Gdybym miała jeszcze raz napisać tego posta - napisałabym. I nie dlatego, że przeleciał przez wszystkie media i spotkał się z tak potężnym zainteresowaniem. Trudno się dziwić: gwałt i zabójstwo uchodźczyni z Białorusi w centrum Warszawy, gdy inni przeszli obok wstrząsnęło nie tylko mną.
Ale przede wszystkim dlatego, że wku*wia mnie polska znieczulica dotycząca gwałtu. Nie bez powodu zgodziłam się opowiedzieć o seryjnym gwałcicielu w dokumencie Agnieszki Bujas "Będziesz następna!" (do obejrzenia obecnie na platformie Netflix).
A mówię tam między innymi tak:
"Kobieta zgwałcona przeżywa dramat, który trudno sobie wyobrazić. I każdy powrót do tych wydarzeń, niezależnie od tego, jak dawno miały miejsce, jest powrotem do tamtego bólu i strachu.
Więc opowiadanie o gwałcie to kolejny gwałt. Na psychice, pamięci i emocjach.
Znam ofiary gwałtów. I znam ofiary seksualnego molestowania. To się dla nich niczym nie różni. Gwałt jest zabójstwem duszy. Jest psychiczną śmiercią kobiety. Jest końcem wiary w siebie. To jest takie pęknięcie w psychice, które wyznacza ofierze nowy, inny i często tragiczny los.
Wiele zgwałconych kobiet o swoim dramacie nie powiedziały nikomu. Ze strachu i z poniżenia. A to się przekłada na statystyki. 80 procent kobiet nie zgłasza gwałtu. Dlatego to przestępstwo wciąż pozostaje tak słabo wykrywalne, a w następstwie – karane".
Przypomnę, że za gwałt grozi w Polsce od dwóch do 12 lat więzienia, a większość kar zapada w tej dolnej granicy. I póki kara ta nie wzrośnie i cały system prawny wokół gwałtu się nie zmieni - wciąż będzie on lekceważony przez potencjalnych sprawców, potem organa ścigania a na końcu przez wymiar sprawiedliwości. To jest prawdziwa gehenna kobiet.
***
To jest Lizaweta. Białorusinka, którą w minioną niedzielę o piątej rano zaatakował Dorian S.
Na oczach ludzi, w centrum Warszawy, przy Żurawiej 47 przyłożył jej nóż do gardła, zawlókł do bramy, zdarł z niej ubranie, dusił, brutalnie zgwałcił i zostawił na śmierć.
Tak. Zaatakował ją na oczach ludzi.
Nikt nie zareagował.
Dziewczynę rano znalazł dozorca i powiadomił policję. Umierała pięć dni. Nie udało jej się uratować, choć społeczeństwo w akcie odśnieżania sumienia rzuciło się na pomoc, zbierając w kilka godzin ponad pół miliona złotych na ewentualną rehabilitację i szpital.
O ratunek poprosił jej chłopak - Daniel. Nazwał swój apel wołaniem duszy.
Dorian S. zamordował Lizawetę dla portfela, kilku kart płatniczych i dwóch telefonów.
Psy tropiące, świadkowie, analiza kamer monitoringu. Błyskawicznie, bo jeszcze tego samego dnia schwytali go policjanci śródmiejskiego Wydziału do Walki z Przestępczością Przeciwko Życiu i Zdrowiu. Spędzi w więzieniu 25 lat, a może nawet całe życie.
Lizaweta była uchodźczynią spod Mińska (nota bene Białoruś dopiero teraz zainteresowała się jej losem).
Jej rodzice mieli odebrane prawa rodzicielskie.
Jak każdy, kto chce zacząć życie w obcym kraju, zarabiała jak mogła. A umiała robić przepiękne czapki. Jedną z nich ma na zdjęciu.
Popatrzcie jej teraz w oczy wszyscy, którzy w niedzielę nad ranem przeszliście obok.
Trwa ładowanie...