Przecież nie potrzebujesz imienia
Nie ważne czy Anna czy Wiola
Gdy gra mną lira się zapomnienia
Inna przypada ci przecież rola
Gdy żygam skrzepem kiczu
Krzycz mi „mój Mickiewiczu!”
Gdy miażdży mnie otchłań mego ego
Krzycz mi „lepszyś od Nietzschego!”
Gdy tłumaczę czemu flustrat i niedojda
Krzycz mi „zmiażdżyłeś znowu Freuda!”
Gdy pożądam od wieczora aż do rana
Krzycz mi „jurniejszym od Dżingis Chana!”
Gdy płaczę słowem strumieniem przepychu
Krzycz mi „nie warte są twego wszak dotyku!”
Gdy zapowiadam nadejście mej wysokości
Krzycz mi „jeszcze piękniejsze masz słabości!”
Ale gdy zagrzewam się znów do woli boju
Krzycz wraz z tłumem „hańba! giń! gnoju!”
Liczebną mam przewagę nie chcę niańki
Świat biorąc do nierównej ze mną walki
Piękniej w ciszy bez zbędnego dopingu
Doskonalić na ludzkości sztukę mobingu
Przecież wyznałem otwarcie
Skrzydła mam rozpostarte
Sam stoję na swojej warcie
Nawet gdy serce rozdarte
Zagnam was wnet do niewoli
Opór tylko ciernie duszy koi
Na co mi twe dobre uczynki?
Nie trzeba mnie odbudować
Zaoszczędź to dla Tanarynki
Ona lubi siebie nadal chować
A tylko tej jednej jest mi trzeba
By zgasić piekło chmurą nieba
Ejtyś
_____
Wiersz dedykowany mojej ukochanej opiekunce, wielbicielce Mickiewicza, która szturmem bierze ten świat realizując swoje marzenia jako polonistka i dyrektorka szkoły. Dziękuję ci Violu za zapewnienia, że jestem dla ciebie użytecznym. To wiele dla mnie znaczy.
Robiłem, co mogłem, aby cię odstraszyć. Pokazywałem swoje najgorsze strony. Nabijałem z tego, w co wierzysz - szczerze: jestem lepszy od Mickiewicza, koniec dyskusji. On jest martwy, a ja nie, to ważna dla mnie jest cecha przy ocenie - a ty nadal mówiłaś: niewierze. Nie jesteś potworem.
Choć mam dużo szacunku do polonistów, to chyba straciłem wiarę w waszą zdolność do czytania ze zrozumieniem. Mój ukochany polonista Krzysztof Gierszal chyba niechcący mnie jej pozbawił, gdy uwierzył mi, że wszystko jest ok i to opowiadanie wcale nie jest o stanie mojej duszy, tylko ot tak dla przekory napisałem. Ale z drugiej strony: gdy mu powiedziałem, że co prawda planuję pisać, ale linie kodu, bo z tego jest kasa, zasmucił się może na 5 sekund. “Nie. Zmienisz zdanie. Jestem tego pewny. Chyba potrzebujesz po prostu czasu, aby to zrozumieć.” Tak to zapamiętałem przynajmniej, to było jedno z ostatnich zdań, które od niego pamiętam. Ostatnim jest: “Cały Jarek, na zakończenie gimnazjum w koszulce przyszedł, aby pokazać swój nonkonformizm.” Przyjąłem to z uśmiechem, ale robiłem co mogłem, aby nie było widać, że trzęsę się ze strachu przed oceną: próbowałem cały tydzień sobie przygotować coś czystego i ładnego, ale zbyt dużo rzeczy mnie męczyło, abym umiał się za to zabrać. Miałem nie iść. Ale nie chciałem go rozczarować. Pochwalił mój brak siły! Dziękuję.
Ty jednak umiesz czytać bardzo dobrze. Wysłałem ci wszystkie sztylety, które dawałem Tamarynce, aby zobaczyć jak się będę czuł, gdy ktoś mnie nimi będzie próbował zabić. Ufam Tamarynce, ale boję się, że może to zrobić niechcący, przez przypadek, w nerwach i chcę umieć przyjąć ten cios z godnością, aby nie wystraszyć Tamarynki. Nigdy nawet nie zrobiłaś nimi ruchu w moim kierunku. Moją zapowiedź spowiedzi i obietnicę, że w razie w razie czego jestem gotowy dla Tamarynki umrzeć, jeżeli ma to jej być przydatnym, jako zapłatę za swoje błędy, który napisałem, aby dać jej przykład, że strach się oswaja, nazwałaś najpiękniejszym listem miłosnym. Trzęsłem się ze strachu go pisząc, ale wysyłając go tobie czułem tylko masochistyczną satysfakcję: zaraz mi uwierzysz, że nic nie jestem wart być marnować powietrze, ale jestem zdeterminowany to zmienić i dam na pewno radę: jak zawsze! Nie uwierzyłaś. Ja też chyba nie wierzyłem. Bałem się. Ten list pisałem po pierwszym spotkaniu, aby zachęcić Tamarynkę do drugiego. Bałem się, że to nie starczy. Muszę zresztą ten list znaleźć, bo będzie w najważniejszym rozdziale moje autobiografi: w rozdziale o tym jaki i dlaczego dostałem taki a nie inny wyrok na moją duszę od Tamarynki. Jak w temacie tego opowiadania z gimnazjum: “Kolega: przyjaciel, czy wróg?” Jak mnie oceni? Jeszcze nie wiem.
Dziękuję ci za to, że jesteś i mam nadzieję, że z twoimi trudnościami też dajesz sobie radę. Wszyscy je mamy i lubimy myśleć, że nasze są najgorsze. Ja wiem, że moje najgorsze nie są. Miałem nieprzyjemność ujrzeć piekło nieporównywalnie gorsze od mojego. I na tym obrazku widniał podpis: “Witamy u progu, to jest dopiero początek drogi, zapraszamy, jeśli masz dość śmiałości.” Kto miałby odwagę skorzystać z takiego zaproszenia? Kto by się odważył zobaczyć wszystko? Łatwiej jest odwrócić wzrok, czyż nie? Niż poznać prawdę o tym świecie. Tego że lepiej nie widzieć jestem pewny. Lepiej sprawić, aby nie było co zobaczyć.
Dziękuję ci za to, że jesteś. Robisz to w cholernie korzystny dla mnie sposób. Mam nadzieję, że udaje mi się spłacać to zobowiązanie.
Jak tam prace nad moją biografią opisującą to, jak mnie odkryłaś i zachęciłaś do walki? I o poezje, a szczególnie o Tamarynkę. Dziękuję! Do walki o własną duszę zachęcać mnie nie trzeba. Mam to za swój moralny obowiązek. Wiem, co może uczynić dusza, o którą nikt nie walczył, nawet właściciel.
Wiersz ten miał być po prostu komentarzem odpowiadającym na komentarz pod wierszem "Na zawsze", w którym deklarowałem, że nawet na kościach mam wypalony znak, że należę na zawsze do mojej byłej żony. Anny MacLean. Mrokotku, nadal cię kocham i chcę dla ciebie jak najlepiej! Żyj! Choćby i beze mnie, ale żyj!
Viola napisała: na szczęście mam na drugie Anna!
Spiesz się z tym dosiadaniem własnych smoków. Samotnie troszeczkę w tych przestworzach! ; )
Ejtyś
La viva Esperanto!
Niech żyje nadzieja i ci ją jeszcze posiadający!
Miaj geamikoj! Esperanto?
Trwa ładowanie...