„Sen-trwoga” à rebours? Plan polityczny zwycięstwa Polski i wygrania pokoju na wschodzie. Część 2

Obrazek posta

(Fot. flickr.com)

 

Bez pełnego zwycięstwa i osłabienia Rosji czy jej rozpadu wynik rozejmu będzie tylko „pieriedyszką”, tymczasowym odpoczynkiem, który imperialna Rosja, w tym wypadku w sowieckim wydaniu, wykorzysta do szykowania kolejnych ruchów, reform czy odbudowy wojska. A to przecież może być dopiero pierwsza kampania wielkiej wojny o Eurazję. Obecna wojna o Eurazję będzie miała wiele odsłon, wiec nie można dać Rosji tej szansy.

Rosjanie zrobią bowiem wszystko, by zabić ideę współpracy narodów pomostu bałtycko-czarnomorskiego: będzie współpraca z Niemcami i Francją, polityka informacyjna, podgrzewanie na kontynencie sentymentu wobec Rosji, kawior, pierogi, poezja i balet. A jednocześnie okaleczenie Ukrainy, eksterminacja nieprzyjaznej ludności, wywózki, niszczenie kultury i świata materialnego.

 

Co warte podkreślenia, ta wojna zadecyduje też o losie Białorusi, która pójdzie drogą wyznaczaną wynikiem wojny. W tym sensie Białoruś również jest państwem sworzniowym, obrotowym. Wygrana rosyjska scementuje władzę w Mińsku. Wygrana Ukrainy wspieranej przez sojuszników może spowodować obrócenie się Białorusi, co zmieniłoby diametralnie sytuację bezpieczeństwa państwa polskiego. Podobnie przystąpienie Szwecji i Finlandii do NATO zmieni sytuację państw bałtyckich i wyeliminuje problem przesmyku suwalskiego. A to oznacza, że polskie elity powinny zrobić wszystko, by te dwa państwa dołączyły do NATO i ściśle związały się z potęgą USA.

 

PRL – państwo wasalne wobec Związku Sowieckiego – nie śmiał nawet rozmyślać o polskiej polityce wschodniej. Same Kresy jawiły się polskiej inteligencji niepodległościowej w PRL jako opowieść z dawnych czasów, trochę romantyczna, trochę dworkowa, a trochę nieprzystająca do realiów XX wieku. A już na pewno jawiły się one jako zamknięta przeszłość.

W latach 1989–1991 dokonał się cud. Wschodnie imperium upadło. Nie w wyniku wojny z naszym udziałem, ale wskutek wojny światowej między ZSRS a USA – a konkretnie w w przebiegu zimnej wojny i na skutek ukształtowanego w jej końcu układu sił między supermocarstwami, który złamał sowieckie imperium kontynentalne, uwalniając uwięzione w nim ludy i narody. Wówczas pobiegli po wolność niemal wszyscy – a na pewno wszystkie narody pomostu bałtycko-czarnomorskiego.

Realizując pomysł Mieroszewskiego i Giedroycia, nowa Polska uznała wszystkie nowe niepodległe państwa na wschodzie. Przez kolejne lata wierzyliśmy, że potęga Zachodu, jego instytucji i stylu życia oraz wartości, które były jakże inne niż te uosabiane przez imperium rosyjskie, „zrobią” za nas politykę wschodnią, która niezmiennie od kilkuset lat sprowadzała się do bardzo prostego celu: zapobiec rosyjskiej możliwości gry o równowagę w politycznym systemie europejskim, która to gra zazwyczaj skutkuje obezwładnieniem sprawczości i samostanowienia rozwojowego Polski i pozostałych krajów regionu.

Ta nasza strategiczna powściągliwość III RP wynikała ze złego zrozumienia napięcia między polityką piastowską a jagiellońską oraz była skutkiem wyraźnego niezrozumienia, na czym polegają współcześnie wpływy i instrumenty nacisku na politykę innego państwa, tak by za pomocą tych instrumentów zadbać o własne interesy.

