"(...) “Co jest w tym dzienniku autentycznego” - pyta Tyrmand, a ja zastanawiam się gdzie leży granica, której nie powinienem tym razem przekraczać, bo zza niej niełatwo wrócić. Zdarza się, że jest to niemożliwe. Szczególnie jeśli bywało się tam często. Nie zawsze znajdą się tacy, którzy wskażą drogę do domu. A jeśli nie do domu to przynajmniej do miejsca zamieszkania, bo przecież tak bywa, że to nie to samo. A zatem nie dzielić się z dziennikiem tym, co szuka ujścia. Czymś, co chce się uwolnić. Jakże prościej byłoby móc opowiadać o wszystkim. To dopiero byłaby wolność, rozpasanie, nieostrożność wpisana w każdy wers, w każde zdanie, w każde lekkomyślnie napisane słówko. Jak trop pozostawiony na ścieżce. Cóż tam trop. To byłoby jak zgubiona mapa. Ten kto znajdzie - wie wszystko. I to jest interesujące dla obu stron. To wartość sama w sobie. Nie ma nic przyjemniejszego niż zdradzanie tajemnic. Ileż w tym władzy nad światem. Naturalnie wyłącznie tym, który mnie otacza. Jakaż to ostateczność, jakaż w tym rozpaczliwość gestu. Mam to przećwiczone. Nic tak człowiekowi nie przynosi ulgi jak wyjawiony sekret. Zresztą pornografia odpręża - nawet ta emocjonalna, a może przede wszystkim ona. (...)"