Oddech biorąc tego świata
Do płuc wciągając wonienia
Przez ten co na szyi lata
Szalik wkuty we wspomnienia
W fioletowo szare wzory
Wiosenne życia kolory
Pszeniczne łapki z czułością
Odziały nim wilka szyję
Dotykając go miłością
Aż poczuł że znowu żyje
A opuszczając życia dół
Wdychał zapach wiosennych pól
Kiedy wilk został precz wygnany
Szalik zaginął w popłochu
Znów został mu jednak dany
Gdy jął się śmiałego kroku
Do norki wchodząc jej ojca
Chcąc odzyskać promień słońca
Niecne knuli plany we dwóch
Szykując dla króliczka stos
Prezentów oraz zaklęć chuch
Aby zmieniła wspólny los
Nim skończyła się ta chwilka
Szalik wrócił zaś do wilka
Samotne przemierzał knieje
Nie raz zabłądził z nim w pnącza
Nie wiedział już co się dzieje
Nie wierzył że dotrwa końca
Tej marnej zimowej nocy
Gdy to ujrzał małpki oczy
Swym ogrzewając ją futrem
Aby nie trzęsła się z zimna
Chciał cieszyć się wspólnym jutrem
Tak słodko była niewinna
Że zapomniał o szaliku
W tej miłości jej bez liku
Gdy mokre bywały ławki
Albo gdy w tyłeczek mroźno
Gdy brała go na huśtawki
On jej gnał na pomoc raźno
Szalik szyty jakby to na nie
Siedzenia ciepłe wysłanie
Ofiarność ta ją śmieszyła
Ciałem mu własnym go grzała
Gdy huśtając się cieszyła
W garści go całego miała
Słysząc ledwie jej ufny śmiech
Czuł jakby popełniał już grzech
Owinęła mu nim raz głowę
Gdy tańczyli w zimnie nocą
Bo ciepła tracisz połowe
Gdy uszka się w tańcu pocą
Bardzo była mu przemiła
Gdy go nim opatuliła
Ach! szaliczku! Sto lat tobie
Nasiąkaj w nowe wspomnienia
Niechże świat się o tym dowie
Że nie wartyś zapomnienia
Nie bój wilka tego wycia
Żyjże zawsze pełnią życia
Ejtyś
_____
Ciężki to dla mnie okres. Urodzinowy miesiąc. Nigdy nie przykładałem wagi do urodzin. Gdy się dowiedziałem, że różne planety latają w różnym tempie, to uznałem, że jest to coś nazbyt arbitralnego. Gdybyśmy żyli na Plutonie to byśmy roczku nie dożywali przecież.
W swoim zobojętnieniu wobec tego rytuału osiągnąłem chyba mistrzostwo. Jeszcze niedawno mówiłem Tamarynce, że może to jakiś znak z nieba. Mrokotek z 3 marca. Hopulinetka z 15. Ona z 17. Może im dalej w marzec tym lepiej? Otóż chyba nie. Moja siostrzyczka poinformowała mnie, że ostatniego marca też mamy urodziny w rodzinie. Urodziny mojej mamusi…
Wydawałoby się, że będę akurat te urodziny pamiętał, nie? Gdzie tam! Często o własnych nawet zapomniałem. Urodziny Mrokotka były pierwszymi urodzinami, o których starałem się zawsze pamiętać. Zmieniła się jedna tylko rzecz: chciałem jej pokazać, że to, że zaistniała na tej planecie, jest dla mnie czymś wartym świętowania. Czymś, za co dziękuję.
Chyba to mnie odblokowało. Chyba to zmusiło do pogodzenia z faktem, że rzeczy najważniejsze nie mają żadnego logicznego sensu. Ba! Nawet starałem się inne daty pamiętać: pierwsze spotkanie, pierwszy pocałunek, pierwsza fizyczność etc. Poległem. Daty mi nie wchodzą do głowy. Wystarczyło, że zniszczyłem pierwszy telefon i od razu zapomniałem te daty…
Znalazłem jednak inny rodzaj świętych relikwii. Zacząłem nadawać rzeczą znaczenie. Sprawiać, aby miały w moich oczach sens. Jedną z tych rzeczy, jest ten szalik. Szalik, który nieustannie nasiąka nowym znaczeniem.
Dostałem go od Hopulinetki, bo martwiła się, że nie dbam o zdrowie. Przyjąłem go z dumą i z dumą go nosiłem. Towarzyszył mi przy wielu ważnych wydarzeniach. Przy wielu sukcesach. Przy najboleśniejszych porażkach.
Kiedy stałem się banitą w życiu Hopolinetki, zapomniałem go wziąć ze sobą. Jej ojciec mi go dał martwiąc się, że z odsłoniętą szyją w zimę chodzę. Wziąłem z słowami: “przynajmniej będę miał pretekst się pojawić, aby go oddać.”
Nie! Nie chcę go oddawać. Jest nieustanną przypominajką o tym, że choć bolą mnie wspomnienia o Hopulinetce, to przecież była to relacja na plus. Ból warty przeżycia. Nie zmieniłbym tego.
Nosiłem go więc nieustannie i nadal noszę, gdy tylko mogę. Choć nie pamiętam jak pachniała Hopulinetka, choć z całą pewnością nie tak jak ten szalik, to przez długi czas czułem w nim jej obecność. Nadal ją czuję. Choć coraz mniej mnie to boli.
Jest jednak coś w tym magicznego, że ta bolesna przypominajka o porażce zaczęła nabierać też innego znaczenia. Zaczęła przenikać wspomnieniami o Tamarynce. O tragizmie! Teraz przypomina mi o dwóch kobietach, które zawiodłem…
Taka jednak jest cena przeszłości. Przeszłość jest dziś. Nie da się jej w tyle zostawić. Bardzo mnie tylko boli świadomość, że Hopulinetka z całą pewnością się z tym nie zgadza. Wiem, co zrobiła z pamiątkami po poprzednim partnerze. To samo co z pamiątkami po mnie:
Zniszczyła.
Ale może jest to forma komplementu? Zbyt mocno o mnie przypominają i o zmarnowanej okazji na wspólne życie?
Wiem, że autentycznie się ucieszyła widząc, że u mnie jest lepiej. Ona mnie nie nienawidzi. Może dlatego płakała, gdy się pytałem jak się czuje? Nie potrafiła nazwać emocji, którą czuła.
Nie płacz mała. Wiem, że dasz sobie świetnie radę. Może kiedyś serduszka przestaną mam krwawić i ten szalik nie będzie mi już służył za opatrunek? Może wtedy staniesz się ponownie moim lisowałaczkiem? Może warto być cierpliwym?
Taką mam przynajmniej nadzieję. “Jesteś dla mnie wciąż przed, a nie za już plecami, gdy to świat! popełniam grzech, płacą suchymi łzami” (fragment wiersza: Twardowski ty chuju głupi).
Zbyt dużo nosisz w swoim serduszku mojej przeszłości, abym chciał cię po prostu zapomnieć.
Wszystkiego najlepszego!
I obym był częścią tego!
La viva Esperanto!
Niech żyje nadzieja i ci ją jeszcze posiadający!
Jarosław “Ejtyś” Zięba
Trwa ładowanie...