 

Polityka jagiellońska uzupełnia politykę piastowską, nie stanowi dla niej alternatywy rozłącznej. Bez jednej nie ma drugiej i na odwrót. W tej konstatacji zawiera się przekleństwo położenia państwa polskiego, które ma tradycyjnie zbyt słaby potencjał populacyjny i gospodarczy, by przetrwać z własną „sprawczością” przy Rosji i Niemcach, gdy oba te podmioty są potężne i dobrze rządzone. Konsolidacja gospodarcza, rozwój, budowa infrastruktury i dbanie o kształtowanie wewnętrznej i zewnętrznej struktury przepływów strategicznych, tak by służyły Polsce, poprzez „piastowskie” podłączenie do strefy gospodarczej ukierunkowanej na Atlantyk musi być uzupełnione polityką jagiellońską, polegającą na ukształtowaniu przyjaznej państwu polskiemu przestrzeni na Wschodzie, z której nie będą płynęły zagrożenia dla piastowskiej konsolidacji. Optymalnie przestrzeń ta powinna być korzystnie ukształtowana geopolitycznie, powinna mieć pozytywne przełożenie na przykład na kształtowanie przepływów strategicznych. Wtedy będzie nawet dodawała Polski siły i będzie elementem pozytywnie wpływającym na budowanie potęgi Polski.

 

Polityka jagiellońska jawiła się jako imperialna, bo na poziomie podświadomości odnosiła się do terytoriów dawniej kolonizowanych przez Koronę Polską, na których to terytoriach Polacy dominowali, jeśli chodzi o własność i majątek. Dlatego polityka ta kojarzyła się z dominacją imperialną i (pomimo naszych słodkich wyobrażeń) z często złym traktowaniem ludności ukraińskiej czy białoruskiej.

Takie postrzeganie i projektowanie tej wizji na przykład poprzez krytykę postulatu polityki jagiellońskiej w XXI wieku wynika z nierozumienia uwarunkowań strategii w XXI stuleciu. Dawniej głównym źródłem siły, a zatem wpływów i powiązań, na których bazuje polityka, była ziemia i kapitał wynikający z pracy ziemi, z jej własności. Ziemia dawała podatki, płody, surowce, kapitał i rekruta. Im więcej rekruta, tym było lepiej, bo jego liczba też przecież miała znaczenie. W tym okresie ukształtowały się mapy mentalne dawnej Rzeczypospolitej i dawne jej Kresy oraz kultura kresowa, którą wspominamy z sentymentem, przeglądając stare albumy. Z tego rozumienia źródła potęgi wynikały oczywiście konflikty etniczne, wojny domowe, w tym ludobójstwo. Mamy też sobie sporo do zarzucenia, by wspomnieć na przykład represje polityczne wobec mniejszości ukraińskiej we wschodnich województwach czy swego czasu nienależyte potraktowanie Kozaków.

W międzyczasie dokonała się rewolucja przemysłowa, która na Kresy raczej nie zawitała aż do XX wieku, a tymczasem gdzie indziej zmieniła istotnie źródła potęgi. Ogromne znaczenie zaczęły mieć przepływy strategiczne. Wciąż ogromne znaczenie miały przemarsze i pochody wojska, ale pojawił się też mający duże znaczenie ruch ludzi pociągami, samochodami, samolotami, ruch towarów, surowców, energii, kapitału, technologii, wiedzy i danych. Zaczął się tworzyć zmienny i płynny system sił, które zorganizowane przez państwo decydowały o wpływach, instrumentach nacisku i kształtowaniu relacji z korzyścią dla siebie i swojej potęgi. W tym wyrażała się sprawczość w nowoczesnym sensie. To przepływy strategiczne stanowią szachownicę gry międzynarodowej. Oczywiście wciąż są ważne miejsca w regionie, jak Małaszewicze, węzeł komunikacyjny Baranowicze czy port w Gdańsku, ale one wynikają z korytarzy przepływów strategicznych, które generują relatywne zmiany potęgi.

Kształtowanie współpracy na Wschodzie z korzyścią dla interesów państwa polskiego można osiągnąć poprzez kwestie kapitałowe, regulacyjne, biznesowe, generujące dźwignie nacisku politycznego, z którymi trzeba się liczyć w codziennej polityce. Ale do tego trzeba być na Wschodzie i działać tam „w zwarciu”.

