(Fot. nimd.org)
A to wszystko przy starcie z obecnego wskaźnika, zauważalnie niższego od średniej unijnej (Polska wzrost z 26,4 do 63 procent; Unia z 31 do 57 procent).
Choć wydaje się, że są kraje o jeszcze gorszych perspektywach demograficznych, pokazuje to pewne trendy, a w związku z tym potrzebna jest przemyślana i długofalowa strategia, uwzględniająca zarówno potrzeby rynku pracy, jak i czynniki kulturowe, które mogą zdestabilizować kraj wewnętrznie, ze szkodą zarówno dla obywateli tego kraju, jak i przyjezdnych.
Za przykład tego, do czego doprowadza bezrefleksyjne zachęcanie do imigracji z krajów o diametralnie różnej kulturze, mogą posłużyć kraje Europy Zachodniej, często przywoływane w debacie publicznej, zarówno jako przykład pozytywny, jak i negatywny. O ile jednak do powierzchownej dyskusji wystarczą stwierdzenia o pięknym, multikulturowym społeczeństwie żyjącym razem, a z drugiej strony o atakach terrorystycznych, warto pochylić się nad bezrobociem, ponieważ głównym powodem sprowadzania migrantów jest, by ci pracowali.
Dla przykładu, w Niemczech świadczenie dla bezrobotnych Arbeitslosengeld II (Hartz 4) otrzymuje dziewięć procent populacji Niemiec, wśród obcokrajowców wskaźnik ten wynosi 20 procent, a według danych z 2018 roku świadczenie to otrzymuje 63 procent imigrantów przybyłych w ostatnich latach. Według danych Eurostatu z 2018 roku w Niemczech pracuje 38 procent nowych imigrantów spoza Unii w wieku produkcyjnym; we Francji 34,5 procent; w Szwecji 43,5; we Włoszech 33,3; w Hiszpanii 42,8 procent. Pod tym względem Węgry wyglądają jak kraj zachodniej Europy – 36,4 procent. Pozytywnie na tym tle wybijają się na przykład Wielka Brytania i Irlandia (odpowiednio 53,2 i 61,4 procent) czy Portugalia.
Analizując dane z Europy Środkowo-Wschodniej i krajów bałtyckich, można więc doznać pewnego szoku. Polska – 74,6 procent; Czechy – 70 procent; Litwa – 67,6 procent; Łotwa 72,1 procent; Estonia – 87,1 procent. Niewątpliwie wynika to w dużej części z tego, skąd przyjechali imigranci w tych krajach, bo przecież nikt nie powie, że Polska podejmowała faktyczne i zauważalne kroki, mające na celu asymilowanie i aktywizowanie przyjezdnych. A gdyby takie wypowiedzi się pojawiły, warto posłuchać jakiegokolwiek pracownika ze Wschodu.
Czy w związku z tym trzeba całkowicie zamknąć się na migrację z krajów takich jak Somalia, Irak, Afganistan czy Pakistan? Oczywiście, że nie, ale jest to analogiczna sytuacja do tej, że o ile w każdym systemie pojawiają się osoby przedsiębiorcze, dobrze radzące sobie z prowadzeniem własnego biznesu, o tyle w niektórych warunkach nie może być to powszechne. W świetle doświadczeń krajów zachodnich wydaje się, że dla niektórych kręgów kulturowych polityka migracyjna powinna być bardziej restrykcyjna niż dla innych.
Skąd zatem pochodzą cudzoziemcy w Polsce i w jakich krajach warto szukać przyszłych potencjalnych imigrantów zarobkowych?
