„Smuga cienia” Joseph Conrad − w stronę dorosłości

Obrazek posta

(Fot. ze zbiorów autora)

 

Morze było dla mnie warunkiem istnienia, okręt zaś probierzem męskości, temperamentu i odwagi, przedmiotem miłosnego kultu.

 

Urodzony w grudniu 1857 roku w Berdyczowie, w rodzinie liderów powstania styczniowego, zmuszony został do ucieczki na Zachód – jako syna polskiego zesłańca prześladowała go wizja przymusowego wcielenia do carskiej armii, toczącej w tym czasie wojnę z Osmanami. Zafascynowany morzem dotarł do Marsylii, gdzie krótkotrwałą karierę marynarską przerwała biurokracja, uznająca go wciąż za poddanego cara (uniemożliwienie mu normalnej pracy doprowadziło go nawet do próby samobójczej). Dopiero w Wielkiej Brytanii zdołał ułożyć sobie życie na nowo: został kapitanem brytyjskiej floty cywilnej i naturalizowanym Brytyjczykiem, po latach zaś starań udało mu się w świetle prawa zrzec się rosyjskiego obywatelstwa i obowiązków wobec znienawidzonego caratu.

Choć swoje opowieści snuł po angielsku, nigdy nie wyrzekł się polskości. Dzieciństwo spędził u boku swych rodziców, którzy dla marzeń o wolnej Rzeczypospolitej poświęcili wszystko: swoje zdrowie, szczęście, perspektywy; po powstaniu listopadowym Korzeniowscy utracili ziemię, po styczniowym zaś wolność, zesłani w głąb Rosji, skąd powracali przez lata, etapami. Młody Józef swój charakter czerpał z dwóch naprzeciwległych źródeł: idealizmu swych rodziców, Apollona Korzeniowskiego i Ewy z Bobrowskich, oraz realizmu wuja Tadeusza Bobrowskiego (którego nieskonfiskowany majątek pozwolił zapewnić młodemu twórcy nieocenione wsparcie), by od wszystkich trojga zarazić się miłością do nieistniejącego już miejsca, które rozszarpano na kawałki na wiele lat przed jego narodzinami.

Owa niespełniona, zawiedziona miłość naznaczyła go melancholią i nieufnością wobec ludzkich projektów i zamierzeń – doskonale widoczną w jego ocenie konstruktów kolonialnych czy imperialnych. Postrzegał świat tak, jak odmalowywał go w swojej twórczości: jako miejsce skomplikowane i niechętne uproszczeniom; pełne grozy i chwały, śmierci i życia, tchórzostwa i odwagi… Jako miejsce, w którym najlepsze nawet intencje niekoniecznie prowadzić muszą do założonych efektów, te zaś z kolei podlegać mogą radykalnie różnym ocenom, w zależności od przyjętego punktu widzenia. Jedynym stałym i pewnym elementem otaczającej nas rzeczywistości była dla pisarza – w jego własnych słowach – „nasza ignorancja”.

 

Wszystkiego, wszystkiego musi się człowiek uczyć, a to jest prawda, której wielu młodych nie rozumie.

 

Spoglądając na świat z tak unikatowej perspektywy, Conrad dostrzegał w nim to, co umykało jemu współczesnym – lub co po prostu wygodniej było ignorować. Przyglądał się iskrom, które buchały w miejscu przecinania się różnych kultur i porządków, opisywał entropię trapiącą wszelkie ludzkie przedsięwzięcia… W swojej twórczości antycypował wyzwania, które w jego czasach rzadko znajdowały się w centrum dyskusji: globalizację, polityczny terroryzm, migrację, zmianę w relacjach między człowiekiem a światem, zmianę napędzaną przez gwałtowny postęp technologiczny, za którą ewolucja systemów moralnych po prostu nie nadążała. Bogactwo doświadczeń Conrada pozwalało mu na stworzenie opowieści prawdziwie uniwersalnych, których profetyzm wynikał nie z nadprzyrodzonych mocy autora, lecz wprost z jego umiejętności do wyłuskiwania z harmideru świata pewnych niezmiennych prawd, które ciążyły – i wciąż ciążą – na ludzkim działaniu i wyobrażeniach. Dla Conrada zadaniem artysty było poszukiwanie tych właśnie prawd i przemawianie za ich pomocą do naszego „poczucia wspólnoty z całym stworzeniem”, budowanego na tym, co wspólne i ponadczasowe, „na przekonaniach i teoriach, które, same w sobie niezniszczalne, zawsze zmieniają swoją formę – często za życia jednego przelotnego pokolenia”.

 

Morze było jedyną rzeczywistością, wszystko inne dekoracją, przemijającym epizodem.

 

Tej uniwersalności poszukujemy zazwyczaj pośród najwybitniejszych dzieł Conrada: w „Jądrze ciemności”, „Lordzie Jimie” czy „Murzynie z załogi Narcyza” (swoją drogą, ulubionej powieści Williama Faulknera, którą zrównywał w literackim znaczeniu z „Moby Dickiem”)… Opowieściach wielkich i nasyconych dwuznacznościami, w pełni zasymilowanych przez zachodni kanon. Pierwszego spotkania z Conradem warto jednak dokonać gdzie indziej – w kontakcie z opowieścią skromniejszą, prostszą, ale stanowiącą doskonałą bramę do Conradowskiego spojrzenia na świat.

