Czy czeka nas wybór między gospodarką a bezpieczeństwem?

Obrazek posta

(Fot. pixabay.com)

 

Uzależnienie gwarancji bezpieczeństwa od wojsk zwycięskiego w zimnej wojnie światowego hegemona, a gwarancji wzrostu gospodarczego od najsilniejszej gospodarki w regionie nie było groźne dla państwa polskiego w okresie postzimnowojennym. Koniec pauzy geopolitycznej, który nastąpił wraz z doprowadzeniem za prezydentury Donalda Trumpa do nowej zimnej wojny, tym razem z Chińską Republiką Ludową, nieubłaganie zmienia ten stan rzeczy. Najważniejszą zmienną w równaniu, której wartości nie można być pewnym, jest realna siła Stanów Zjednoczonych. Wraz z podjęciem wyzwania rosnącej potęgi Chin priorytetem siły USA, również wojskowej, stał się zachodni Pacyfik. Nie stać nas na przeszacowanie udziału realnej siły Stanów Zjednoczonych w Europie Środkowo-Wschodniej. Grozi to niepoprawną kalkulacją w wypadku eskalacji napięcia w regionie i może być groźne dla naszego bezpieczeństwa. Drugą istotną zmienną jest relacja Niemiec ze Stanami Zjednoczonymi, która może nas postawić przed trudnym wyborem pomiędzy tymi dwoma zewnętrznymi źródłami siły.

Konsekwencją wyboru byłby spadek gwarancji bezpieczeństwa ze strony USA albo stopniowe rozdzielanie gospodarek Polski i Niemiec, co na obecnym poziomie powiązania byłoby dla nas bardzo dotkliwe. W polskiej racji stanu leży przygotowanie się na wypadek konieczności podjęcia takiego wyboru w bliżej nieokreślonej przyszłości.

Wybór Stanów Zjednoczonych powinien się wiązać z intensywną budową wspólnego obszaru gospodarczego z Ukrainą, krajami bałtyckimi, a najlepiej również z Białorusią, który to obszar w przyszłości miałby stanowić alternatywę dla siły gospodarczej Niemiec. Wymagałoby to ogromnych inwestycji infrastrukturalnych, które skomunikowałyby region na poziomie podobnym do zachodniej Europy. Ze strony Stanów Zjednoczonych należałoby oczekiwać wsparcia finansowego, co najmniej w postaci bardzo nisko oprocentowanych pożyczek, ułatwionego dostępu do najnowszych technologii z zakresu IT, a najlepiej również transferu know-how w zakresie części technologii wojskowych, który pozwoliłby na opracowanie sprzętu właściwego do operacji na polskim teatrze wojny. Ostatni punkt byłby bardzo trudny do wynegocjowania, biorąc pod uwagę zyski, które Amerykanie czerpią ze sprzedaży swojego sprzętu. Jednakże w dłuższej perspektywie posiadanie sojusznika w Europie Środkowo-Wschodniej, którego własna projekcja siły hamowałaby politykę kontynentalną Niemiec, rosyjską politykę rewizjonistyczną oraz chińską ekspansję do Europy, pozwalałoby odciążyć siły zbrojne USA oraz uwagę amerykańską od Europy i skupić się na rywalizacji z Chinami w innych częściach świata. Z pewnością oparcie systemu stałych sojuszy wyłącznie na państwach sojuszu Pięciorga Oczu tego nie zapewnia. Z kolei obawy dotyczące naszych ewentualnych zapędów do współpracy z Chinami mogłyby być wciąż lewarowane siłą Federacji Rosyjskiej.

