Weekly Brief 25.04 – 1.05.2020

Obrazek posta

(Fot. staticflickr.com)

 

COVID-19

Do piątku 1 maja włącznie na całym świecie odnotowano ponad 3 390 000 przypadków wystąpienia wirusa SARS-CoV-2 u ludzi; na COVID-19 – chorobę wywołaną przez nowego koronawirusa – zmarło prawie 240 tysięcy osób.

Najwięcej – bo ponad 1 125 000 – przypadków miało miejsce w Stanach Zjednoczonych; zmarło tam ponad 65 tysięcy osób (dla porównania: w wojnie wietnamskiej życie straciło 58 318 Amerykanów). Niemal 243 tysiące przypadków wykrycia SARS-CoV-2 miało miejsce w Hiszpanii (24 824 zgony); ponad 207 tysięcy we Włoszech (ponad 28 tysięcy zgonów); ponad 167 tysięcy we Francji (blisko 25 tysięcy zgonów); ponad 100 tysięcy przypadków wykrycia nowego koronawirusa stwierdzono także w Niemczech, Wielkiej Brytanii, Turcji oraz Rosji.

Ten ostatni kraj dołączył tym samym do grona państw, w których liczba zakażonych koronawirusem przekroczyła 100 tysięcy. Nie jest wcale pewne, czy zapowiadane przez prezydenta Putina luzowanie zasad kwarantanny od 12 maja dojdzie do skutku, ponieważ krzywa zakażeń w Rosji jest daleka od wypłaszczenia, a od kilku dni lekarze obserwują rekordowe przyrosty zarażonych.

Poważnym problemem pozostaje diagnozowanie chorych. Testy na obecność wirusa, z których korzysta rosyjska służba zdrowia, wykazują dokładność na poziomie zaledwie 70%. Badania przeprowadzane na poważnie chorych pacjentach, z których znaczna część korzysta z respiratorów, przeprowadzone w tym tygodniu w moskiewskich szpitalach w prawie połowie przypadków dały wynik negatywny, mimo że pacjenci posiadają wszelkie objawy świadczące o zarażeniu koronawirusem. O wysokiej jakości przeprowadzanych testów zapewniała szefowa Rospotriebnadzoru, instytucji odpowiedzialnej za „prawa konsumenta i dobrobyt człowieka”, która stwierdziła, że rosyjski system wykrywania zarażeń nie przepuszcza żadnych przypadków.

Z osób, u których w tym tygodniu testy dały wynik pozytywny, należy wymienić premiera Rosji Michaiła Miszustina. Poinformował on o tym w czwartek w trakcie spotkania online z prezydentem Putinem, które było transmitowane przez jedną ze stacji telewizyjnych. Premier ma gorączkę utrzymującą się stale na poziomie około 39 stopni i przebywa w izolacji w szpitalu. Jego obowiązki przejął wicepremier Andriej Biełousow.

Większość krajów Unii Europejskiej rozpoczyna proces wychodzenia z kwarantanny i odmrażania narodowych gospodarek. Nie istnieje jeden wspólnie wypracowany model, z którego korzystałyby wszystkie państwa. Od zasad dystansowania społecznego będzie odchodziło wiele państw, mimo że różnią się one poziomem opanowania pandemii. Czesi będą mogli od 16 maja zbierać się w grupach do 10 osób, a już od tygodnia mogą poruszać się swobodnie na terenie całego kraju. Z kolei w Niemczech począwszy od 4 maja zaczną być otwierane szkoły i niektóre rodzaje sklepów. Jednakże na terenie całego kraju wprowadzono obowiązek poruszania się w maseczkach.

Ograniczenia są znoszone również w tych krajach, w których sytuacja epidemiologiczna była znacznie poważniejsza. W Hiszpanii począwszy od 11 maja otwarte zostaną restauracje, kościoły, kina i teatry, ale wszędzie będzie obowiązywał limit osób umożliwiający utrzymanie dystansu społecznego. We Włoszech premier Giuseppe Conte ogłosił kilkufazowy plan „powrotu do normalności”. W najbliższej fazie zostanie przyznane zezwolenie na poruszanie się w granicach swojego regionu, Włosi będą mogli uprawiać sport poza domem, a także korzystać z barów i restauracji, biorąc jedzenie na wynos. Falę protestów wywołało we Włoszech utrzymanie zakazu uczestnictwa w obrzędach religijnych. Biskupi katoliccy wystosowali list, w którym argumentują, że zakaz uczestnictwa we mszy, skoro otwierane są muzea i galerie, godzi w zagwarantowaną prawem wolność wyznania.