Według danych Głównego Urzędu Statystycznego na dzień 31 grudnia 2019 roku w Polsce mieszkało 2 106 101 cudzoziemców. Wśród nich bezkonkurencyjni są Ukraińcy, było ich bowiem 1 351 418. Na kolejnych miejscach znajdują się Białorusini (105 404), Niemcy (77 073), a na dalszych miejscach w przedziale 20–40 tysięcy: Mołdawia, Rosja, Indie, Gruzja, Wietnam, Turcja, Chiny. Widzimy wyraźnie, że przeważają dwa kraje, których tereny przez wiele lat należały do Rzeczypospolitej. Inne nacje są jeszcze w na tyle małej liczbie, że asymilacja z lokalnym społeczeństwem jest koniecznością, by żyć, a nie tylko przeżyć.
Na początek najwięcej uwagi trzeba poświęcić krajowi, który napędza całe zestawienie, bez którego nie nastąpiłaby obserwowana w ostatnich latach masowa imigracja do Polski, a mianowicie Ukrainie.
Pierwsza różnica, jaką można zauważyć w trakcie pobytu na Ukrainie, dotyczy infrastruktury, a w szczególności odnotowywanych przez wszystkich dróg, będących w bardzo złym stanie. O ile między największymi miastami są one nie najlepsze (oprócz kilku wyjątków), ale da się po nich jechać, o tyle te lokalne mają wiele pułapek czyhających na samochody ze zbyt niskim zawieszeniem, a o ładnych asfaltowych drogach czy chodnikach na wsiach można pomarzyć. Następnie rzuca się w oczy wszechobecny miszmasz architektoniczny, na przykład popularne dobudówki w blokach. W taki sposób zyskuje się nowe pomieszczenia. Osiedla dla najbogatszych, do których miejscowi nie chcą się zapuszczać, często wyglądają gorzej niż większość nowo budowanych w Polsce. Widać też niestety wielu starszych ludzi, którzy ledwo wiążąc koniec z końcem, muszą co miesiąc wybierać, czy kupić leki, czy najtańsze jedzenie. O pożywieniu lepszej jakości nie ma co marzyć. Jak to zatem wygląda w liczbach?
Według danych Międzynarodowego Funduszu Walutowego z 2018 roku Ukraina zajmuje 129. miejsce na świecie pod względem PKB per capita, natomiast biorąc pod uwagę PKB per capita według parytetu siły nabywczej, odzwierciedlającego poziom życia w danym kraju, jest to miejsce 115. Wyprzedają ją takie kraje jak Namibia, Armenia czy Jordania. Dla porównania Polska plasuje się na 45. miejscu, z wynikiem 3,5 razy większym od naszego wschodniego sąsiada.
Duże uzależnienie od rynku rosyjskiego, które to powiązania w dużej części runęły po upadku Związku Radzieckiego, źle przeprowadzona transformacja, zagarnięcie dużej części majątku narodowego przez garstkę ludzi, brak tradycji przedsiębiorczości, status państwa peryferyjnego, niestabilność wewnętrzna, a w końcu również nadchodząca z zewnątrz, brak perspektyw na przyszłość czy wszechobecna korupcja doprowadziły, oprócz jeszcze wielu innych czynników, do tego, że wielu Ukraińców nie wiązało swojej przyszłości z własnym krajem. Do tego doszła niska dzietność, w rezultacie między 1993 rokiem (ponad 52 miliony mieszkańców) a rokiem 2019 (ponad 37 milionów mieszkańców) liczba mieszkańców skurczyła się o 15 milionów.
Skutkuje to ni mniej, ni więcej tym, że świadczenia emerytalne na Ukrainie otrzymuje 11,3 miliona Ukraińców, natomiast składki odprowadza jedynie 10,5 miliona pracowników. Dla porównania w Polsce w 2018 roku, mimo rosnącej liczby emerytów, nadal wynosi ona 6,8 miliona, przy pracujących 16,5 miliona. Prognozy mówiące o podobnym stosunku pracujących do emerytów w Polsce jak u naszego sąsiada, spodziewane za około 30 lat, komentowane są jako katastroficzne. Na Ukrainie ten stan już ma miejsce. Co więcej, tam nie ma nawet skąd sprowadzić imigrantów, bo kraje w sąsiedztwie są bogatsze, a gdy ktoś przyjeżdża z daleka, zdecydowanie nie wybiera Ukrainy. Choć liczba tych krajów, gdzie jest gorzej, wcale nie jest długa i ciągle się zmniejsza.