Na to nakłada się też trwająca rewolucja informacyjna. Obróbka i przesył informacji stają się zarówno towarem, jak i bronią w walce o percepcję i o budowę potęgi sprawczości. To nasilające się zjawisko jeszcze bardziej odrywa nas od jakiegokolwiek rewizjonizmu terytorialnego, jednocześnie wzmacniając istotę kontroli zasad, na jakich odbywają się przepływy strategiczne.

Zatem polityka jagiellońska na wschodzie ma kształtować otoczenie geopolityczne państwa polskiego, bez którego po prostu nie ma polityki piastowskiej. To jest natomiast zupełnie coś innego niż roszczenia terytorialne czy sentymentalne pogawędki o Wilnie czy Lwowie lub wywyższanie się Polaków wobec innych narodów pomostu.

Polityka jagiellońska XXI wieku wyraża się w biznesie, penetracji kapitałowej, ekspansji banków, sprawczości w kwestii regulacji określających te przepływy, w wiązaniu ludności ze wschodu z polskim obszarem gospodarczym, w korzystnym ruchu przygranicznym, w imporcie podaży pracy ze wschodu, rewersach rurociągów, przesyłach energii, korzystaniu z korytarzy transportowych, dzierżawie portów w Gdańsku, Kłajpedzie, Odessie. Wreszcie – we współpracy wojskowej, by stępić „sprawczość” rosyjską.

To współzależność buduje politykę jagiellońską. Przyglądanie się z odległości jej nie buduje, a wręcz podmywa możliwości konsolidacji piastowskiej. Zwłaszcza gdy ład bezpieczeństwa na wschodzie pęka wraz ustaniem pauzy geopolitycznej, co się powtarza cyklicznie. I źle wróży Polsce, która od 30 lat stara się odbudować materialnie. Odbudowa Ukrainy po wojnie powinna zmienić stosunki społeczno-gospodarcze, zlikwidować oligarchie, stworzyć swoisty ukraiński ruch egzekucyjny, który może zbudować podwaliny pod liberalne społeczeństwo z silną klasą średnią, praworządnością i przewidywalnością gospodarczą, które to czynniki umożliwiłyby prywatnemu biznesowi polskiemu działanie tam i inwestowanie.

W kontekście postawy Niemiec (i to będzie się nasilać, im dłużej wojna będzie trwać i im bliżej będzie do zimy w Europie) wobec wojny na Ukrainie warto przypomnieć fragment mojego tekstu sprzed ponad roku.

Są dwie metody analizy spraw międzynarodowych. Zła metoda to taka, która każe wsłuchiwać się wyłącznie w to, co mówią politycy, oraz brać pod uwagę osobiste relacje pomiędzy nimi. Użytkownik tej metody bazuje na deklarowanych wszem wobec intencjach postępowania.

Metoda ta nie przewiduje przyszłych wydarzeń, każe bać się syntezy i stanowczych przewidywań. Za to zna wszystkie nazwiska, charakteryzuje się kazuistyką, wie, kto jest z jakiej partii i które środowisko reprezentuje. Jest to metoda merytorycznie wadliwa, bo ludzie (a politycy w szczególności) kłamią, często nie mają racji, nader często nie rozumieją, co się dzieje, manipulują, chcą się komuś przypodobać albo po prostu płynąć z prądem. Mają jakąś swoją agendę i realizują własne interesy, często ukryte.

Taka analiza przypomina rozmowy w maglu lub pogawędki u wujka na imieninach i ma niewiele wspólnego z realną polityką. Jest przede wszystkim „chybotliwa”, chociażby z tego powodu, że ludzkie najbardziej nawet szczere intencje potrafią ulec zmianie w jedną noc.

Tak należy oceniać debatę publiczną w Niemczech w kontekście pomocy Ukrainie, importu surowców w Rosji i postawy Niemiec wobec nas i innych państw na wschodzie UE.

 

Druga metoda, ta skuteczna, to taka, która stara się zrozumieć siły strukturalne, rzeczywiste zdolności (a nie intencje), które rządzą gospodarką i państwem, a zatem jego polityką. Politycy są jedynie posłusznymi agentami tych sił lub, jak kto woli, ich wykonawcami, bo muszą się w nich „zmieścić”. Często zaczynają rozumieć, w ramach jakich poruszają się ograniczeń, dzień po objęciu urzędu. Wówczas pojawia się pytanie, jak wytłumaczyć to ludziom, którzy im uwierzyli. A już w szczególności dotyczy to trybunów ludowych, których do władzy wynosi impuls ulicy. Taka jest natura polityki i jej obrzydliwa twarz.

