„Ciężar skóry”, Małgorzata Rejmer. Wydawnictwo Literackie, Kraków 2023.
8/10
Ujmując rzecz pryncypialnie, można napisać: „życie społeczne, czy raczej aspołeczne”, jednakże to błąd, błądzenie. Małgorzata Rejmer i jej „Ciężar skóry” to poetyckie fotografie i tylko pozornie nic nie łączy poszczególnych opowiadań (rozdziałów).
Pustka, dziecko, udręka, śmierć to kierunkowskazy tej fabuły. Książka bolesna, książka, która wciąga czytelnika i wyciąga z niego (ze mnie) ostatnie soki.
Małgorzata Rejmer, laureatka Nagrody Fundacji im. Kościelskich czy Paszportów Polityki, przyzwyczaiła nas do dobrej formy i nietuzinkowego podejścia „do tematu”. Nie inaczej jest i tym razem.
„Ciężar skóry” to zestaw tekstów z pozycji dziecka lub dorosłych dzieci. Nawet gdy (w drugiej części fabuły) wydaje się nam, że „to dziecko” uciekło, zniknęło, to nic z tego. Dziecko w tych opowieściach jest rozwarstwione i pokiereszowane.
Pisarka jest doskonałą reportażystką, a ten powrót do prozatorskiego podejścia, by opisać ból, wcale nie zamyka drzwi do reportażu. Bo każda z opisywanych historii jest bardzo realna. Tylko ten język; giętki i jakże poetycki, stąd w moich zapiskach odnalazłem sformułowanie: liryczne reportaże.
Podczas czytania, niczym z karabinu wypadały ze mnie słowa, które lepią się do tej książki. Bo np.
fale – szkło – toń – kości – przemoc – blizny – ślady – ciało – strach – pokonani – chmury – śmierć.
Słów wypadło ze mnie o wiele więcej, ale najważniejsze są powyżej, otóż: POKONANI – DZIECI – FALE – BÓL.
To nie jest zabawa w Halloween, tutaj duchy są realne, są niemal z krwi i kości, są ze wspomnień. Zależność między językiem a odczuwaniem jest wyjątkowa. Każde zdanie występuje w towarzystwie emocji. Sporych emocji, jednakże nie są literackie „stany emocjonalne”, to o wiele bardziej złożone.
Nic tu nie jest oderwane od życia, oderwane od śmierci.
Najmocniej potargały mną trzy teksty: otwierający książkę „Serce syreny”, tytułowy „Ciężar skóry” „Zła baletnica”.
„Serce syreny” jest o zagubionym chłopcu, którego azylem jest morze, w domu znęca się nad nim ojciec, a babka mówi, że każdy „nosi blizny”. W tle jest kolekcjonowanie tego, co wyrzucą morskie fale i męski świat w knajpie stryja, bliźniaczego brata mamy; ta zginęła, zaginęła. Samotność chłopca jest widoczna i (niestety) frapująca.
„Ciężar skóry” i „melancholijne dziecko na balu maskowym”. To jakby powrót do „Serca syreny”, ale to zwodnicze, bo mamy tutaj inny wachlarz słów, scen, ludzi. Jednak znowu: przemoc.
Jest Albania, jest knajpa. Tak to się zaczyna; od dialogu dwóch mężczyzn, a potem?
Nazwane, schowane Światło i coraz więcej głosów, trochę ściszonych, niewyraźnych, ale istotnych dla narracji. I uwięzione papugi… Powidoki i ogień. Muzyka i ściana trelu.
Odkażanie alkoholem ran, które są w środku, w duszy. Pustka i kakofonia dźwięków; rusztowanie z kości!
Gwarantuję, że ten „obrazek” zrobi na was spore wrażenie, bo znowu mamy plażę i kaskady wody, szmerów ludzkich i zwierzęcych. I:
„- Nie wiesz, że na Bałkanach musisz spojrzeć drugiej osobie w oczy, gdy wznosisz toast?”. A gdy pije się samemu, w pojedynkę?
I „Zła baletnica” zaczyna się od pijaństwa. Larę wyrzucono ze szkoły baletowej za alkoholizm. Klodi nie rozumie tego i innych spraw, np. co jest ukryte w biodrach Lary?
Może to przez udawanie bycia motylem?
Może przez kochankę Lary?
Nie pierwszy raz w tej książce jesteśmy w Albanii, ale to nie jest książka o tym kraju. Ta książka jest o ludziach i traumach, i bólu, i przemocy.
O pokonanych bohaterach, którzy muszą „jakoś” funkcjonować.
W „Złej baletnicy” jest o ludziach nieheteronormatywnych, ale nie skupiajmy się tylko na tym. To nie jest główny nurt tego tekstu, tej książki.
Literatura ustna! By wyrazić emocje towarzyszące bohaterom, autorka namawia nas, a może wręcz zmusza, byśmy niektóre akapity lub całe opowiadania, czytali na głos, bo wiele z tych historii przydarzyło się i nam. Być może to odzwierciedlenie prawdy, tak bardzo porusza, a i niejednokrotnie wzrusza.
Stąd tyle wyzwań czytelniczych w tych słowach:
„Kosowo. Graniczne sytuacje zamknięte w dziesięciu zmysłowych opowieściach – o wyobcowaniu i szukaniu bliskości, o przemocy i codziennych klęskach. O tym, jak słabi mogą poczuć się silni, a odrzuceni – znaleźć miłość.
Ciężar skóry to mroczne baśnie dla dorosłych, które zbaczają z torów realizmu i pozwalają spojrzeć na współczesnego człowieka z nowej, często zaskakującej perspektywy. Wytrącają ze strefy komfortu i zmuszają do zastanowienia się nad kwestiami, których w rutynie codziennego życia wolimy nie dostrzegać.
Żonglując stylami, Rejmer kreśli panoramę współczesnych niepokojów, frustracji i pragnień”.
I jeszcze TO: duch „Małego Księcia” i „Muminków”. Dziwne, prawda?! A jednak! Bo gdy drąży się pisanie Małgorzaty Rejmer, to trudno nie przypomnieć sobie filozoficznych i socjologicznych odwołaniach w baśniach. I cała ta konstrukcja, która raz jest oparta o słowiańskie męczarnie, by potem przeskoczyć a Bałkany? To nurtujące i twórczo niepokojące.
Folklorystka? Broń Boże, a jednak dla pisarki istotne jest zaznaczanie miejsca. Czas jest przewrotny, ale miejsca mają ogromne znaczenie i w baśniach dla dzieci i dla dorosłych.
I ten literacki schemat, życiowe rusztowanie: wolność – zniewolenie – ucieczka. Tak to czytałem, tak to rozkładałem.
Inspirujący jest nie tylko (i aż) język „Ciężaru skóry”. Respekt budzi styl, który jest chwiejny, bo np. w tekście „Mój księżyc ma zielone oczy” czytamy „dziennik nastolatki”, który jest napisany niezbornie. Odnajdujemy tu gazetowe kalki, a jednak nie ma w tym nic zdrożnego, bo pisarka dostosowuje styl do miejsca i bohaterek i bohaterów. To siła tego pisania.
„Błądzę w ciemnościach wspomnień i w rezultacie mylę się w rzeczach bardzo zasadniczych”.
(„Mały Książę”)
I: „Nic nie jest tak ważne, jak życie”. – Muminek
„Najlepsze zawsze przychodzi do nas, kiedy się tego najmniej spodziewamy”. – Muminek
Trwa ładowanie...