Droga ta może się okazać niemożliwa do zrealizowania w stopniu wystarczającym ze względu na utrzymujące się niedofinansowanie tego projektu geopolitycznego. Pojawi się wtedy ryzyko osłabienia ekonomicznego na skutek wspomnianego wcześniej rozdzielenia gospodarek Polski i Niemiec oraz przeszacowania realnej siły Stanów Zjednoczonych w naszym regionie, co w momencie zaangażowania sił zbrojnych USA na zachodnim Pacyfiku może zostać przetestowane przez Federację Rosyjską. Z tego powodu w naszym interesie jest jednoczesne podjęcie kroków w celu złagodzenia potencjalnych konsekwencji, które wynikałyby z wyboru sojuszu z Republiką Federalną Niemiec, by ostatecznie wybrać korzystniejszy projekt.

Osłabienie gwarancji bezpieczeństwa Stanów Zjednoczonych w naszym regionie musiałoby zostać wyrównane przez nasze własne zdolności do projekcji siły i/lub potencjał Unii Europejskiej czy też samych Niemiec. Powstanie potencjału militarnego Unii Europejskiej wydaje się w obecnej jej formule nierealne z powodu drastycznej różnicy interesów w zakresie obronności poszczególnych państw członkowskich. Odrębne postrzeganie celów polityki bezpieczeństwa jest wynikiem niskiego poziomu integracji życia politycznego Europejczyków pomimo względnie wysokiego poziomu integracji instytucjonalnej. Brak poczucia bezpośredniego wpływu na politykę Brukseli przez obywateli poszczególnych państw członkowskich hamuje realną integrację europejską i w konsekwencji różnicuje oczekiwania względem polityków krajowych. Brak wspólnej polityki państw członkowskich UE będzie mógł być rozgrywany przez Stany Zjednoczone oraz Chiny, co nasuwa obawy, że Unia Europejska w obecnym kształcie może nie przetrwać próby czasu.

Warunkiem koniecznym (choć niewystarczającym) do przekształcenia Unii Europejskiej w byt o prawdziwym znaczeniu geopolitycznym jest wciągnięcie zwykłych obywateli państw członkowskich w życie polityczne na poziomie Brukseli. Czasy braku rywalizacji w Europie były najlepszym momentem do podjęcia próby wprowadzenia debaty o wizji UE, która wzbudziłaby szersze zainteresowanie. W obliczu narastającej rywalizacji na arenie międzynarodowej pozostaje na to coraz mniej czasu, a być może jest już nawet na to za późno. Obecny proces wyłaniania organu wykonawczego UE, jakim jest Komisja Europejska, jest tylko częściowo i dość pośrednio związany z wyborami do Parlamentu Europejskiego, co prawie całkowicie uniemożliwia przeprowadzenie debaty konfrontującej różne wizje UE przed wyborami. Jeśli projekt europejski ma być czymś więcej niż tylko kolejną nieudaną próbą zjednoczenia Europy zapisaną na kartach historii, to najwyższy czas na podjęcie prawdziwego wysiłku uwspólnotowienia interesu politycznego Europejczyków.

Potrzeba nowego traktatu, który gwarantowałby istnienie debaty wzbudzającej szersze zainteresowanie problemami UE oraz w konsekwencji integrację życia politycznego. Taki traktat powinien zakładać wyłanianie organu wykonawczego UE w wyborach bezpośrednich, czemu musiałyby towarzyszyć mniej lub bardziej konkretne obietnice wyborcze dotyczące polityki wewnętrznej, polityki zagranicznej, gospodarki oraz bezpieczeństwa – nawet jeśli postanowienia traktatu nie wiązałyby się z rozszerzeniem kompetencji. Taka reforma nie byłaby łatwa do przeprowadzenia w systemie, w którym każdy kraj członkowski posiada prawo weta. Byłaby ona jednak korzystna zarówno z punktu widzenia przyspieszenia procesu integracji, który w obliczu nasilającej się rywalizacji chińsko-amerykańskiej oraz związanych z nią nacisków amerykańskich zostanie poddany wielu próbom, jak i z punktu widzenia interesów poszczególnych państw członkowskich, w tym Polski. Kandydat ubiegający się o stanowisko komisarza UE, chcąc zdobyć głosy wyborców z Polski, musiałby złożyć zapewnienia w kwestiach najważniejszych dla kraju położonego peryferyjnie względem centrum Unii oraz stanowiącego drzwi do Heartlandu. Takie zapewnienia musiałyby w obecnej sytuacji obejmować zwiększenie środków na politykę spójności i/lub powzięcie kroków w celu zbudowania realnych gwarancji bezpieczeństwa względem aspiracji Federacji Rosyjskiej.

