Wszystkiego najlepszego, Hopulinetko!

Obrazek posta

Szaliczek

 

Oddech biorąc tego świata

Do płuc wciągając wonienia

Przez ten co na szyi lata

Szalik wkuty we wspomnienia

W fioletowo szare wzory

Wiosenne życia kolory

 

Pszeniczne łapki z czułością

Odziały nim wilka szyję

Dotykając go miłością

Aż poczuł że znowu żyje

A opuszczając życia dół

Wdychał zapach wiosennych pól

 

Kiedy wilk został precz wygnany

Szalik zaginął w popłochu

Znów został mu jednak dany

Gdy jął się śmiałego kroku

Do norki wchodząc jej ojca

Chcąc odzyskać promień słońca

 

Niecne knuli plany we dwóch

Szykując dla króliczka stos

Prezentów oraz zaklęć chuch

Aby zmieniła wspólny los

Nim skończyła się ta chwilka

Szalik wrócił zaś do wilka

 

Samotne przemierzał knieje

Nie raz zabłądził z nim w pnącza

Nie wiedział już co się dzieje

Nie wierzył że dotrwa końca

Tej marnej zimowej nocy

Gdy to ujrzał małpki oczy

 

Swym ogrzewając ją futrem

Aby nie trzęsła się z zimna

Chciał cieszyć się wspólnym jutrem

Tak słodko była niewinna

Że zapomniał o szaliku

W tej miłości jej bez liku

 

Gdy mokre bywały ławki

Albo gdy w tyłeczek mroźno

Gdy brała go na huśtawki

On jej gnał na pomoc raźno

Szalik szyty jakby to na nie

Siedzenia ciepłe wysłanie

 

Ofiarność ta ją śmieszyła

Ciałem mu własnym go grzała

Gdy huśtając się cieszyła

W garści go całego miała

Słysząc ledwie jej ufny śmiech

Czuł jakby popełniał już grzech

 

Owinęła mu nim raz głowę

Gdy tańczyli w zimnie nocą

Bo ciepła tracisz połowe

Gdy uszka się w tańcu pocą

Bardzo była mu przemiła

Gdy go nim opatuliła

 

Ach! szaliczku! Sto lat tobie

Nasiąkaj w nowe wspomnienia

Niechże świat się o tym dowie

Że nie wartyś zapomnienia

Nie bój wilka tego wycia

Żyjże zawsze pełnią życia

 

Ejtyś

 

_____

 

Ciężki to dla mnie okres. Urodzinowy miesiąc. Nigdy nie przykładałem wagi do urodzin. Gdy się dowiedziałem, że różne planety latają w różnym tempie, to uznałem, że jest to coś nazbyt arbitralnego. Gdybyśmy żyli na Plutonie to byśmy roczku nie dożywali przecież. 

 

W swoim zobojętnieniu wobec tego rytuału osiągnąłem chyba mistrzostwo. Jeszcze niedawno mówiłem Tamarynce, że może to jakiś znak z nieba. Mrokotek z 3 marca. Hopulinetka z 15. Ona z 17. Może im dalej w marzec tym lepiej? Otóż chyba nie. Moja siostrzyczka poinformowała mnie, że ostatniego marca też mamy urodziny w rodzinie. Urodziny mojej mamusi…

 

Wydawałoby się, że będę akurat te urodziny pamiętał, nie? Gdzie tam! Często o własnych nawet zapomniałem. Urodziny Mrokotka były pierwszymi urodzinami, o których starałem się zawsze pamiętać. Zmieniła się jedna tylko rzecz: chciałem jej pokazać, że to, że zaistniała na tej planecie, jest dla mnie czymś wartym świętowania. Czymś, za co dziękuję. 

