pod wpływem lektury Witkowskiego, który pisząc o swoim dzieciństwie wraca do lat siedemdziesiątych i osiemdziesiątych ubiegłego stulecia - wiele wspomnień. To był okropny czas pod wieloma względami, bo dzieciństwo to są czary-mary w sensie ścisłym. Raz mary, innym razem czary. Więc dorbiazgi. Smak donaldówek, który na samo wspomnie wywowłuje u mnie ślinotok. Rower Pelikan i ojciec na Wigry 3. Przypalone mleko na szkolnej stołówce (za dziesięć lat od wtedy Bogusław Linda powie w telewizyjnej reklamie: “Pij mleko, będziesz wielki”, a ja poczuję w ustach wyłącznie ohydny smak mlecznego kożucha). Zapach pierwszego tornistra i spleśniałej w nim pierwszej kanapki. Zabawki zrobione na wtryskarce i niedostępne, mityczne klocki Lego. Buty Sofixa, na które mówiło się wtedy “adidasy”, zresztą na wszystkie buty sportowe mówiło się “adidasy”, natomiast na zimowe buty “Relax” mówiło się “Relaxy” - to akurat ma sens. Zagraniczny długopis, który przywiozła moja mama z Węgier”. Tureckie dżinsowe kurtki “w marmurek”. Wata cukrowa i oranżada w plastikowych torebkach. Gorący asfalt - zapach wakacji spędzanych na blokowisku. Niedostępne resoraki Matchboxa. Lalki z tworzywa - ich oczy zamykały się i otwierały odsłaniając mętne, trupie źrenice. Puszki po piwie i napojach, kolekcjonowane i ustawiane jak trofea na meblościankach. Wszystko na raz.

A z moją babką z Uljańskich słuchaliśmy oper. Głównie Verdiego. Po niedzielnym obiedzie przenosiliśmy się z babcią do mojego pokoju, ustawialiśmy krzesła w równym rzędzie jak na “publiczności”, a ja naciskałem klawisz “Play” w magnetofonie marki Hitachi i zaczynał się spektakl. To znaczy spektakl mieliśmy pod powiekami. Do naszych uszu dobiegały natomiast pierwsze takty “Aidy”. Trwało to kilka miesięcy. Jakiś czas później umarł Freddie Mercury i jak rzesze innych chłopaków z mojej podstawówki zacząłem słuchać Queen. Dalej poszło już gładko od Gunsów do Pearl Jamu. Nie wiem, czy chciałbym tam wrócić i przeżyć wszystko raz jeszcze. Nie wiem, czy zmieniłbym cokolwiek z tego, co wydarzyło się przez te wszystkie lata. Ludzie często zadają sobie pytanie: Co zmieniliby we własnym życiu gdybyś mógł to zrobić. Ja zastanawiam się natomiast, co wydarzyłoby się w moim życiu gdybym odważył się zmienić cokolwiek, co stało się wcześniej.

Człowiek ma nadzieję, że taka zmiana to byłaby zmiana na lepsze, a mogłoby się okazać, że znalazłby się w czarnej dupie, albo jeszcze gorzej. Bo nic mnie nie nauczyło więcej niż głupstwa, które popełniłem. I chociaż to prawda z gatunku tych banalnych - coś jak Paulo Coelho skrzyżowany z Ich Troje - fakt faktem, że nie ma to jak się kilka razy potężnie pomylić.

Wprawdzie z dawna tragicznie zmarły Ali utrzymywał, że najlepiej człowiek uczy się na błędach przyjaciół, zdarza się jednak, że skuteczną edukację wspierają błędy własne. A może to ja wpadłem na tę myśl, nie Ali. Nie pamiętam. Dzisiaj nie ma to już najmniejszego znaczenia. Tak jak za dziesięć lat nie będzie miało najmniejszego znaczenia to, co jest teraz. 





 

Zobacz również

"Fikcje. Dziennik"
"Fikcje. Dziennik"
"Fikcje. Dziennik"

Komentarze (1)

Trwa ładowanie...