W Wielkiej Brytanii Boris Johnson ma ogłosić strategię wychodzenia z ogólnonarodowego lockdownu dopiero w przyszłym tygodniu, a na razie przedstawiciele biznesu oraz unii i związków zawodowych mają zgłaszać do rządu projekty, które posłużą do wypracowania brytyjskiej ścieżki.

Koniec kwarantanny następuje w momencie, w którym sytuacji w Europie nie sposób określić mianem opanowanej. Lekarze alarmują, że przedwczesne zrezygnowanie z zasad ścisłego dystansowania społecznego może doprowadzić do nawrotu pandemii. Główną przyczyną znoszenia ograniczeń są bez cienia wątpliwości kwestie ekonomiczne. Gospodarki państw europejskich już teraz znajdują się w bardzo poważnej sytuacji, a każdy kolejny tydzień ich zamrożenia spowoduje jedynie pogorszenie sytuacji. Wydaje się więc, że politycy stopniowo wprowadzają elementy wkalkulowanego ryzyka, tak aby zminimalizować skutki kryzysu ekonomicznego, który wyraźnie staje się większym zagrożeniem niż pandemia sama w sobie.

Jednym z sektorów najdotkliwiej doświadczonych przez wybuch pandemii jest sektor lotniczy. W mijającym tygodniu American Airlines poinformowały o zanotowaniu straty w wysokości 2,2 miliarda dolarów w pierwszym kwartale bieżącego roku, co przekłada się na 70 milionów dolarów straty dziennie. Warto dodać, że AA są objęte programami pomocowymi rządu USA; zalicza się do nich między innymi warta 4,75 miliarda dolarów pożyczka, która zostanie przekazana firmie w ramach CARES Act, oraz 5,8 miliarda dolarów przeznaczone na zapewnienie pensji pracownikom tej linii lotniczej. W zamian za pożyczkę ujętą w CARES Act część udziałów American Airlines zostanie przejęta przez rząd federalny jako zabezpieczenie. Podobnie ma się sytuacja z Lufthansą, która negocjuje właśnie pożyczkę – konkretnie bail-out – wart 10 miliardów euro. Pożyczkodawcą miałby być rzecz jasna niemiecki rząd federalny, który wszedłby w posiadanie 25% akcji spółki, otrzymać miejsce w zarządzie oraz prawo weta. Prezes Lufthansy przewiduje, że sytuacja na rynku lotniczym ustabilizuje się dopiero w 2023 roku.

Nieprzerwanie spływają kolejne dane dotyczące skutków ekonomicznych pandemii, chociaż, jak zauważyła w czwartek szefowa Europejskiego Banku Centralnego, twarde dane dopiero zaczynają być formułowane. Lagarde powtórzyła swoje ubiegłotygodniowe twierdzenie, że w „złym scenariuszu” PKB eurozony może spaść o 15%. Opublikowane w czwartek dane Eurostatu wskazują, że w pierwszym kwartale PKB strefy euro zmniejszyło się (rok do roku) o 3,8%, a PKB całej Unii o 3,5%. Jest to największy spadek od 1995 roku, gdy zaczęto prowadzić pomiary.

PKB Francji zmniejszyło się w pierwszym kwartale o 5,8%; podobnie jak w wypadku danych dla całej EU jest to największy spadek od momentu rozpoczęcia pomiarów w 1949 roku. PKB Włoch zmniejszyło się o 4,7%; według ISTAT-u (włoski urząd statystyczny) był to największy spadek od 1995 roku. W tym samym okresie produkt krajowy brutto Hiszpanii zmniejszył się o 5,2%; również był to największy spadek od momentu rozpoczęcia prowadzenia pomiarów w 1970 roku. Analitycy Banco de España są zdania, że PKB Hiszpanii skurczy się w tym roku o 12,4%.

