Próba generalna defilady (fot. Ministerstwo Obrony Narodowej, flickr)
28 lutego 2022 roku. Po tym gdy dzień wcześniej wszyscy mogliśmy zobaczyć na ekranach telewizyjnych prezydenta Zełenskiego ewakuującego się z Kijowa wraz z połową rządu amerykańskim śmigłowcem z terenu amerykańskiej ambasady, Rosjanie ogłosili zawieszenie aktywnej fazy działań wojskowych w Kijowie i okolicach, wkrótce mieli to uczynić także na całym obszarze Ukrainy. Na głównych skrzyżowaniach miasta oraz mostach widoczne są już stałe wzmocnione posterunki rosyjskiego wojska.
Wieczorem 28 lutego, po krótkiej dwudniowej przerwie ponownie zaczęła nadawać ukraińska telewizja państwowa. Od razu zostało wyemitowane wystąpienie nowego samozwańczego „tymczasowego” premiera Ukrainy, człowieka znanego wcześniej z 30 lat życia w Petersburgu.
Sytuacja na Ukrainie pozostawała napięta, ale wobec ucieczki rządu i prezydenta, widocznych oznak kontroli stolicy przez Rosjan oraz masowego poddawania się kolejnych jednostek ukraińskich powoli regularne jednostki ukraińskie składały broń. Kaskadowo spadało morale, po tym jak w mediach społecznościowych można było zobaczyć helikopter unoszący uciekające ze stołecznego Kijowa władze, a z telewizji płynęły kolejne apele wzywające do zaprzestania walki i powrotu ludzi do normalnego życia. Pojedynczy żołnierze i pododdziały, zachowując wierność sprawie ukraińskiej, kierowali się na zachód, w dzikie Karpaty, by kontynuować walkę konspiracyjną i partyzancką.
1 marca. Nowy rząd w Kijowie ogłosił manifest polityczny wraz ze szczegółowym programem gospodarczym, napisanym zawczasu, z pewnością jeszcze w Moskwie. Rząd obiecywał walkę z korupcją i oligarchią, powrót normalnych stosunków z Rosją i tanie surowce, gwarantował też wszelkie wolności obywatelskie. Nawoływał ludzi do powrotu do prac, tak by przedsiębiorstwa mogły w spokoju wypracowywać „bogactwo kraju”. Nowy rząd obiecywał też potężną bezzwrotną pomoc finansową z Moskwy oraz linię kredytową i wielkie zamówienia z Rosji dla przemysłu Donbasu. Pojawiła się delikatna sugestia przystąpienia Ukrainy do kraju związkowego Rosji i Białorusi.
Dyplomacja rosyjska wysłała noty do wszystkich państw, z którymi utrzymywane były stosunki dyplomatyczne, informując o powstaniu i uznaniu nowego rządu w Kijowie i zakończeniu działań wojennych oraz „z radością” ogłaszając „powrót Ukrainy do rodziny narodów ściśle ze sobą współpracujących”.
Wieczorem 1 marca pod Rzeszowem wylądowały pozostałe pododdziały amerykańskiej 82. Dywizji Powietrznodesantowej. Koło Wyszkowa wylądowała amerykańska 172. Brygada Powietrznodesantowa. W Łasku pojawiły się amerykańskie raptory, podobnie w Powidzu. Wojsko Polskie pozostawało w stanie gotowości od początku inwazji na Ukrainę, niektóre jego pododdziały skierowano na wschód. Od dłuższego czasu nad Polską krążyły amerykańskie i NATO-wskie AWACS-y, aby kontrolować sytuację blisko granicy z państwami NATO, na wschodniej flance.
Widząc postępy wojsk rosyjskich oraz osiągnięcie granicy polskiej i rumuńskiej przez czołówki rosyjskie i białoruskie, Amerykanie kanałami wojskowymi poprosili Rosjan o ustalenie procedur dekonfliktujących blisko ewentualnych punktów styczności z wojskami NATO, aby kontrolować sytuację i zapobiec „niepożądanej eskalacji”.
