Szanowni Państwo,
Wit Szostak nadał powieści „Cudze słowa” konstrukcję odtwarzającą poszczególne części śródziemnomorskiego posiłku. Począwszy od „antipasti”, aż po „dolci”, których bohater, jak mówią, nie uznawał, twierdząc że zmieniają smak potrawy. A konkretnie: wydobywają z niej gorycz. Ma więc ta metafora filozoficzne reperkusje – wszak utwór traktuje o studencie filozofii, który pojawił się w życiu siedmiu opowiadających o nim osób, zniknął z ich świata i tak jakby ze świata w ogóle (a wydawało się, że los prowadzi go ku szczytom), po czym wraca, zakłada autorską restaurację ze śródziemnomorską kuchnią, aż w końcu odchodzi na zawsze.
Proszę się nie niepokoić, że zdradzam tajemnice – dowiadujemy się tego na pierwszych stronach książki. Zresztą Benedykt nie jest jej jedynym bohaterem. Albo inaczej: jest bohaterem „cudzych słów”, ale są w niej jeszcze „własne słowa”, którymi poszczególne postaci opowiadają o sobie – a każda staje się bohaterką i bohaterem mikropowieści.
Oba jednak, słowa własne i słowa cudze, pozostawiają nas z tajemnicą. Co było konfabulacją, a co prawdą? Co mitem (aktualizacją archetypicznej opowieści, doświadczeniu i przeżyciu rzeczy, których nie doświadczyliśmy), a co mitomanią? Co jest prawdą obiektywną, a co subiektywną? Jeśli ktoś z Państwa lubi takie książki bardziej o nieudaniu niż udaniu, szukaniu niż znajdowaniu i niezrozumieniu niż zrozumieniu – serdecznie zapraszam przed odbiornik. Mam nadzieję, że coś się tu mimo wszystko udaje.
Dziękuję, że Państwo są z "Pełnią Literatury" i serdecznie pozdrawiam!
Radosław Romaniuk
Trwa ładowanie...