PKB Stanów Zjednoczonych zmniejszyło się w pierwszym kwartale bieżącego roku o 4,8% (w ujęciu zanualizowanym); warto jednak zwrócić uwagę, że niektórzy ekonomiści (w tym ci pracujący dla JP Morgan) przewidują, że w drugim kwartale 2020 amerykańskie PKB zmniejszy się o 30–40% (sic!). Nawiasem mówiąc, kolejny tydzień przyniósł kolejne dane o bezrobociu w USA; w ubiegłym tygodniu w Stanach przybyło 3,84 miliona bezrobotnych; w ciągu ostatnich sześciu tygodni bez pracy znalazło się ponad 30,2 miliona obywateli tego kraju. W czwartek szef FED-u Jerome Powell ostrzegł przed „bezprecedensowym spadkiem” aktywności ekonomicznej w drugim kwartale, dodając jednocześnie, że zarówno jego długość, jak i rozmiary są niemożliwe do przewidzenia. Podobne przekonanie wyraził także premier Japonii Shinzō Abe, mówiąc, że „sytuacja jest niezwykle ciężka (…). Trudno jest sobie wyobrazić szybki powrót do normalności; musimy się przygotować na długotrwałe problemy”. Nawiasem mówiąc, japońska produkcja przemysłowa zmniejszyła się w marcu o 3,7%. Goldman Sachs przewiduje, że PKB Japonii zmniejszy się w drugim kwartale o 25%. Co ciekawe, wiele japońskich przedsiębiorstw nie opublikowało na razie swych zysków; jest to w tym kraju rzadkością (poprzednio takie opóźnienia miały miejsce w 2011 roku – kiedy doszło do trzęsienia ziemi i spowodowanego przez nie tsunami).

Co warte odnotowania, ostoją dobrego nastroju i optymizmu w momencie największego kryzysu gospodarczego od czasów wielkiej depresji pozostaje Wall Street. W kwietniu dwa kluczowe indeksy, S&P 500 oraz Dow Jones Industrial Average, zyskały odpowiednio 11 oraz 12% – jest to najlepszy od 1987 roku wynik (i trzeci w historii). Nawet biorąc pod uwagę absolutnie bezprecedensowe programy stymulacyjne FED-u, trudno jest ten entuzjazm logicznie uzasadnić – chyba że całkowitym oderwaniem Wall Street od rzeczywistości.

Podczas czwartkowego wywiadu dla telewizji CNBC były doradca Donalda Trumpa Steve Bannon stwierdził, że „Chiny ponoszą »świadomą« odpowiedzialność (knowingly responsible) za wybuch pandemii”. Również Donald Trump, który do niedawna hołdował metodzie „strategicznej niejednoznaczności” w odniesieniu do różnych teorii na temat pochodzenia nowego koronawirusa, zdaje się zmieniać front. W piątek 45. prezydent USA powiedział, że „widział dowody” na to, iż wirus faktycznie powstał w laboratorium wirusologicznym w Wuhan. Dodajmy, że dzień wcześniej ODNI (Office of the Director of National Intelligence) wydał komunikat, że wywiad USA uważnie monitoruje informacje na temat nowego koronawirusa, „który pochodzi z Chin”. Komunikat stwierdza, że ODNI zgadza się z opinią środowisk naukowych, w myśl której patogen nie został „stworzony ani zmodyfikowany genetycznie przez człowieka”. Jednocześnie agencje wywiadowcze będą dalej „starannie monitorować wszelkie nowe informacje” dotyczące powstania koronawirusa oraz tego, czy wybuch pandemii miał miejsce w wyniku zarażenia odzwierzęcego, czy też jest efektem „wypadku w laboratorium w Wuhan”. Warto więc zauważyć, że komunikaty Trumpa i ODNI nie są sprzeczne, w przeciwieństwie do tego, co sugerowała część amerykańskich mediów.

Nie będzie jednak przesadą, gdy stwierdzimy, że sytuacja wokół pochodzenia koronawirusa i odpowiedzialności za wybuch pandemii zaostrza się. W czwartek prezydent Trump powiedział, że Chiny zrobią, co tylko mogą, aby doprowadzić do jego porażki w listopadowych wyborach prezydenckich; jego zdaniem Pekin zdecydowanie wolałby, aby Trumpowi nie było dane sprawować kolejnej kadencji, ponieważ jego kontrkandydat Joe Biden jest postrzegany jako bardziej skory do ustępstw.

Co jeszcze ciekawsze, podczas poniedziałkowego wystąpienia Trump miał również stwierdzić, że Stany Zjednoczone poważnie rozważają obciążenie Chin „reparacjami za COVID”. Odnosząc się do ubiegłotygodniowych szacunków niemieckiego „Bilda”, prezydent USA miał powiedzieć, że amerykański „rachunek za COVID” ma być znacznie wyższy niż 160 miliardów dolarów postulowane przez Niemcy.