 

Wbrew wyobrażeniom przeciętnego wyborcy siły te są strukturalne i wywierają tak przemożny wpływ na decydentów, że mają oni naprawdę niewielką swobodę decyzyjną. Mężów stanu poznaje się po tym, że w wąskim polu manewru potrafią zmienić zastany układ sił strukturalnych, przekształcając je w taki sposób, by móc lepiej obsługiwać interesy państwa, o które mają powinność dbać.

 

Tego życzymy Zełenskiemu, bo przemożne siły strukturalne naciskające z Europy Zachodniej będą próbowały mu odebrać zwycięstwo i zwycięski pokój, nawet jeśli wojskowo będzie pokonywał Rosję. Będzie tak dlatego, że nowy układ geopolityczny w Europie Środkowo-Wschodniej po wypchnięciu Rosji z systemu europejskiego oraz skuteczne sankcje na surowce rosyjskie będą oznaczać relatywne słabnięcie sprawczości niemieckiej, a wzmocniona obecność wojskowa USA w Europie i sojusz północy z południem od Finlandii po Turcję i Rumunię pozwoli na nowe ułożenie spraw w Europie. Zatem na Zełenskiego będą wywierane ogromne naciski, gdy armia ukraińska przekroczy granicę Krymu lub będzie wypierać wojska rosyjskie z miast Donbasu.

 

Właśnie dlatego tak często odnosimy wrażenie, że politycy obiecują nam gruszki na wierzbie. W rzeczywistości postępują oni zgodnie z siłami strukturalnymi. W przeciwnym razie tracą sprawczość, marnując swoje kariery polityczne. Koniec jest gorzki, jeśli nie brutalny.

Każde państwo ma własny pejzaż sił strukturalnych, które nim rządzą. Podlega im premier czy kanclerz, car, król czy cesarz. Próbują oni je skutecznie balansować, zachowując w ten sposób coś, co potocznie nazywa się „władzą”, i jej wiarygodność. Wokół sił strukturalnych funkcjonują realne „mięśnie i ścięgna” państwa, które przekładają się na „dźwignie” służące codziennej sprawczości w polityce, zwane inaczej, zwłaszcza na Wschodzie, jakże zgrabnie – „aktywami”.

W polityce międzynarodowej argumenty „z wartości” jeśli bywają skuteczne, to tylko umiarkowanie. W wypadku ukraińskim działają na zasadzie impulsu, sposobu na pobudzenie ludzi, skoro wielu zapewne chce tam żyć lepiej i ciesząc się większą wolnością, bogaciej i bez „ruskiego knuta”. Ale ścięgna i mięśnie władzy tak nie działają. W szczególności to siły strukturalne państwa determinują jego model społeczno-gospodarczy. Kanclerz Scholz mógł sobie mówić i obiecywać w Bundestagu niestworzone rzeczy, ale teraz już wycofuje się ze swoich wcześniejszych zapewnień, naciskają go bowiem agenci sił strukturalnych. To surowce, przepływy finansowe, kredyty, eksport, import, skomunikowanie ze światem i rynkami, łańcuchy dostaw wewnętrzne i zewnętrzne czy podział zadań w przemyśle i rolnictwie. A „obsługują” je konkretni ludzie, którzy mają z tego dochody i własne pola sprawstwa, całe rzesze ludzi i cały kontrakt społeczny oparty o marże i uzgodnienie między kapitałem, pracą i światem politycznym.

Mackinder nazywał to Going Concern. Chodzi o to, by model tworzący „infrastrukturę relacyjną” na naszym wschodzie, czy to na Białorusi czy na Ukrainie, ale także w Niemczech, nie był już zorientowany geostrategicznie na Rosję. To dawało Rosji wejścia na realne aktywa polityki, na ścięgna i mięśnie państwa, na generowane przez utrwalony model przepływy strategiczne, a zatem też na biznes i służby specjalne, które „oblepiają” infrastrukturę relacyjną, szukając zarobku i wpływów, zwłaszcza na Wschodzie. W takim państwie jak Białoruś czynią to nadzwyczaj szczelnie, w Niemczech politycy muszą się liczyć z opinią publiczną, ale już nie tak bardzo, jak byśmy w Polsce chcieli, co wyraźnie widać w tych dniach u naszego zachodniego sąsiada.

