"Fikcje. Dziennik"

Obrazek posta

05.01.2024 (piątek)


 

Dwa spacery z W. Kilka filmów obejrzanych z córką. Wizyta u dentysty. Dwie rozmowy z Justą. Wiele rozmów z Radkiem. Szachy z synem. Kilka napisanych recenzji. Zbyt wiele czasu na fejsbuku. Za mało czasu na świeżym powietrzu. Bezsenność. Melatonina w dużych dawkach. Falowanie nastroju. Nieposprzątane mieszkanie. Stos naczyń. Kontakt z wydawcą w sprawie książki. Zero ćwiczeń fizycznych. Przypadkowe posiłki. Wzrost wagi. Papierosy. Leki. Suplementy. 

 

“Tak mi się dzisiaj nie chce pracować, że chyba coś w końcu spierdolę” - mówi Kamil, kiedy strzyże mi włosy. Kamil tak ma, że najpierw coś powie, a później pomyśli. Zdarza się,  że biegam do niego z duszą na ramieniu. Innym razem mówi: “Pięknie. Dzisiaj będzie pięknie jak nigdy, tak mi wyszło, że nie sądziłem, że mi tak dzisiaj wyjdzie.” Bo Kamil tak ma, że najpierw coś powie, a później pomyśli.

 

“Na te jabłuszka nie ma promocji. Promocja jest na gruszeczki.” - mówi kasjerka do starszego mężczyzny, z ogromnym workiem jabłek. “Ale tam było napisane przy jabłuszkach, że jabłuszka taniej”. “Ale taniej gruszeczki. Gruszeczki taniej”. “Długo pan jeszcze będzie targował się o te jabłuszka”. “Jeżeli już to o gruszki. O gruszeczki. Gruszeczki są w  promocji. Tak mówi ta pani. Gruszeczki są w promocji. Nie jabłuszka” - odpowiada staruszek. 

 

A potem idę ulicami miastka i miga mi to wszystko, błyszczy, jadą, spieszą się, trąbią, bo u nas jak nie zatrąbisz na kogoś, kto się o milisekundę spóźnił z tym żeby ruszyć zaraz po tym jak światło zmienia się na zielone, to nie jesteś Polakiem, a on tak czy inaczej jest zwykły chuj. 

 

“Chciałabym coś Remigiusza Mroza” - mówi do kobiety z obsługi, dziewczyna w Empiku. “Co konkretnie?” - pyta ta druga. “Obojętne” - odpowiada miłośniczka Mroza i ma kurwa racje. Przeglądam komiksy, bo syn czyta komiksy od czasu do czasu, a ja pół życia czytałem i do dzisiaj żałuję, że nie zostałem koneserem. Że o komiksie wiem tak niewiele, prawie nic, a przecież to są teraz wyjątkowo piękne przedmioty. Siedziałbym sobie i przeglądał obrazki zamiast mordować się z tekstem wydrukowanym od lewej do prawej i myśleć, nieustannie zastanawiać się, co o tym napisać, bo mi się kiedyś zachciało pisać o książkach i teraz mam w sobie imperatyw, a za sobą mam tych recenzji pół tysiąca. Byle influencer określa się teraz “człowiekiem od książek”, ja tymczasem. jak żyję nie myślałem o sobie w ten sposób. Nie bez racji. Bo nie jestem przecież “od książek”. Gdybym już koniecznie musiał być “od czegoś”, to byłbym raczej “człowiekiem od wierszy”. “Jesteś człowiekiem od wierszy” - mówi Justa i koniec końców ma rację. 

“Jak to obojętne? Remigiusz Mróz napisał bardzo dużo książek. Mamy bardzo dużo tytułów Remigiusza Mroza” - mówi kobieta z obsługi Empiku. “Ale mnie jest naprawdę obojętne, bo ja to kupuję na prezent” - odpowiada ta dziewczyna, co pytała o Mroza i w ten sposób zyskuje w moich oczach, bo wolałbym osobiście żeby nie była czytelniczką w ogóle niźli miałaby być czytelniczką Remigiusza Mroza. Są rzeczy, których się nie robi, nawet w kategorii rzeczy, które robi kilka procent narodu. 

 

Idę ulicą miastka i marznę, bo po kilku dniach względnie wysokich jak na styczeń temperatur znowu jest zimno. “Pani kierowniczko, jak jest zima to musi być zimno” - mówi jeden z bohaterów filmu “Miś” i trudno się z nim spierać. A ja zimna nie lubię. Zimna nie toleruję. Zimno więzi mnie w dusznych wnętrzach i nie ma siły, żeby mnie na zimne namówić. Nigdzie się nie ruszam. Siedzę i czekam aż się ociepli. Wtedy ostrożnie wychylam się, sprawdzam czy to już i jeśli czuję bez, albo jaśmin - idę. W przeciwnym razie zostaję w domu. A dziś musiałem pójść odebrać paczkę, stąd całe to zamieszanie, a przecież to tylko dwa stopnie na minusie. Pamiętam mrozy po trzydzieści. “Nie za kołnierz, kurwa debilu, nie za kołnierz!” - krzyczę, kiedy Ali wciska mi śnieg pod szalik. Mamy po dwanaście lat i wydaje nam się, że “białe zimy” nigdy się nie skończą i że Ali dożyje chwili, w której spełni się jego największe marzenie - pojedzie na wakacje do ciotki w Republice Federalnej Niemiec. Ciotki, która przysyła mu od wielkiego dzwonu kilka marek i katalogi z Burdy, które potem przeglądaliśmy wąchając papier, na którym zostały wydrukowane. Tamten świat miał nas nigdy nie spotkać. Byliśmy zabetonowani w skutej lodem Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej. Dla “tamtych” byliśmy Mongołami. Tymczasem to coś wylazło z Burdy i zrobiło nam kapitalizm. Ali natomiast wpadł pod koła rozpędzonej ciężarówki, która zrobiła z niego gęstą burą maź. Głowy podobno nie odnaleziono i pochowano Aliego bez głowy. “Sam jesteś debil, ty pizdo” - krzyczy Ali i śmieje się do mnie odsłaniając białe, mocne zęby. 

Zobacz również

"Fikcje. Dziennik"
"Fikcje. Dziennik"
"Fikcje. Dziennik"

Komentarze (0)

Trwa ładowanie...