Skandynawski łącznik

Obrazek posta

(Fot. needpix.com)

 

Polska myśl strategiczna tradycyjnie uwięziona była pomiędzy Niemcami a Rosją. Próbą wyjścia z tej matni wyboru opcji „na Niemcy” czy „na Rosję” (względnie na Związek Sowiecki, jak zrobili polscy komuniści) było zaproszenie anglosaskich mocarstw morskich do gry w naszej części świata, zgodnie z propozycjami Halforda Mackindera. Dlatego stronnictwo niepodległościowe tradycyjnie wybierało opcję geopolityczną na USA i Wielką Brytanię. Tak było podczas II wojny światowej i tak jest teraz. Miało to stworzyć potencjał do oporu wobec szkodliwej dla naszego samostanowienia konsolidacji kontynentalnej pod rozkazami Niemiec lub Rosji albo, co gorsza, we współpracy Rosji i Niemiec.

 

Rosjanie, rozpoczynając atak na Kijów, chcieli właśnie postawić kropkę nad i i przesądzić, jak sądzili, o nieuchronności konsolidacji kontynentalnej z udziałem Francji i Niemiec. Chcieli w ten sposób obnażyć fasadowość amerykańskich gwarancji bezpieczeństwa dla Europy Środkowej i Wschodniej.

 

Wojna potoczyła się nie po myśli Rosjan, ale nadal pozostaje nierozstrzygnięta. Niemcy i Francuzi zaniepokojeni emancypacją peryferyjnych wobec centrum UE państw naszego regionu, wzmocnionych dzięki poparciu USA oraz sukcesom armii ukraińskiej, przygotowują się do politycznego kontrataku, nie mają bowiem zamiaru rezygnować z władzy, którą dzięki potędze swoich gospodarek, władztwu nad łańcuchami produkcji i podziałowi marży i wartości oraz za pośrednictwem regulacji i instytucji UE de facto nad nami sprawują.

Ostatnie spotkanie Scholza i Macrona dobitnie to pokazało. Do głowy im nie przyjdzie, że nasza część Europy mogłaby się stać podmiotem polityki europejskiej. Jedną ze strategii, jak nie dopuścić do takiej sytuacji, a zarazem utrzymać własną dominację (rozumują tak zwłaszcza Niemcy), jest ustawienie się na pozycji głównego rozgrywającego sytuację w Europie wobec Amerykanów. Dowodzą tego okoliczności wokół niesławnej kwestii przekazania niemieckich Leopardów 2 na Ukrainę. Niemcy chcą ustalać takie sprawy z Amerykanami, a nie być zmuszeni do czegokolwiek przez państwa z „Mitteleuropy”. Oczywiście to nie jest jedyny taki niemiecki pomysł.

 

Frapuje mnie to, jak Niemcy zakładają maskę dziwnie wolno myślących, i coraz wyraźniej widzę w tym wielki spryt i cwaniactwo oraz wyrachowaną strategię.

 

O ile realizację tego wyżej przedstawionego pomysłu można jeszcze nazwać kooperacją z USA, o tyle jestem pewien, że w rezerwie Niemcy nadal mają plan konsolidacji kontynentalnej. Dlatego nie chcą się poddać presji USA wprost; wciąż nie otrzymali od Waszyngtonu propozycji, która dałaby im szansę na rozwój na poziomie podobnym do tego ze scenariusza kontynentalnego. Dokładnie z tego powodu Niemcy nie chcą też przegranej Rosji w tej wojnie, bo zmniejszy im się pole manewru, odejdzie im dogodna opcja rozwojowa.

Nie chcą również rezygnować z intratnego handlu z Chinami (stąd tyle gadania o samodzielności strategicznej Europy) i z całą pewności nie mają zamiaru upodmiotowić Polski i krajów naszego regionu w relacjach z „rdzeniem” Europy, jak o sobie zawsze skromnie myślą. Ogólnie tak Niemcy, jak i Francuzi nie są wcale pewni, czy Amerykanie postawią na swoim w Eurazji, a jak zgodnie twierdzą, „Europa musi się rozwijać w każdych okolicznościach”.