„Duzi robią to, co mogą, a mali to, co muszą”. Chyba że mali (albo średni) zmieniają swój status…, wystawiają sprawne siły zbrojne, wygrywają wojny czy mają własną energetykę i innowacje.

Państwa naszego regionu były w oczach zachodniej Europy za słabe, więc i nie stanowiły podmiotu polityki międzynarodowej, ponieważ nie były eksporterami bezpieczeństwa i nie mogły wpływać na status Białorusi albo Ukrainy, jeśli zmiany tego statusu nie życzyło sobie mocarstwo gotowe pójść o tę sprawę na wojnę. Świetna postawa Ukrainy w wojnie, pokonywanie armii rosyjskiej, wydatna pomoc wojskowa Polski dla Ukrainy zmieniają to postrzeganie. Mamy do czynienia z wybijaniem się na podmiotowość całego naszego regionu. Sprzyjają temu Amerykanie i Brytyjczycy, bo jest to w ich interesie. Dostarczają jak szaleni uzbrojenie na wojnę. Ich postawa to Mackinderowska klasyka geopolityki i koszmar dla niemieckich zwolenników konsolidacji kontynentalnej. Zasługa zaś należy do Ukraińców.

Józef Piłsudski po odzyskaniu niepodległości zwykł przekonywać, że pole manewru dla polskiej polityki jest na wschodzie, w realizacji koncepcji federacyjnej i w innych działaniach mających na celu budowanie instrumentów nacisku i wpływów politycznych. Nie musi to być tym razem koncepcja federacyjna, nie musi się to nazywać w żaden sposób, który nawiązywałby do polskiej przewagi w przeszłości. Może to być coś nowego, ale coś, co da szansę na życie i rozwój naszej części Europy bez dominacji rosyjskiej i bez zależności peryferyjnej od zachodniej Europy.

Instrumenty polityki Zachodu nie sięgają na Wschód albo nie są aż tak skuteczne, a zatem państwa zachodnie muszą się liczyć w tym regionie z Polską. W charakterystycznych dla siebie niecenzuralnych słowach oceniał Piłsudski polską politykę wobec Zachodu, w której ramach powyższych zaleceń by nie realizowano. Wówczas polityka taka nakazywałaby nam być na wszystkich kierunkach posłusznymi i wtórnymi wobec woli ówczesnych mocarstw zachodnich. Pozbawiałoby to nas podmiotowości i zmuszało do akceptacji woli mocarstw spoza naszego regionu, co ograniczałoby nasze pole bezpieczeństwa, ale też osłabiało perspektywy rozwojowe naszego biznesu i możliwości naszej penetracji rynkowej i kapitałowej.

Ujmując lapidarnie to zalecenie: na zachodzie kontynentu byliśmy nikim, na wschodzie natomiast byliśmy kimś i należy tego pilnować w roku 2022 i w przyszłości.

 

Autor

Jacek Bartosiak

Założyciel i właściciel Strategy&Future, autor książek „Pacyfik i Eurazja. O wojnie”, wydanej w 2016 roku, traktującej o nadchodzącej rywalizacji wielkich mocarstw w Eurazji i o potencjalnej wojnie na zachodnim Pacyfiku, „Rzeczpospolita między lądem a morzem. O wojnie i pokoju”, wydanej w 2018 roku, i „Przeszłość jest prologiem" z roku 2019.

 

Działania militarne Polska&Europa Rosja S&F Hero Ukraina

Zobacz również

Jacek Bartosiak i Albert Świdziński w rozmowie o kulturze strategicznej Rzeczypospolitej, ...
Odezwa Jarosława Kaczyńskiego do oficerów i żołnierzy Wojska Polskiego. „O potrzebie zmian...
„Sen-trwoga” à rebours? Plan polityczny zwycięstwa Polski i wygrania pokoju na wschodzie. ...

Komentarze (0)

Trwa ładowanie...