2 marca. Po podjętej dzień wcześniej przez rząd w Warszawie decyzji kierowcy w Polsce zobaczyli długie kolumny pojazdów 10. i 34. brygady pancernej zmierzających z zachodniej Polski w nowe rejony dyslokacji na wschodnich przedmieściach Warszawy. Chodziło o to, by chronić Warszawę, gdyby Rosjanie chcieli wykonać jakąkolwiek akcję zaczepną wobec stolicy Polski położonej zaledwie 200 km od granicy z Białorusią. W nocy z 1 na 2 marca rząd w Warszawie zebrał się na alarmowym posiedzeniu i podjął dodatkowe następujące decyzje: odwołanie wszystkich przepustek wojskowych, wręczenie kart mobilizacyjnych wszystkim nadającym się i przeszkolonym rezerwistom, których okazało się zaledwie 12 tysięcy. Rząd uczynił to skrycie, by prasa nie rozdmuchała tematu, jakoby „Polska ogłaszała mobilizację”. Podjęto decyzję, by skierować do sejmu pracę nad ustawą przywracającą obowiązek powszechnego szkolenia wojskowego, oraz nakazano przegląd magazynów wojskowych i materiałowych, a także schronów – wszystko to na wypadek wojny. Zobowiązano się do utrzymania postanowień nocnej narady alarmowej w ścisłej tajemnicy przed prasą i dziennikarzami, ale okazało się to niemożliwe i wkrótce mieszkańcy Polski mówili tylko o jednym: czy Rosjanie na nas uderzą i czy rząd polski rozpoczął przygotowania wojenne. Rząd w nocy podjął też bohaterską decyzję, by przyjąć wszystkich uchodźców z Ukrainy, których setki tysięcy już stały na granicy (szacowano, że może ich być nawet kilka milionów).
Minister obrony narodowej został upoważniony przez rząd do rozpoczęcia szeroko zakrojonych zakupów wojskowych w świecie.
Drugiego marca o godzinie 12.00 Rosjanie ogłosili, że „11. korpus pochodzący z obwodu królewieckiego, uczestniczący dotychczas w operacji specjalnej na Ukrainie, wraca do macierzystego obszaru stacjonowania” i że oczekują, iż „ani Polacy, ani Litwini nie będę w tym procesie przeszkadzać”. O godzinie 14.00 rzecznik ministerstwa obrony Rosji wydał oświadczenie, że wieczorem Rosjanie przeprowadzą ćwiczenia z niestrategiczną bronią nuklearną, które mogą obejmować strzelanie pociskiem manewrującym z głowicą nuklearną i realnym wybuchem nuklearnym, ale to nie jest jeszcze przesądzone. Decyzja zostanie podjęta w trakcie ćwiczeń. Podkreślił wyraźnie, że głowica będzie miała moc niestrategiczną lub – jak kto woli – taktyczną i nie wpłynie w jakikolwiek sposób na strategiczną równowagę nuklearną USA – Rosja, która satysfakcjonuje Moskwę”.
Nie satysfakcjonuje natomiast Moskwy nierównowaga konwencjonalna oraz „wpychanie palców przez Amerykanów w odległe od Ameryki regiony świata” i Rosjanie właśnie „obecną polityką m.in. wobec Ukrainy chcą przywrócić zaburzoną równowagę”. Rzecznik dodał, że „dążące do wojny państwa Europy Środkowo-Wschodniej powinny przemyśleć swoją postawę i politykę bezpieczeństwa w obliczu dokonań armii rosyjskiej nad Dnieprem i jej dominacji w tej części świata”.
Drugiego marca o godzinie 22.00 agencje informacyjne świata poinformowały, że Rosjanie przeprowadzili prawdziwą próbę nuklearną na Dalekiej Północy wskutek odpalenia manewrującej wersji pocisku Iskander. Rząd w Warszawie wydał oświadczenie potępienia i jednocześnie zaczęto naciskać Amerykanów, by jak najszybciej rozmieścili swoje siły nuklearne w Polsce. Amerykanie stanowczo odmówili, jednocześnie namawiając Polskę, by przyjęła rząd ukraiński na uchodźstwie i by z Warszawy i Rzeszowa mógł on wpływać na sytuację na Ukrainie. Amerykanie naciskali także na to, by Polska zdecydowała się pomóc w rozbudowie ukraińskiej partyzantki w Karpatach.
Polski wywiad doniósł, że spora część wojsk ukraińskich wraz z zapasami wchłaniana jest przez armię rosyjską, dzięki czemu siły rosyjskie się rozrastają.