Widać więc, że perspektywy, by w kolejnych latach zasypywać dziurę na rynku pracy w Polsce kolejnymi masami Ukraińców, mają duże szanse, by się nie sprawdzić. Chyba że zostaną tam już naprawdę sami emeryci. Pamiętajmy jednak o konflikcie z Rosją. Ktoś musi walczyć, a ktoś zarabiać na to, by żołnierzy wyżywić i wyposażyć. Emeryci nie sprawdzają się najlepiej w tych rolach. Trzeba zatem poszukać kolejnych miejsc, z których imigracja do Polski na dość dużą skalę byłaby możliwa, a jednocześnie korzystna zarówno dla gospodarki, jak i społeczeństwa.
Na początek przeanalizujmy sytuację w kolejnych krajach z tych będących wysoko na naszej liście już obecnie i zastanówmy się, jakie są perspektywy wzrostu migracji z tych krajów.
Białoruś – tutaj sytuacja jest dość skomplikowana. O ile kraj ustrzegł się dużych fal emigracji, a ogólny ubytek ludności od 1993 roku jest poniżej 10 procent, o tyle liczba urodzeń nie napawa optymizmem. Kraj ten znajduje się poniżej progu zastępowalności pokoleń od 1987 roku (spadek poniżej 2,1 urodzeń na kobietę) lub od roku 1990 (poniżej 2 urodzeń na kobietę). Niezależnie jednak od tego, którą wartość przyjmiemy, jest to już wiele lat, a rok 1992 jest ostatnim z dodatnim przyrostem naturalnym. W latach 2010–2016 zauważalny był wzrost współczynnika dzietności, który jednak wrócił już na swoje dawne niskie poziomy.
W związku z tym, że poziom życia na Białorusi jest niższy niż w Polsce (choć to nie przepaść, jak w przypadku Ukrainy), społeczeństwo zmęczone dyktaturą, przy braku perspektyw na szybszy wzrost gospodarczy lub liberalizację gospodarki na wzór zachodni w najbliższych latach, może zdecydować się na emigrację. Dla wielu poważnym kandydatem do osiedlenia się jest w tym momencie Polska. Czy jednak na pewno byśmy tego chcieli?
Drenaż Białorusi z najbardziej utalentowanych, ambitnych i pracowitych osób bez wątpienia dałby mocny impuls polskiej gospodarce. Trzeba jednak pamiętać, że słaba Białoruś, już i tak bardzo uzależniona ekonomicznie, politycznie i wojskowo od Rosji, nie będzie w stanie postawić się żądaniom Putina, ulegając mu coraz bardziej. Będzie to niewątpliwie prowadzić po pierwsze do dalszego marginalizowania wpływów gospodarczych Polski na Białorusi, które już teraz trzeba traktować bardziej jako potencjalne, a po drugie do dalszego uzależniania wojskowego, prowadzącego do znaczącego pogorszenia się sytuacji bezpieczeństwa z punktu widzenia Polski. A zagrożenie dla bezpieczeństwa prowadzi też do kosztów gospodarczych, między innymi przez ograniczanie inwestycji, zarówno wewnętrznych, jak i w szczególności zagranicznych. W konsekwencji w długoterminowej perspektywie Polska może na tym stracić pod każdym względem.
