Niepisanie

Obrazek posta

Drodzy, Patroni, Drodzy Przyjaciele...

Dziś nowego felka nie będzie. Ostatnie dni były dla mnie bardzo intensywne i nie dałem rady znaleźć chwili spokoju. Ale żeby nie było, że jestem leser, niniejszym dołączam jeden z moich dawniejszych felietonów, który bardzo lubię. Bo co do swej istoty się nie starzeje. Zaś dzisiejszy brak jakoś wyrównam w tygodniu :)

LOVE.
☮️
ZH
Oczywiście widzimy się o 21;00 na Facebooku! 
--------------------

 

Jestem niepisarzem

Termin „niegranie” wprowadziła do obiegu Ela Słoboda (na zdjęciu), nieżyjąca już wykładowczyni Warszawskiej Szkoły Filmowej, aktorka i absolwentka legendarnego nowojorskiego „Actor’s Studio”. Uczyła studentów, by nie grali postaci, ale stawali się nimi. Jeśli bohater, którego masz zagrać, jest załamany - przypomnij sobie jakieś własne załamanie i wtedy zagraj. Jeśli masz zagrać rolę pijanego – na trzeźwo wprowadź się w stan oszołomienia właściwego pijaczkowi i wtedy zagraj. W sieci krąży wideo z poligonu: Duda na odgłos salwy gwałtownie kuli się ze strachu, nie udaje, nie gra – wystraszył się naprawdę i to jest stuprocentowe niegranie właśnie. 

Zdania są podzielone. Niektórzy twierdzą, że mistrzostwo w sztuce to precyzja w odtwarzaniu zachowań opisanych w scenariuszu. Inni jednak uważają, że ważniejsze są szczere emocje. Ela była rewelacyjna w emocjach. Na jej przedstawienie dyplomowe przyszedłem w kapeluszu z nadrukiem „niegranie”. W jednej ze scenek młoda aktorka, grająca pensjonariuszkę aresztu, w twardej rozmowie z więzienną psycholożką rzuciła się na nią w tak sugestywny sposób, że wszyscy podskoczyliśmy, nawet Ela, czy aby coś złego z tego nie wyniknie. To jest właśnie niegranie. Aktorka miała wszystko pod kontrolą, ale przez sekundę jej amok był prawdziwy.

Od tamtej pory dopisek „nie” stał się moim ulubionym. Gusia upiekła mi niedawno zamiast normalnego pieczywa z mąki bochenek z płatków owsianych i jogurtu – i nazwaliśmy go niechleb. Patrząc na reprezentację Polski w meczu z Belgią zrozumiałem, że nasi grają niepiłkę. Elvis na mnie patrzy i wiem, że to niepies. Od lat uprawiam na gitarze niegranie. Owszem, trącam struny, słyszę dźwięki i dodaję własne, ale nie nazywam tego graniem. W niegraniu chodzi o szczerość i wiarygodność, a nie o mistrzostwo wykonania. Kiedy wokalista The Who, Roger Daltrey zaczął jąkać się w piosence „My Generation”, wybuchł skandal – a jednak miliony ludzi (w tym mnie) ten rodzaj śpiewu doprowadził do euforii. Niegranie jest spontanicznym wyrzucaniem szczerych emocji. Bójka ze światem. Jakiś czas temu grupa znakomitych polskich młodych artystów wykonała kilka songów The Beatles w sposób właściwie bezbłędny i niestety bez krzty dzikiej szczerości. Doskonałe maszyny do odtwarzania dźwięków bez odrobiny szaleństwa, które muzyka rockowa z założenia niesie. Marzyłem, żeby choć raz się pomylili i wydali z siebie prawdziwy skowyt – nic z tego. Zagrali idealnie, elegancko, do końca.

Jestem niepisarzem. W każdym razie próbuję nim być. Posługuję się literami, słowami, pełnymi zdaniami, niekiedy złożonymi, pisuję felietony, teksty piosenek, opowiadania i scenariusze, ale nie jestem pisarzem. Staram się nim nie być, mówić językiem domu, podwórka, ulicy. Pisarzami byli Steinbeck, Roth, Caldwell, Głowacki, Hłasko, arcymistrz słowa Borges i geniusz kryminału Chandler. Pisarkami są Olga Tokarczuk, Manuela Gretkowska i Dorota Masłowska. Ta ostania na co dzień mówi jak pisarka, literacko, pomysłowo, jest kreatywna w każdym zdaniu. Zadziwiający dar. Ja znam swoje miejsce w szeregu. Jestem jedynie aspirującym niepisarzem.

Największym niepisarzem był Jack Kerouac. Siadał do maszyny do pisania i do upadłego stukał wszystko, co mu wpadało do głowy, spontanicznie, bez żadnego planu. Dlatego uwielbiam wyławiać z oceanu internetowych śmieci tweety, jak ten: „Chętnie bym się zabiła, ale nie wiem gdzie za tysiąc lat skończą moje atomy, może w jakiejś owrzodzonej dupie dziwnego zwierza, a może jako gaz wessany przez silnik odrzutowca, więc nie pali mi się”. Do zrozumienia swojego położenia trzeba dojść. Po jednej stronie mamy wirtuozów słowa, aktorstwa czy muzyki – po drugiej nieliterackich mędrków, rzucających zdawkowe zdania i burknięcia. Mamy Paganiniego i gitarzystów brzdąkających pojedyncze dźwięki, jak Kurt Cobain z Nirvany czy Keith Richards z The Rolling Stones. Mamy króla światła i pędzla Jana Vermeera – i mamy Jacksona Pollocka, który w ataku szału chlapał farbą z puszek na położny na podłodze blejtram, machając pędzlem bezładnie, najpierw jedną warstwę, potem drugą, kleks na kleksie, wtedy zamazywał tę pierwszą, i tak w kółko, aż powstawał obraz. I ten obraz poszedł niedawno na aukcji za ponad 100 mln dolarów. Pollock był niemalarzem (choć malarzem był znakomitym – ścigał się z Picasso). Tak to jest. Na tle mistrzów rzeźbiących słowami bajeczne frazy, pasaże i ornamenty, wymyślających niezwykłe historie i nowe pojęcia, jestem początkującym niepisarzem, który pod wpływem impulsu i wkurzających wydarzeń co tydzień literami lepi plastusie.

ZH

Zobacz również

Szukając słowa
Patriotyzm
Spotkanie

Komentarze (4)

Trwa ładowanie...