3 marca, godzina 11.00. Rosjanie ogłosili, że ze względu na „niejasną sytuację” na Ukrainie ustanawiają na sześć miesięcy strefę zakazu lotów aż do linii Wisły, efektywnie blokując ruch lotniczy nad połową Polski i całym obszarem państw bałtyckich. Jednocześnie Rosjanie oświadczyli, że niektóre samoloty otrzymają ich zgodę na przeloty i że tymczasowo taką zgodę mają wszystkie wojskowe samoloty amerykańskie, ale polskie już nie. I od tej zasady nie będzie wyjątków ze względu na postawę Warszawy, która „chce wciągnąć mocarstwa do wojny światowej dla swojego egoistycznego interesu”. Przy czym Rosjanie od razu oświadczyli publicznie i upewnili się, że dotrze to do światowej opinii publicznej, że amerykańskie samoloty będą – co do zasady – dopuszczane do zakazanej strefy. Wobec samolotów polskich zapowiedziano surowe egzekwowanie zakazu i poinformowano o dyslokacji na zachodnią Białoruś systemów S300/400/500 wraz z nowoczesnymi samolotami przechwytującymi.
W polskich mediach internetowych i ośrodkach opiniotwórczych pojawiły się alarmujące głosy, że Rosjanie zaczęli mieć sprawczość nad państwem polskim, zaraz jednak zgasił je chór głosów, że najważniejsza jest „solidarność NATO”. Argumentacja, że Amerykanie tracą wiarygodność, została zbyta tradycyjnym argumentem, że „przecież w Polsce stacjonują wojska amerykańskie, nawet w większej liczbie niż przed 24 lutego”. W polskim MSZ pojawiły się przed północą przecieki, że kanclerz Niemiec rozmawiał z premierem i Jarosławem Kaczyńskim, apelując o „polski rozsądek” i „umiar” oraz sugerując, żeby Polska nie ogłaszała żadnych reform wojskowych ani nie robiła niczego, co świadczyłoby o możliwości eskalacji i wojny w obliczu i tak bardzo trudnej przyszłości w tej nowej sytuacji geopolitycznej w Europie. To – jak mówił kanclerz Scholz – może rozdrażnić Moskwę jeszcze bardziej, a przecież „potrzebujemy pokoju i współpracy” w Europie.
Stało się to zaraz po tym, gdy operator systemu gazowego Rosji ogłosił przestój przesyłu gazu do Niemiec, argumentując to koniecznością przeprowadzenia przeglądu Nord Streamu i zapewniając jednocześnie, że to jednorazowa akcja i że potrwa nie dłużej niż jeden dzień.
Prasa niemiecka, przerażona wojną na wschodzie i potencjalnym kryzysem gazowym, z szacunkiem pisała o błyskawicznej kampanii wojskowej Rosji, chwaląc nowe wojsko rosyjskie po reformach Sierdiukowa i Szojgu i pogardliwe wyrażając się o korupcji i nepotyzmie w armii ukraińskiej. Padały sugestie, że aneksja Ukrainy „wreszcie pozwoli rozwiązać nierozwiązane dotąd po rozpadzie Związku Sowieckiego sprawy”. Komisarze UE zaczęli głośno mówić o potrzebie ogólnoeuropejskiej konferencji pokojowej, podczas której „ostatecznie” wyjaśniono by wszystkie sporne sprawy na kontynencie. Komisarze ze starej Europy zaczęli mówić coś o jednym obszarze bezpieczeństwa i współpracy od Władywostoku do Lizbony.
4 marca. Rano nastrój stopniowego uspokojenia sytuacji popsuli Rosjanie, ogłaszając, że kolejne ćwiczenia Zapad odbędą się na jesieni 2022 roku i że Ukraina także weźmie w nich udział. Dwie godziny później Łukaszenka poprosił Moskwę w apelu telewizyjnym o zacieśnienie współpracy związkowej Rosji i Białorusi i wyraził radość, że do państwa związkowego dołączy Ukraina. Zaraz potem zaapelował o wysłanie na Białoruś większej liczby wojsk rosyjskich „opromienionych sukcesem na Ukrainie”. Zwrócił się z tą prośbą ze względu na wojowniczą postawę Polski i „wrogich kręgów w Warszawie”.