 

Chyba to mnie odblokowało. Chyba to zmusiło do pogodzenia z faktem, że rzeczy najważniejsze nie mają żadnego logicznego sensu. Ba! Nawet starałem się inne daty pamiętać: pierwsze spotkanie, pierwszy pocałunek, pierwsza fizyczność etc. Poległem. Daty mi nie wchodzą do głowy. Wystarczyło, że zniszczyłem pierwszy telefon i od razu zapomniałem te daty…

 

Znalazłem jednak inny rodzaj świętych relikwii. Zacząłem nadawać rzeczą znaczenie. Sprawiać, aby miały w moich oczach sens. Jedną z tych rzeczy, jest ten szalik. Szalik, który nieustannie nasiąka nowym znaczeniem.

 

Dostałem go od Hopulinetki, bo martwiła się, że nie dbam o zdrowie. Przyjąłem go z dumą i z dumą go nosiłem. Towarzyszył mi przy wielu ważnych wydarzeniach. Przy wielu sukcesach. Przy najboleśniejszych porażkach. 

 

Kiedy stałem się banitą w życiu Hopolinetki, zapomniałem go wziąć ze sobą. Jej ojciec mi go dał martwiąc się, że z odsłoniętą szyją w zimę chodzę. Wziąłem z słowami: “przynajmniej będę miał pretekst się pojawić, aby go oddać.”

 

Nie! Nie chcę go oddawać. Jest nieustanną przypominajką o tym, że choć bolą mnie wspomnienia o Hopulinetce, to przecież była to relacja na plus. Ból warty przeżycia. Nie zmieniłbym tego. 

 

Nosiłem go więc nieustannie i nadal noszę, gdy tylko mogę. Choć nie pamiętam jak pachniała Hopulinetka, choć z całą pewnością nie tak jak ten szalik, to przez długi czas czułem w nim jej obecność. Nadal ją czuję. Choć coraz mniej mnie to boli.

 

Jest jednak coś w tym magicznego, że ta bolesna przypominajka o porażce zaczęła nabierać też innego znaczenia. Zaczęła przenikać wspomnieniami o Tamarynce. O tragizmie! Teraz przypomina mi o dwóch kobietach, które zawiodłem…

 

Taka jednak jest cena przeszłości. Przeszłość jest dziś. Nie da się jej w tyle zostawić. Bardzo mnie tylko boli świadomość, że Hopulinetka z całą pewnością się z tym nie zgadza. Wiem, co zrobiła z pamiątkami po poprzednim partnerze. To samo co z pamiątkami po mnie:

 

Zniszczyła.

 

Ale może jest to forma komplementu? Zbyt mocno o mnie przypominają i o zmarnowanej okazji na wspólne życie? 

 

Wiem, że autentycznie się ucieszyła widząc, że u mnie jest lepiej. Ona mnie nie nienawidzi. Może dlatego płakała, gdy się pytałem jak się czuje? Nie potrafiła nazwać emocji, którą czuła.

 

Nie płacz mała. Wiem, że dasz sobie świetnie radę. Może kiedyś serduszka przestaną mam krwawić i ten szalik nie będzie mi już służył za opatrunek? Może wtedy staniesz się ponownie moim lisowałaczkiem? Może warto być cierpliwym?

 

Taką mam przynajmniej nadzieję. “Jesteś dla mnie wciąż przed, a nie za już plecami, gdy to świat! popełniam grzech, płacą suchymi łzami” (fragment wiersza: Twardowski ty chuju głupi).

 

Zbyt dużo nosisz w swoim serduszku mojej przeszłości, abym chciał cię po prostu zapomnieć.

 

Wszystkiego najlepszego!

I obym był częścią tego!


 

La viva Esperanto!

Niech żyje nadzieja i ci ją jeszcze posiadający!

Jarosław “Ejtyś” Zięba


 

wiersz poezja esej

Zobacz również

List otwarty i niemiłosny do krula P. Polski?
Ku chwale pięknych brzuszków
Mój wybawiciel

Komentarze (0)

Trwa ładowanie...