„Smuga cienia” – bo o tej opowieści mowa – jest nowelą, której osią jest stopniowa zmiana zachodząca wewnątrz głównego bohatera, zainspirowana przemianami, których doświadczył sam autor. Conrad wspomina tu swoje czasy na morzu, zaklina je w narracji jako zdarzenia, jak sam zaznaczył, „widziane z oddalenia oczyma duszy”. Pisarz nosił się z zamiarem napisania tej historii już od 1899 roku, gdy znajdował się u progu swej kariery pisarskiej, już po znamiennej w konsekwencje zdrowotne wyprawie do Afryki – ostatecznie powstała ona jednak dopiero w 1915 roku i została wydana rok później, w odcinkach, w „Metropolitan Magazine” w Nowym Jorku. Pozostaje nam jedynie zgadywać, na ile różniłaby się, gdyby autor spisał ją 16 lat wcześniej.

„Smuga cienia” to historia młodego, zagubionego oficera marynarki, który decyduje się na porzucenie służby na jednym ze statków na Oceanie Indyjskim. Nim jednak zdoła ostatecznie ustąpić z posterunku, pojawi się przed nim wielka, niespodziewana szansa: dzięki protekcji starszego kapitana zostanie mu zaoferowane własne dowództwo, wraz z nim zaś: odpowiedzialność. Za misję i statek, jego fizyczny stan wraz z ładunkiem, za załogę, za ludzkie życie i przyszłość. Jego pierwszy rejs naznaczony będzie licznymi trudnościami, ocierającymi się wręcz o katastrofę. Statek natrafi na flautę, załoga zapadnie na ciężką chorobę, a pierwszy oficer popadnie w szaleństwo, „zabobonne urojenia”, uniemożliwiające mu wykonywanie obowiązków. Kiedy statek zawinie wreszcie do celu wyprawy, nasz bohater będzie zupełnie innym człowiekiem niż ten, który wypłynął z portu w Bangkoku. Kurs, który obrał na początku przygody, okaże się kursem w dorosłość – dorosłość prawdziwą, nie tę odliczaną rocznikami. Dorosłość, która nieustannie wymaga.

 

Statek! Mój statek! Już był moim. (…) Byliśmy już nierozerwalnie ze sobą związani, jeśli nie na zawsze, to na jakiś niewiadomy okres naszego istnienia – związani na dolę i niedolę, na życie i na śmierć.

 

Przez lata próbowano interpretować „Smugę cienia” jako opowieść o Wielkiej Wojnie, przypisując jej znaczenie alegoryczne, czasem nadnaturalne, spirytystyczne, niemniej jednak sam Conrad w dopisanym do kolejnego wydania komentarzu odautorskim odżegnał się od metaforyczności własnego tekstu słowami: „Świat żyjących zawiera dość cudów i tajemnic sam w sobie; cudów i tajemnic działających na nasze czucie i inteligencję w sposób tak niewytłumaczalny, że może to prawie usprawiedliwić koncepcję życia jako jakiegoś zaczarowanego snu”. Conrad nie chciał opowiadać o wojnie, nie poszukiwał też nadrzeczywistości. Chciał opowiedzieć o nas wszystkich: o tym, czym musimy się stać, by móc mierzyć się z odpowiedzialnością, która wcześniej czy później złożona zostanie na naszych barkach. Wszystkich nas, wcześniej czy później, czeka ten wielki rejs – wszyscy zmuszeni będziemy do przekroczenia smugi cienia.

 

Postępujesz naprzód, a twoim śladem nieodstępnie i niepostrzeżenie posuwa się czas. Aż przychodzi chwila, w której spostrzegasz przed sobą smugę cienia ostrzegającą cię, że dzień pierwszej młodości dobiegł już końca.

 

Autor

Olga Kowalska

Filolog literaturoznawca. Ukończyła filologię polską I stopnia oraz filologię romańską II stopnia na Uniwersytecie Gdańskim. Twórczyni bloga literackiego i towarzyszącego mu kanału YouTube http://WielkiBuk.com, który prowadzi od 2012 roku. Recenzentka i promotorka literatury. Prowadzi spotkania autorskie, wywiady z pisarzami oraz warsztaty związane z promowaniem marki osobistej w sieci. Na co dzień pracuje w małej firmie zajmującej się usługami multimedialnymi.

 

Recenzje Olga Kowalska

Zobacz również

Reformy i innowacje w Wojsku Polskim. W kierunku Armii Nowego Wzoru. Część 2: O kulturze s...
Jacek Bartosiak i Albert Świdziński rozmawiają o konsekwencjach wydarzeń w Afganistanie (W...
Tylko dla śmiałków

Komentarze (0)

Trwa ładowanie...