Czy Kaukaz okaże się pułapką?

Obrazek posta

(Fot. Wikipedia)

 

Po rozpadzie ZSRR w 1991 roku obydwa kraje ogłosiły niepodległość. Jednak jeszcze w 1988 roku Ormianie głośno domagali się od władz w Moskwie przyłączenia regionu Karabach do Armenii, bojąc się dominacji ludności azerskiej. Wskutek narastającego sporu w latach 1992–1994 doszło do wojny pomiędzy Armenią a Azerbejdżanem. Wynikiem tej wojny było zajęcie przez Ormian Karabachu i przynależnych siedmiu regionów. Natomiast Górski Karabach odłączył się od Azerbejdżanu. Do podpisania rozejmu doszło 5 maja 1994 roku w Biszkeku. Jeszcze w 1992 roku powstała Grupa Mińska OBWE, która monitorowała spór ormiańsko-azerski. Komisji przewodniczą Rosja, Francja oraz Stany Zjednoczone. W wyniku poczynań dyplomatycznych konflikt udało się zamrozić, jednak sytuacja w regionie jest pod stałą obserwacją. Konflikt i starcia zbrojne powtarzają się co jakiś czas, zwłaszcza po ataku Rosji na Gruzję w 2008 roku. Do dużych napięć doszło także w 2014 oraz 2016 roku; była to tak zwana wojna czterodniowa14 lipca 2020 roku walki rozgorzały na nowo. Czy może to oznaczać coś więcej?

Scenariusz zdaje się łudząco podobny to tego podczas wojen peloponeskich. Mniejsze i słabsze podmioty międzynarodowe proszą o wsparcie i wciągają w konflikt dwa mocarstwa: pretendenta (Turcję) i aktualnego czempiona (Rosję). Wpływy Rosji i Turcji zawsze się przeplatały w miejscach styku. I pozostawało kwestią czasu, kiedy te dwa państwa zaczną się ze sobą ścierać o dominację regionalną. W ostatnich latach jednym z bardziej zapalnych incydentów było zestrzelenie rosyjskiego SU-24, który przelatywał nad terytorium Turcji. Jednak ten incydent udało się Putinowi i Erdoğanowi szybko wyciszyć. Obydwa kraje nie chciały jeszcze otwartego konfliktu między sobą, ponieważ czerpią duże profity gospodarcze z wymiany handlowo-usługowej.

Rywalizacja na linii Rosja – Turcja jest również bardzo widoczna w Libii. Ankara popierająca administrację Fajiza as-Sarradża walczy przeciwko generałowi Chalifie Haftarowi, którego popiera Kreml. Obydwa kraje popierają dwie różne strony konfliktu w tej wojnie domowej, co musi skutkować zwiększeniem napięć między graczami. Przeciągnięty konflikt ormiańsko-azerski może się okazać punktem zapalnym dla o wiele większego konfliktu pomiędzy Turcją a Rosją. 16 lipca 2020 roku na spotkaniu z delegacją azerbejdżańską minister obrony Turcji Hulusi Akar w bardzo stanowczych słowach zapowiedział, że wesprze Azerów przeciwko Armenii: „Armenia zapłaci wysoką cenę za zabicie azerskich oficerów”Z drugiej jednak strony zapowiedziane przez Kreml na wrzesień ćwiczenia Kaukaz 2020 oraz zaplanowany przegląd wojsk flanki zachodniej i południowej również mogą mieć z tym konfliktem związek. Armenia jest na Zakaukaziu bliskim sojusznikiem Rosji. Jeżeli Turcja włączy się otwarcie w ten konflikt po stronie Baku, to Rosja również będzie zmuszona się w niego zaangażować po stronie Erywania, ponieważ nie będzie mogła sobie pozwolić na bycie niewiarygodnym sojusznikiem dla innych partnerów w regionie. Jeśli spór będzie trwał nadal, to można się spodziewać coraz mocniejszej eskalacji konfliktu, który może się przeobrazić w pełnoskalową wojnę kinetyczną pomiędzy tymi dwoma graczami, a co się z tym wiąże, mogą nastąpić coraz większe niepokoje w rejonie Kaukazu. Rykoszetem może w tym konflikcie dostać również Gruzja, która już w 2008 roku przegrała wojnę z Rosją, a teraz może się stać łakomym kąskiem dla wygranego w nowym starciu. Trzeba przy tym pamiętać, że tereny dzisiejszej Gruzji należały w przeszłości do obydwu mocarstw i wygrany może chcieć z rozpędu po nie sięgnąć. Zakładając najmniej optymistyczny, lecz możliwy, scenariusz, że oba mocarstwa militarne zostaną wciągnięte w ten konflikt, Polska i całe NATO zostaną wezwane do wypełnienia artykułu 5 przez Turcję. W takim scenariuszu prawdopodobna staje się wielkoskalowa wojna NATO – Rosja. W tym miejscu nasuwa się pytanie, jak zachowają się USA i jak zachowa się cała wschodnia flanka NATO? Jak zachowa się Warszawa? Ankara może będzie naciskać na Polskę, by zaatakowała Rosję od zachodu, w kierunku na Moskwę. Z kolei Rosjanie, wiedząc, że konflikt toczy się na Zakaukaziu, co daje im względne bezpieczeństwo geograficzne, mogą markować pomoc Armenii, a za to zaatakować państwa bałtyckie, grożąc jednocześnie użyciem broni atomowej, gdyby państwa zachodniej Europy chciały im pomóc. A widać, że państwa starej Unii nie pałają chęcią do wywiązywania się ze zobowiązań sojuszniczych, w sytuacji gdy przeciwnikiem jest Rosja. Cały ciężar wojny spadnie w tym wypadku na wojsko polskie i na kraje sojusznicze w regionie. Możliwych koncepcji w takim przypadku jest mnóstwo i na wielu kierunkach operacyjnych. Każdy z nich mniej lub bardziej kinetyczny będzie prowadził do eskalacji konfliktu. Gdyby rządy państw sprzymierzonych odmówiły pomocy Turcji, skutkiem byłoby złamanie traktatów i zerwanie sojuszu. Taki scenariusz oznacza załamanie się NATO i jego dezintegrację. W takim wypadku wszystkie umowy obronne względem NATO zostają anulowane, co prowadzi do jeszcze większych napięć międzypaństwowych i chaosu w stosunkach międzynarodowych. Kolejną konsekwencją takiego obrotu spraw jest to że, USA przestaje być gwarantem bezpieczeństwa na świecie i ład po 1989 roku rozsypuje się jak domek z kart po przejściu trąby powietrznej.

 

Przedstawiony przeze mnie scenariusz przebiegu konfliktu jest jednym z najbardziej pesymistycznych. Jednak nie jest on prawdą objawioną i zachęcam Cię, czytelniku, do samodzielnego zgłębienia tematu i własnej oceny sytuacji.

 

Autor

Bartosz Kanclerski

Kapitalista i libertarianin, geopolityk i publicysta amator. Historyk z zamiłowania. Były e-sportowiec. Zasada życiowa:„ Żyj i daj żyć innym”.

 

Bartosz Kanclerski Now We Know - wasze eseje w S&F

Zobacz również

Stare, dobre, a zapomniane zasady geoekonomi
Czy czeka nas wybór między gospodarką a bezpieczeństwem?
Rumunia, nasz naturalny, niedoceniany sojusznik

Komentarze (0)

Trwa ładowanie...