Stare, dobre, a zapomniane zasady geoekonomi

Obrazek posta

(Fot. Wikimedia)

 

W dyskursie ekonomicznym istnieje niepokojąca tendencja do ignorowania kontekstu, jaki nadają gospodarce kontakty z zagranicą. Teoretycy ekonomii politycznej nierzadko opisują ją tak, jakby była zamkniętym organizmem. Tego rodzaju intelektualne umiejscowienie rzeczywistości w sterylnych warunkach niesie poważne konsekwencje – powoduje, że prowadzone rozważania dotyczą albo pojedynczych jednostek, albo ludzkości jako całości.

 

Nie biorą natomiast pod uwagę trzeciego podmiotu w całej układance, czyli narodu, będącego grupą jednostek, jednak nie obejmującą wszystkich ludzi. Ta z pozoru akademicka uwaga ma jednak spore znaczenie praktyczne, również dla geopolityki.

Podobną krytykę wobec Adama Smitha wyprowadził niemiecki ekonomista Friedrich List. List w zasadzie podzielał poglądy Smitha, był obrońcą konkurencji i wolności gospodarczej. Można powiedzieć, że częściowo popierał liberalizm ekonomiczny, natomiast (co kluczowe) w swoich zaleceniach skorygował go o jeden niezwykle istotny wniosek. Otóż procesy opisywane przez klasyczną ekonomię zachodzą w ramach zamkniętego organizmu gospodarczego. Jeśli mowa o państwie autarkicznym – występują one w skali tego państwa. Jeśli zaś kraj przyłącza się do międzynarodowej wymiany towarów i łańcucha dostaw, wspomniane procesy wciąż zachodzą, lecz już nie w skali narodowej, ale międzynarodowej. Na przykład obecnie mechanizmy rynkowe w krajach NAFTA (strefie wolnego handlu między USA, Kanadą a Meksykiem) lub Unii Europejskiej zachodzą w ramach tych organizacji, nie zaś tylko na szczeblu krajowym.

Jest to ważne, by zrozumieć niepopularną zasadę geoekonomii: wolny rynek sprzyja bogaceniu się organizmu, na którym zostaje zastosowany, jednak wcale nie jest powiedziane, że każdy jego element na tym zyska. W ramach kraju jedno przedsiębiorstwo korzysta na wolnym obrocie, inne traci i upada, ale ogółem gospodarka się rozwija. Sęk w tym, że optymalna alokacja zasobów w ramach rynku globalnego może wymagać upadku mniej wydajnych firm konkretnego narodu, odpływu wykwalifikowanej siły roboczej lub przejęcia strategicznych gałęzi gospodarki przez zagraniczny kapitał. Wtedy również światowy system ekonomiczny i ogółem tzw. „cały świat” działa sprawniej, rozwija się, jednakże z punktu widzenia pojedynczego państwa, popadającego w peryferyjną zależność, jest to równanie niekorzystne. Wynikają z tego praktyczne wnioski, które były i są stosowane przez najsilniejszych graczy na arenie międzynarodowej.

Po pierwsze – protekcjonizm wychowawczy. List opisywał dokładnie, jak Wielka Brytania od XVII wieku wspierała własny przemysł, z jednej strony chroniąc go cłami i legislacją przed importem (akty nawigacyjne Cromwella), z drugiej – wspierając eksport narzędziami politycznymi lub wręcz militarnymi (np. Kompanią Wschodnioindyjską). Dopiero gdy stała się potęgą przemysłową w XIX wieku, zaczęła wspierać zasady wolnego handlu, penetrując rynki zbytu własną zaawansowana produkcją – tak powstał pierwszy światowy ład hegemoniczny, pax Britannica. Podobnie czyniły Stany Zjednoczone od końca XVIII aż do połowy XX wieku. Z takiej polityki wycofują się dzisiaj, gdy dostrzegają, że choć globalizacja produkcji wzbogaciła ludzkość jako całość, to obecnie osłabia amerykańską klasę średnią i nieuchronnie prowadzi do pokonania USA przez Chiny na polu gospodarczym. Analogiczną politykę rozpoczął Otto von Bismarck w Niemczech i kierując się zaleceniami wspomnianego ekonomisty, doprowadził do industrializacji cesarstwa. Po II wojnie światowej Europejska Wspólnota Gospodarcza (EWG), opisywana często jako par excellence projekt wolnohandlowy, również była projektem protekcjonistycznym. Znosiła cła wewnątrz wspólnoty, gdzie przemysł RFN (zbudowany za Bismarcka) miał przewagę, chroniąc go cłami przed importem z USA. Imponujące efekty osiągnęły Korea Południowa i Japonia, osłaniając rynek wewnętrzny przy jednoczesnym finansowaniu badań nad innowacjami. Taką politykę prowadzą także Chiny – dziś przechodząc do ostatniej fazy, czyli stopniowego otwierania się, aby stymulować dalszy wzrost własnej produkcji poprzez umiarkowaną konkurencję oraz penetrować rynki zagraniczne.

Cel jest jeden – ustawić umowy handlowe tak, żeby kraj kupował surowce, przetwarzał je na wysokomarżowe produkty i sprzedawał dużo drożej. Dla gospodarki światowej nie jest ważne, po której stronie granicy jest kopalnia, a po której fabryka. Dla pozycji pojedynczego gracza w podziale pracy – to kluczowe.