O godzinie 19.00 tego dnia minister spraw zagranicznych Rosji Ławrow na konferencji prasowej ponowił żądanie wobec USA i NATO dotyczące dostosowania się ich do żądań zawartych w ultimatum z grudnia 2021 roku, ustanawiając termin jego spełnienia na koniec kwietnia 2022 roku. Zapowiedział także daleko posunięte kroki wobec wojowniczej postawy państw bałtyckich i Polski, bez precyzowania, co dokładnie ma na myśli. Nie dotyczyło to Rumunii, która w obliczu upadku Ukrainy pozostawała dziwnie spokojna i nie ogłaszała żadnych działań mających na celu zwiększenie swojego bezpieczeństwa czy przeprowadzenie reform w wojsku. Rumunia pozostawała jakby na uboczu spraw dziejących się w Europie. Tego samego dnia o godzinie 22.00 czasu moskiewskiego wezwano do rosyjskiego MSZ w Moskwie ambasadorów krajów bałtyckich i Polski, którym przedstawiono listę żądań Rosji. W wypadku państw bałtyckich była to redukcja wojska o 50% stanów oraz likwidacja systemu uzupełnienia rezerw i szkolenia obywateli, a także obowiązek konsultacji polityki energetycznej i surowcowej z Rosją, wreszcie ustalenie zasad tranzytu przez te kraje dla rosyjskich firm przewozowych. Pojawiło się także dziwnie zredagowane żądanie konsultowania z Rosją inwestycji i rozbudowy oraz remontów dróg ekspresowych i autostrad, a także portów i instalacji przeładunkowych. Takie same żądania zostały postawione Polsce, ale dodatkowo Moskwa zażądała od Polaków, by na wschód od Wisły nie mogły stacjonować żadne jednostki wojska polskiego i by nie mogły tam ćwiczyć na poligonach ani w ogóle się pojawiać. Do tego Rosjanie zażądali podpisania umowy gazowej, rozebrania terminalu gazowego w Świnoujściu oraz kontrolnej puli udziałów w zakładach azotowych w Puławach i w porcie kontenerowym w Gdańsku dla wspólnie powołanych do tego celu polsko-rosyjskich spółek joint venture.
Dyplomaci niemieccy wyrazili się w innym duchu niż premier RP, sugerując, iż „podgrzewanie sytuacji” nikomu nie służy. Rosja co prawda złamała kartę ONZ, ale nikt nie chce wojny światowej, więc Warszawa powinna stonować swoją retorykę i swoimi ruchami „mobilizacyjnymi” nie dolewać oliwy do ognia. Prasa niemiecka podchwyciła od razu temat i poczęła obwiniać Warszawę o to, że chce „wepchnąć UE do wojny z mocarstwem nuklearnym”. Tymczasem po tym jak Rosjanie zajęli Kijów, „ich żądania na pewno nie będą dotyczyć spraw rdzeniowych Europy”. Tak czy siak w akcie Rosja – NATO z 1997 roku zapisano, „że i tak istotne wojska NATO miały nie stacjonować na wschodniej flance”, a Rosjanie pozostają „niezbędnym elementem równowagi europejskiej, więc trzeba się z nimi dogadać”.
Amerykanie zajęli inne stanowisko: potępili „agresję rosyjską” na Ukrainę oraz bezpodstawne ultimatum Ławrowa z grudnia oraz ultymatywne roszczenia wobec państw bałtyckich i Polski, ale jednocześnie wezwali rząd w Warszawie do umiaru i stonowania. Odmówili też przerzucenia swoich zdolności nuklearnych do Polski pomimo stanowczej prośby Warszawy po rosyjskiej próbie nuklearnej oraz postanowili nie zwiększać obecności wojsk lądowych w Polsce. Kanałami wojskowymi zasygnalizowali Rosjanom gotowość do rozmów o „strategicznej równowadze w Europie”, obiecując im, że nie sprzedadzą Polakom żadnych systemów uzbrojenia, które będą ofensywne lub będą mogły zmienić układ sił w tej części Europy.
5 marca. Rano rozpoczął się nagły szturm imigrantów na granicę polską od strony białoruskiej, w tym przez raczej wąski na granicy Bug, który imigranci przepływali, czym się dało. Wśród nich przedarło się do Polski w cywilnym przebraniu wielu operatorów Specnazu oraz wagnerowców, którzy mieli za zadanie wszczynać zamieszki, podpalać budynki władzy publicznej, niepokoić ludność i siać zamęt w miasteczkach wschodniej Polski. W ciągu kolejnych trzech dni rząd Polski dość skutecznie zatrzymywał kolejne fale uchodźców przed dalszym pochodem w głąb Polski, przy czym niepokoiło wszystkich to, że Rosjanie zaczęli przerzucać na Białoruś kolejne jednostki wojskowe, a na granicy polsko-ukraińskiej rozpoczęli ćwiczenia wojskowe „Silna bariera”, twierdząc, że planują jedynie przygotować się do odparcia „polskiej agresji na Ukrainę zachodnią”.