 

Dlatego może się okazać, że sama gra na Amerykanów ze strony Warszawy to za mało, a jeśli nawet nie, to po prostu Amerykanie i tak Niemców mogą potrzebować bardziej. Dlatego musimy wyjść poza utarte schematy myślenia na osi wschód–zachód w głównym zrębie kontynentu i zacząć podejmować działania wspólnie ze Skandynawami. Tym bardziej że oni mają nam co zaproponować, my im zresztą także.

 

Tradycyjnie państwa skandynawskie były poza głównym nurtem spraw kontynentu. Zwłaszcza Szwecji to się udawało. Nie była tak blisko Rosji jak Finlandia, by poddawać swoją politykę rosyjskiemu imperium, a jednocześnie nie bezpośrednio nad otwartym Atlantykiem, by prowadzić wojny o szlaki komunikacyjne na tym oceanie. Finlandii i Norwegii było trudniej, także podczas zimnej wojny, Finlandia jest bowiem zbyt blisko Petersburga (Leningradu), by Rosjanie mogli się z tym pogodzić bez wpływania na politykę zagraniczną tego kraju, a Norwegia ma zbyt ważne położenia, jako że daje wyjście na szlaki morskie północnego Atlantyku ze swoich licznych portów, co przekłada się na kontrolę GIUK, czyli wyjścia z mórz arktycznych na pełny Atlantyk.

 

Porty norweskie mogły blokować ruch morski Sowietów i to samo mogą obecnie czynić Rosjanom, zamykając ich w bastionie mórz lodowatych. Z drugiej strony swobodne przejście z rosyjskiego bastionu pod nosem Norwegów daje Rosji szansę na szkodzenie flocie USA i komunikacji z Europą. Gdyby więc porty norweskie zostały opanowane przez mocarstwa realizujące politykę kontynentalną (jak zrobili to Niemcy w 1940 roku), to byłyby znakomitą bazą wypadową do przecinania atlantyckich linii komunikacyjnych z Ameryki do Europy. Już wiemy, dlaczego nasi marynarze i żołnierze umierali pod Narwikiem.

 

Stąd taka (ważna), a nie inna rola Norwegii w NATO i w czasie zimnej wojny. Szwecja mogła być sobą, żyjąc spokojnie na uboczu spraw europejskich, choć z pewnością uzbrojona po zęby – gdyby Sowietom przyszło do głowy podnieść na nią rękę. Finlandia musiała zaś mieć swoją „sfinlandyzowaną” politykę zagraniczną, czyli nie stawiać się Sowietom, by ci nie poczuli się zagrożeni. Teraz Szwecja i Finlandia chcą wstąpić do NATO i tu uwydatnia się kluczowa rola USA dla bezpieczeństwa Europy.

 

Od skandynawskiej północy przez Bałtyk i centrum frontu antyrosyjskiego w Polsce aż po Rumunię i oczywiście walczącą Ukrainę nad Morzem Czarnym może powstać kordon zagradzający Rosji dostęp do spraw europejskich. Łącznie wszystkie te państwa mają wystarczający potencjał ekonomiczny i docelowo wojskowy, by zatrzymać i pokonać Rosję, cementując przy okazji świat transatlantycki. Tym samy mogą one być dogodnym dla Waszyngtonu pasem transmisyjnym wpływu USA na sprawy Europy, i to po niskich kosztach. To idealna sytuacja dla Waszyngtonu, łatwo więc można by otrzymać dla takiej współpracy pełne poparcie USA.