Idąc dalej, nie można nie wspomnieć o Niemczech, które znalazły się tu z innych względów niż reszta krajów, spójrzmy zatem na Niemcy jako reprezentanta całej zachodniej Europy. O ile w tym przypadku faktyczna imigracja nie jest imponująca, to patrząc długoterminowo, jest szansa na napływ osób z tego kierunku, jednak raczej nie będzie on masowy, jak z krajów, z których ludzie wyjeżdżają ze względu na trudne warunki bytowe. W odległej perspektywie możliwe jest przyciągnięcie osób z zachodniej Europy z kilku powodów. Po pierwsze, jest to zauważalne wśród wielu osób obniżenie poczucia bezpieczeństwa, szczególnie wśród konserwatystów. Dla takich osób moglibyśmy stać się też miejscem, gdzie bez przeszkód są w stanie wygłaszać własne opinie, przynajmniej w wielu ważnych dla nich kwestiach. Po drugie, stagnacja gospodarcza, widoczna na Zachodzie, prowadzi często do niezadowolenia z rządów w swoim kraju, przez co część osób będzie chciała wyjechać. Nie jest to jednak trend, na którym można opierać polską politykę migracyjną.
Dalej znajduje się Mołdawia, jednak jest parę istotnych faktów, które dyskwalifikują ten kraj w analizowanej kwestii. 4 364 000 mieszkańców w 1990 roku, 2 663 251 w 2019, a mówi się, że może być jeszcze mniej. I to przy współczynniku dzietności, który nie był wcale dramatyczny. Tu właściwie więcej nie trzeba dodawać.
Pokrótce podejmijmy jeszcze kwestię mało perspektywicznych krajów z wyszczególnionych wcześniej. Gruzja to mały kraj, co więcej nie leży zbyt blisko Polski, nie jesteśmy dla Gruzinów pierwszym wyborem. Turcy nie asymilują się najlepiej w polskim społeczeństwie, poza tym główne kierunki emigracji zostały już wytyczone przez poprzednie pokolenia. Głównym kierunkiem ambitnych Chińczyków są natomiast ogromne metropolie w samych Chinach, gdzie zarabia się wystarczająco dobrze, by nie musieć myśleć o wyjeździe.
Jakie zatem kierunki są możliwe i potencjalnie pożądane przez Rzeczpospolitą?
Bardzo poważnym kandydatem jest Rosja. Jest to duży kraj pod względem ludności, gdzie poziom życia nie jest dla wielu zadowalający. Teoretycznie PKB PPP (per capita) jest tam na zbliżonym poziomie co w Polsce, jednak w przypadku państw, które dużą część swojej gospodarki opierają na eksporcie surowców, wskaźnik ten wydaje się zawyżony. Do tego dochodzi korupcja, która jest na porządku dziennym. Nie tylko hamuje ona inwestycje i uszczupla dochody nieuprzywilejowanych mieszkańców, ale także wprowadza ogromną niepewność jutra, bo zawsze może znaleźć się ktoś bogaty, kto dzięki łapówce zniszczy życie drugiej osobie i nie poniesie za to konsekwencji. Do wielu osób te argumenty przemawiają i osoby te będą się starały wyjechać z kraju. Dla nich Polska nie jest może zdecydowanym faworytem, ale przy kraju cztery razy ludniejszym od Polski nawet część potencjalnych emigrantów jest dużą liczbą. Co więcej, wiele z tych osób jest przeciwnikami obecnej władzy, jej zwolennicy zwykle nie są zbyt skłonni do wyjazdów, co sprawia, że największy wróg kreowany przez rosyjskie media – Polska – trochę w ich oczach zyskuje.
Trzeba tutaj jednak pamiętać o kilku rzeczach. Przede wszystkim, o ile warto zwiększyć zaangażowanie z pozyskanie imigrantów z Rosji, o tyle nie jest wskazane, by odbywało się to masowo. Mniejszość rosyjska jest często i skutecznie wykorzystywana przez władze na Kremlu, czego przykładów mieliśmy wiele w ostatnich latach. Tu musielibyśmy też wykonać pewną pracę w zakresie integracji z polskim społeczeństwem, bo Rosjanie myślą jednak trochę inaczej niż my, nie bez powodu cywilizacja turańska została wyszczególniona przez Feliksa Konecznego.