Po drugie – państwa pilnują własnej dominacji na rynkach zbytu. Wielka Brytania poprzez kompanie handlowe w Indiach zastrzegała sobie wyłączne prawo do eksportowania dóbr na tamte rynki, aby chronić je przez obcą konkurencją i maksymalizować zyski. Z podobnego powodu Anglicy znaleźli się w tarapatach na początku XX wieku, gdy pilnując liberalnych zasad wymiany, de facto zaczęli przegrywać konkurencję eksportową z prężnym przemysłem wschodzącego mocarstwa Europy Środkowej. Wspomniana EWG (dzisiejsza Unia Europejska) nie tylko otworzyła rynki Starego Kontynentu dla niemieckiego przemysłu. Poprzez cła wobec krajów trzecich zapobiegała importowi przetworzonych wyrobów, które stanowiłyby zagrożenie dla obrotów firm zachodnioeuropejskich. Wszak dla Niemców lepiej, żeby Polacy jeździli głównie niemieckimi mercedesami czy amerykańskimi chevroletami? Analogicznie należy zaznaczyć, że otwarcie się Unii Europejskiej na import żywności z krajów Trzeciego Świata jest korzystne z perspektywy wspólnoty, jednak godzi w eksporterów żywności (również tych nad Wisłą), narażonych na zewnętrzną konkurencję. Powyższe przykłady dobitnie pokazują, że skutki mechanizmów rynkowych, choć ogólnie korzystne dla dużych organizmów gospodarczych, w tym dla gospodarki globalnej, mogą okazać się kłopotem dla pojedynczych państw.

Wspomniane prawidła to także powody, dla których Niemcy mogą w przyszłości blokować wzrost gospodarczy Polski, np. poprzez antyrozwojową legislację unijną. Uprzemysłowiona, konkurująca zaawansowaną produkcją Rzeczpospolita to dla RFN koniec dominacji handlowej na 38-milionowym rynku, utrata kluczowego taniego podwykonawcy oraz poważna konkurencja eksportowa w ramach Europejskiego Obszaru Gospodarczego. Zwłaszcza w regionie Międzymorza, które odpowiednio skomunikowane z Polską, może zacząć ku niej ciążyć gospodarczo i w konsekwencji politycznie, wypychając wpływy Berlina na wschód od Łaby.

Istnieje wiele argumentów, dlaczego akurat nasz kraj w swojej sytuacji nie powinien sięgać po cła czy subsydia – jest to niemożliwe w ramach Unii Europejskiej, co więcej, efektywne użycie takich narzędzi wymaga posiadania sprawnych instytucji publicznych i odpowiedniej dozy niezależności decyzyjnej. Do tego, przy obecnym tempie zmian technologicznych, dążenie do modernizacji oznacza konieczność kontaktu z gospodarką światową, a kraje bez odpowiedniego transferu technologii i know-how tylko utrwalą swoje zacofanie. Można powątpiewać, czy Rzeczpospolita w roku 2020 potrafiłaby sprostać tym wyzwaniom. Prawdą pozostaje jednak, że w odpowiednich okolicznościach rozsądnie stosowany protekcjonizm po prostu działa.

Również decydenci państw nastawionych na wolny handel, powinni zainteresować się pojęciami, takimi jak: bilans handlowy, przewagi komparatywne, podział na surowce i półprodukty oraz towary przetworzone. Świadomość zachodzących mechanizmów może bowiem pomóc przewidywać przyszłość ekonomiczną i uwzględnić właściwe prognozy w planowaniu polityki gospodarczej. Przykładami działań, będących w zasięgu kraju średniego, członka Unii Europejskiej, jest stworzenie odpowiedniej infrastruktury i otoczenia prawno-finansowego pod rozwój wysokomarżowych branż. Dotyczy to zarówno skomunikowania transportowego, finansowania placówek badawczych, jak i ułatwień regulacyjnych w prowadzeniu biznesu. Wymienione kwestie powinny zostać poddane wnikliwej analizie, bo choć tradycyjne, twarde instrumenty geoekonomii wydają się w naszej sytuacji passé, to pewne jej zasady pozostają niezmienne.

 

Autor

Maksymilian Skrzypczak

Studiuje Międzynarodowe Stosunki Gospodarcze na Uniwersytecie Ekonomicznym w Poznaniu. Zajął 57. pozycję w Polsce, a zarazem miejsce wśród 1% najlepszych uczestników prestiżowej olimpiady ekonomicznej OWE. Pracuje jako copywriter i korepetytor języka angielskiego. Dawniej mówca i aktywista, obecnie jeden z liderów projektu społecznego Postaw na Przedsiębiorczość. Interesuje się geopolityką, przedsiębiorczością oraz doskonaleniem ciała, umysłu i duszy.

 

Maksymilian Skrzypczak Now We Know - wasze eseje w S&F

Zobacz również

Wielkie nadzieje Afryki
Armenia – dlaczego Żydom Kaukazu nie wyszło?
Historyczny wpływ arystokracji na kształt społeczeństwa

Komentarze (0)

Trwa ładowanie...