Innymi słowy, w ciągu kilku dni na wschodniej granicy Polski z Ukrainą pojawiło się dodatkowe 37 tysięcy żołnierzy. Ponadto nieznana, a właściwie skrupulatnie ukrywana, liczba rosyjskich wojskowych znalazła się na Białorusi.
Wagnerowcy zajęli stanowiska obronne przy obozie uchodźców oraz nadali w świat oświadczenie, że przyjechali chronić „niewinne dzieci i kobiety przed barbarzyńskimi Polakami, którzy prą do wojny i represjonują cywilów”. W komentarzu do oświadczenia dodano, że Polacy nie potrafią pokojowo żyć w tej części świata, ponieważ na przykład nie spełnili oczekiwań Moskwy z ostatnich dni, co przyniosłoby Europie trwały pokój. Rząd w Warszawie był wściekły. Ameryka jako patron i gwarant bezpieczeństwa nie instruowała, co robić. Różnica czasu powodowała, że trudno było się nawet dodzwonić do decydentów amerykańskich. A wojskowi amerykańscy w Polsce i Europie nie mieli uprawnień do podejmowania decyzji, tym bardziej do podejmowania decyzji wobec sojuszników. SACEUR uważał, że to sytuacja, która nie jest blisko uruchomienia art. 5. I nie zostanie osiągnięty konsens polityczny między sojusznikami w tej sprawie. Tracono cenne godziny, podczas których wojsko polskie mogłoby interweniować. Rząd niemiecki wydał oświadczenie, w którym nawoływał obie strony do opamiętania i do pokojowego zakończenia napięcia. Berlin wyraził się wprost, że nie widzi potrzeby konsultacji w ramach NATO i nie mamy do czynienia z sytuacją, która mogłaby oznaczać konieczność uruchomienia art. 5 i solidarnej odpowiedzi NATO na atak na jego członka.
W tym czasie część wagnerowców zajęła także urząd gminy i budynki szkolne niedaleko obozowiska uchodźców. Wreszcie dodzwoniono się do Amerykanów, którzy nakazali umiar i tonowanie, a na pewno nie strzelanie do wagnerowców, którzy w tym czasie zaczęli sobie swawolnie poczynać w Hajnówce i okolicach: podpalili kościół i terroryzowali ludność w poszukiwaniu żywności. Lada moment mogły się pojawić ofiary wśród ludności cywilnej. Wojsko polskie i służby mundurowe wycofały się w trakcie zamieszania decyzyjnego, by nie eskalować sytuacji, która pachniała wojną światową. Moskwa zaprzeczyła stanowczo, by to były jej wojska. Amerykanie nakazywali nadal tonowanie, Niemcy wprost zmierzali do akceptacji rosyjskich żądań i do zmuszenia Polski do przyjęcia faktów zaistniałych przy granicy jako dokonanych.
W Warszawie w rządzie zapanował strach i popłoch. Pojawiły się w końcu kluczowe pytania: co z art. 5? Kiedy on właściwie działa? Co z naszymi decyzjami? Kiedy możemy podjąć je sami, zważywszy, że jesteśmy w sojuszu? Co z naszymi własnymi zdolnościami do reakcji? Dlaczego Amerykanie każą nam tonować sytuację? Co z ich wiarygodnością? Dlaczego z każdą sprawą czekamy na reakcję Waszyngtonu? Dlaczego Niemcy tak się zachowują i co z solidarnością Zachodu, NATO, UE? Dlaczego nikt się nie sprzeciwił zbrojnie inwazji na Ukrainę i dlaczego teraz nikt nie oponuje zbrojnie wobec hybrydowej agresji Rosji? Dlaczego rosyjska strategia salami i powolnego gotowania żaby działa? Czy Amerykanie są po prostu słabi? Nie mówiąc już o państwach Europy…
Szkoda tylko, że nie próbowano sobie odpowiedzieć na te pytania dużo, dużo wcześniej.
Autor
Jacek Bartosiak
Założyciel i właściciel Strategy&Future, autor książek „Pacyfik i Eurazja. O wojnie”, wydanej w 2016 roku, traktującej o nadchodzącej rywalizacji wielkich mocarstw w Eurazji i o potencjalnej wojnie na zachodnim Pacyfiku, „Rzeczpospolita między lądem a morzem. O wojnie i pokoju”, wydanej w 2018 roku, i „Przeszłość jest prologiem" z roku 2019.
Trwa ładowanie...