Indie trzeba rozpatrywać w zupełnie innych kategoriach. Otóż mówimy tu głównie o wykwalifikowanych pracownikach, w szczególności z branży IT. Ściągnięcie ich do Polski będzie jednak trudnym zadaniem, głównie ze względu na to, że w innych krajach mogą zaproponować im wyższe wynagrodzenia, ale także Polska, co oczywiste, dużej części z nich nie kojarzy się z wymarzonym miejscem, do którego chcieliby wyjechać, głównie ze względu na małą rozpoznawalność naszego kraju. A trzeba pamiętać, że tego typu osoby są bardzo wymagające.
Możliwości, by pracownicy niższego i średniego szczebla w dużej liczbie migrowali z Indii do Polski, jeszcze nie ma; są kraje znacznie bliżej, jak bogate kraje arabskie (choć tam często warunki pracy dla imigrantów zakrawają o niewolnictwo), a także zachodnia Europa, gdzie pracownik niskiego szczebla nadal może pozwolić sobie na dużo więcej niż w Polsce.
Kończąc temat nacji, które już zaistniały w Polsce, nie można nie wspomnieć o Wietnamczykach, jednak warto spojrzeć tutaj na cały region Azji Południowo-Wschodniej. Mimo że kraje tam leżące, w tym Wietnam, rozwijają się bardzo szybko, to poziom życia jest nadal znacząco niższy niż w Polsce. Demografia również jest zdecydowanie czynnikiem sprzyjającym, w Wietnamie współczynnik dzietności utrzymuje się powyżej dwóch urodzeń na kobietę. Co więcej, w ostatnich latach liczba urodzeń dwukrotnie przewyższa liczbę zgonów.
Osoby z tego regionu świata nie integrują się najlepiej w pierwszym pokoleniu, lecz wydaje się, że w drugim asymilacja przebiega bardzo dobrze, a dodatkowo niezauważalny jest duży wzrost przestępczości w miejscach, gdzie się osiedlają. Z własnych obserwacji można dodać, że ludzie z tego regionu są pracowici, choć nie zawsze idzie to w parze z efektywnością. Widać tu potencjał do zwiększenia działań, mających na celu skłonienie znaczącej liczby osób z tego regionu świata do imigracji do Rzeczypospolitej.
Kolejne kraje, którymi polska polityka migracyjna powinna się zainteresować, to państwa Ameryki Łacińskiej, w szczególności Argentyna. Kraj ten targany jest dużą niestabilnością, a bankructwo kraju, z którego pochodzi najlepszy piłkarz świata, jest niemal tak pewne jak coroczne wprowadzanie nowych podatków w Polsce. Dodatkowo czynnikiem destabilizacji i frustracji wśród mieszkańców jest wysoka, w ostatnich latach kilkudziesięcioprocentowa, inflacja. Mieszka tam wiele ambitnych, wykształconych osób, którym nie odpowiada pogarszająca się sytuacja gospodarcza i brak perspektyw na rozwój własnego kraju. Dodatkowo, populacja nadal szybko rośnie, w szczególności w porównaniu z nami czy ogólnie rzecz biorąc z Europą.
Możliwości widać też w innych państwach regionu, na przykład w Chile. Kraj ten ma poważne problemy wewnętrzne, w dużej mierze związane z wyraźną nierównością w dystrybucji dochodów. Według Banku Światowego Chile jest jednym z 20 najgorzej pod tym względem ocenianych państw. Chile ma najniższy wskaźnik zaangażowania obywatelskiego wśród krajów OECD, z jakąkolwiek partią utożsamia się poniżej 10 procent obywateli. Powszechne jest przekonanie o korupcji wśród rządzących. Klasa średnia, będąca motorem napędowym protestów w ostatnim czasie, bez wątpienia w pewnej liczbie rozważa emigrację. Warto byłoby podjąć działania, by tych ludzi pozyskać.