 

Jest wiele zalet takiej współpracy: rozwinięcie szlaków komunikacyjnych z północy na południe i tym samym handlu i wymiany; wspólny front wobec zakusów Niemiec i Francji do dominacji w polityce zagranicznej i bezpieczeństwa Europy; wspólny front utrzymania świata transatlantyckiego w opozycji do pomysłów samodzielności strategicznej Europy forsowanych przez Francję, ale też i Niemcy; rozszerzenie NATO, wspólna polityka bezpieczeństwa wobec państw bałtyckich i Ukrainy, a docelowo może także Białorusi; bilateralne układy z Amerykanami na stacjonowanie i współpracę niezależnie od coraz bardziej niemrawego NATO (co już sugerują Szwedzi, gotowi zmieniać politykę, jaką prowadzili przez kilkaset lat). To ważne, zwłaszcza gdy NATO będzie ewoluowało w obliczu niemocy lub niechęci Niemiec do porzucenia planów konsolidacji kontynentalnej i współpracy w Eurazji.

Państwa skandynawskie mają pokaźne zdolności wojskowe i takowe tradycje w przeciwieństwie do wielu innych państw na głównym kontynencie. Szwecja, Norwegia i Finlandia sporo wnoszą do rachunku strategicznego w północnej Europie. To otwiera wielkie pola współpracy wojskowej z Polską. Bałtyk może zostać łatwo zamknięty dla rosyjskich działań, ogromna przestrzeń Skandynawii oraz geometria teatru wojny dają przyszłym polskim silom powietrznym spektakularne możliwości działania i ochrony swoich miejsc bazowania poprzez rozproszenie w razie wojny z Rosją. System świadomości sytuacyjnej, który możemy wspólnie stworzyć, to też nie bagatela.

 

Do tego taka silna współpraca tym bardziej umożliwia ulubione przez Amerykanów przychodzenie „spoza linii horyzontu”, co znakomicie zostanie przyjęte nad Potomakiem. Nasi sąsiedzi przez Bałtyk mają nowoczesne technologie tudzież przeszkolone wojskowo społeczeństwa, a sama geografia może spowodować rozciągnięcie wojsk rosyjskich w Zachodnim Okręgu Wojskowym i zasobów we Flocie Północnej. Dzięki nowej formule współpracy Amerykanie będą mogli nadciągać do Europy i łączyć swoje zdolności wojskowe ze zdolnościami sojuszu Międzymorza ze Skandynawią z pominięciem niemrawych Francji i Niemiec.

 

Szwecja i Finlandia w NATO zmniejszają ryzyko ataku Rosjan na przesmyk suwalski, a Bałtyk staje się naszym wspólnym zamkniętym jeziorem. Norwegia zawsze wiąże USA z Europą dzięki wadze GIUK. Oś równowagi wojskowej Europy przesunęłaby się tym samym na ocean światowy przez Skandynawię, która stanowiłaby łącznik polityki amerykańskiej bezpośrednio z naszym regionem, bez nieznośnego i pełnego wyższości pośrednictwa Niemiec.

W tym układzie Polska byłaby punktem ciężkości nowego systemu bezpieczeństwa i odnowionego ładu transatlantyckiego, a Skandynawia łącznikiem z USA, który by to wszystko umożliwiał, eliminując ryzyko konsolidacji kontynentalnej.

 

Autor

Jacek Bartosiak

Założyciel i właściciel Strategy&Future, autor książek „Pacyfik i Eurazja. O wojnie”, wydanej w 2016 roku, traktującej o nadchodzącej rywalizacji wielkich mocarstw w Eurazji i o potencjalnej wojnie na zachodnim Pacyfiku, „Rzeczpospolita między lądem a morzem. O wojnie i pokoju”, wydanej w 2018 roku, i „Przeszłość jest prologiem" z roku 2019.

 

Jacek Bartosiak Chiny Francja Niemcy Polska&Europa Rosja S&F Hero Świat Ukraina USA

Zobacz również

Symulowane przemówienie Jarosława Kaczyńskiego przed rozmowami Duda – Biden, Belweder, wto...
Albert Świdziński czyta „O broni jądrowej i gwarancjach bezpieczeństwa dla Polski″ (Audio)...
O broni jądrowej i gwarancjach bezpieczeństwa dla Polski

Komentarze (0)

Trwa ładowanie...