Taka bądź podobna reforma pozwalająca na integrację życia politycznego Europejczyków mogłaby z wielu powodów i na wielu etapach zostać zablokowana. Na przykład oczywistym wyzwaniem byłoby ustalenie kompromisu w sprawie przełożenia pojedynczych głosów z małych i dużych państw członkowskich na wynik wyborów. Państwo polskie powinno jednak postrzegać przeprowadzenie takiej reformy jako nasz narodowy interes, zwłaszcza jeśli uznamy, że nasz regionalny projekt geopolityczny jest niemożliwy do zrealizowania.

Alternatywą pozostaje przekonanie Berlina o konieczności współpracy na rzecz poprawienia wspólnego bezpieczeństwa. Wraz z rosnącym napięciem na linii Waszyngton – Pekin będą się pojawiać kolejne naciski na opowiedzenie się po stronie amerykańskiej w różnych odsłonach nowej zimnej wojny. Niejednokrotnie podjęcie takiej decyzji może być z niekorzyścią dla potencjału gospodarczego Niemiec, co uruchomi kalkulacje nad konsekwencjami opowiedzenia się po stronie chińskiej. Jedną z konsekwencji może być znaczne utrudnienie dostępu do niemieckich rynków zbytu drogą morską kontrolowaną przez marynarkę Stanów Zjednoczonych. Z punktu widzenia Niemiec, które zdecydowałyby się na podjęcie własnej gry w Europie, przestrzeń państwa polskiego stanowiłaby bramę do alternatywnej, lądowej drogi do niemieckich rynków zbytu, która wpisywałaby się w chińską inicjatywę Pasa i Szlaku. W interesie Rzeczypospolitej jest zatem próba przekonania zachodniego sąsiada o konieczności współpracy w celu uniknięcia sytuacji niekorzystnej dla obu państw. Taką sytuacją z pewnością byłby wybór amerykańskich gwarancji bezpieczeństwa przez Warszawę oraz jednoczesne opowiedzenie się po stronie chińskiej przez Berlin.

Rozwiązaniem byłoby zagwarantowanie braku blokady potencjalnego lądowego szlaku handlowego w zamian za wspólne zbudowanie realnych gwarancji bezpieczeństwa na terytorium Polski.

Minimalizacja ryzyka związanego z brakiem gwarancji bezpieczeństwa oraz gwarancji wzrostu gospodarczego wymaga jednoczesnego przygotowania państwa polskiego na każdy z wymienionych scenariuszy. Niezbędne jest umiejętne balansowanie wpływów oraz skuteczne przekonanie obydwu kluczowych sojuszników, że inwestycja w terytorium Rzeczypospolitej jest także w ich interesie.

 

Autor

Krystian Wróbel

Magister fizyki w trakcie doktoratu, pracujący na Uniwersytecie Mikołaja Kopernika w Toruniu.
Zawodowo zajmuje się opracowywaniem algorytmów wykorzystywanych w obrazowaniu biomedycznym, w szczególności związanych z przetwarzaniem ruchów oka. W wolnych chwilach interesuje się historią oraz geopolityką.

 

Krystian Wróbel Now We Know - wasze eseje w S&F

Zobacz również

Armenia – dlaczego Żydom Kaukazu nie wyszło?
Rumunia, nasz naturalny, niedoceniany sojusznik
Francuska strategia nuklearna

Komentarze (0)

Trwa ładowanie...