Oczywiście, możliwe jest dotarcie z naszą ofertą do krajów, które obecnie są na zbliżonym poziomie zamożności, w przypadku zauważalnie wyższego od nich wzrostu gospodarczego. Możliwymi przyszłymi kierunkami działań dla Polski są kraje Grupy Wyszehradzkiej, poza tym Rumunia czy Bułgaria, ale do tego potrzebny jest rząd, który dzięki swoim decyzjom pozwoliłby na bogacenie się polskiego społeczeństwa w tempie znacznie szybszym od sąsiadów, na to jednak w najbliższej przyszłości nie ma co liczyć.
Oprócz polityki, mającej na celu sprowadzenie siły roboczej, zarówno taniej, jak i wykwalifikowanej, polityka migracyjna może realizować także inne cele. Otóż, w naszym przypadku dużym problemem jest niska liczba urodzeń, a w konsekwencji niski współczynnik dzietności, niepozwalający na zastępowalność pokoleń, co więcej będący od tego poziomu daleko. W związku z tym osoby przyjeżdżające z biedniejszych krajów, często młode, mogą ten wskaźnik poprawiać.
Niestety, wśród imigrantów zarobkowych jest zwykle znacząca dysproporcja między mężczyznami a kobietami, na korzyść tych pierwszych. A trzeba pamiętać, że nadal to jedynie kobiety są w stanie rodzić dzieci. Co więcej, w krajach, gdzie jest więcej mężczyzn niż kobiet, dochodzi do licznych niepokojów. Młodzi mężczyźni, niebędący w stanie znaleźć sobie partnerki, uciekają często do radykalnych ruchów, czasem nawet terrorystycznych. Nie bez znaczenia jest fakt, że oprócz Maroka, Turcji i Tunezji wszystkie kraje Afryki Północnej i Bliskiego Wschodu mają więcej mężczyzn niż kobiet, co w Europie zdarza się niezmiernie rzadko. Choć trzeba przyznać, że problemem w wielu miejscach są też małżeństwa z wieloma kobietami, praktykowane przez bardziej zamożnych mężczyzn.
Biorąc to pod uwagę, warto rozważyć zmniejszenie wymagań oraz podjęcie działań zachęcających dla kobiet, i to nie tylko z omawianych wcześniej krajów. Sytuacja zmienia się w przypadku Rosji, gdzie wpływ jej władz na mniejszość rosyjską może działać ograniczająco na imigrację z tego kierunku. Kobiety, po pierwsze są mniej podatne na tego typu propagandę, ale też w przypadku związania się z osobą z kraju emigracji, szybciej adaptują się do tamtejszego społeczeństwa.
Podsumowując, są miejsca, z których możliwe jest pozyskanie wartościowych migrantów. W zależności od regionu trzeba położyć silniejszy nacisk na pracowników wykwalifikowanych albo – przeciwnie – na tych skłonnych pracować w mniej płatnych branżach. Warto też mieć na uwadze różnicę między liczbą kobiet i mężczyzn, o czym często się zapomina.
Jak widać, polityka migracyjna nie jest materią, którą można zarządzać bez z góry określonego planu, bo można popełnić duże błędy. Tak więc, jak jest tu powtarzane bardzo często w odniesieniu do innych zagadnień – POTRZEBNA NAM JEST STRATEGIA.
Autor
Hubert Poszwa
Student zarządzania kreatywnego. Z zainteresowaniem śledzi sytuację makroekonomiczną, demograficzną, a także infrastrukturalną. W wolnych chwilach ogląda rozgrywki sportowe, w szczególności piłkę nożną, a także korzysta z dobrodziejstw kultury popularnej w zakresie szeroko pojętej fantastyki.
Trwa ładowanie...