Co warte odnotowania, według informacji przekazywanych przez „The Washington Post”, przedstawiciele amerykańskiej administracji mają analizować sposoby finansowego ukarania Chin za wybuch pandemii COVID-19. „Rozważamy, jak mocno uderzyć w Chiny, i odpowiednio skalibrować nasze działania”, miał powiedzieć jeden z urzędników. Zdaniem „WashPo” możliwe są różnego rodzaju retorsje. Jedną z nich miałoby być jednostronne anulowanie części długu USA wobec Chin, co proponowało już kilku akademików w Stanach oraz, co ważniejsze, republikański senator i bliski sojusznik Trumpa, Lindsey Graham (Graham jest także przewodniczącym senackiej komisji sprawiedliwości). Działanie takie spowodowałoby natychmiastowe unicestwienie wiarygodności USA i oznaczałoby de facto koniec dolara jako globalnej waluty rezerwowej. Sugestie te zostały natychmiast odrzucone przez doradcę ekonomicznego Białego Domu Larry’ego Kudlowa, który stwierdził, że „niezachwiana wiara w zobowiązania finansowe Stanów Zjednoczonych jest święta. Kropka. Koniec dyskusji (…) podobnie ma się rzecz ze statusem dolara amerykańskiego jako waluty rezerwowej”.

Rozważane są jednak również inne środki, w tym nowe cła na chińskie produkty czy nawet przejmowanie mienia należącego do chińskich spółek (temu celowi miałby służyć złożony przez republikańskiego senatora Josha Hawley’a Justice for Victims of Coronavirus Act). Zdajemy sobie sprawę, że w dobie COVID-19 część pojęć ulega szybkiej inflacji, podobnie jak gravitas niektórych wypowiedzi, ale wypada jednak stwierdzić, że tego rodzaju stwierdzenia brzmią jak preludium do wojny.

Dodajmy, że w ubiegłym tygodniu dwa amerykańskie stany – Missisipi oraz Missouri pozwały chińskie władze, żądając odszkodowań za straty wywołane przez pandemię.

Tymczasem do chóru głosów żądających przeprowadzenia niezależnego śledztwa w sprawie źródła pandemii dołączyła także Szwecja. Minister zdrowia tego kraju Lena Hallengren zaapelowała o „przeprowadzenie transparentnego śledztwa w celu ustalenia pochodzenia i rozprzestrzeniania się koronawirusa”. Zdaniem Hallengren Szwecja chętnie podniesie tę kwestię na forum unijnym. A że Sztokholm już wcześniej miał z Chinami na pieńku (przede wszystkim w związku z aresztowaniem przez Pekin właściciela hongkońskiej księgarni Gui Minhaia, który legitymuje się szwedzkim obywatelstwem), to szefowa szwedzkiego MSZ Ann Linde połączyła kwestię pandemii z problemem autorytaryzmu, rządów prawa i demokracji.

Dla przypomnienia: w zeszłym tygodniu informowaliśmy, że z podobnymi żądaniami wystąpili również przedstawiciele administracji australijskiej. To z kolei spowodowało reakcję ambasadora ChRL w tym kraju Jingye Chenga, który dość otwarcie ostrzegł, że Australia może spodziewać się retorsji ekonomicznych, nawet jeżeli miałyby one wynikać tylko z resentymentu chińskich konsumentów. Za swoją wypowiedź jego ekscelencja ambasador Cheng został wezwany na dywanik; pomimo tego ambasada ChRL w opublikowanym komunikacie „zdecydowanie odrzuciła uwagi strony australijskiej zgłaszane w związku z jego wypowiedziami”.

Na to z kolei odpowiedział australijski minister handlu Simon Birmingham, stwierdzając, że komentarze ambasady były „rozczarowujące”, a naciski ekonomiczne czy groźby nie wpłyną na stanowisko Australii w sprawie istotnego kryzysu zdrowotnego, tak samo jak nie wpłynęłyby na nie, gdyby chodziło o bezpieczeństwo narodowe. Minister Birmingham dodał również, że w jego odczuciu „jakiekolwiek różnice zdań pomiędzy rządami Chin i Australii nie powinny wpływać negatywnie na relacje biznesowe pomiędzy obydwoma państwami”. Jest to przekonanie tyleż szczytne, co nierealistyczne; pomijając kwestie prestiżowe czy być może także chęć zatajenia własnej niekompetencji, władze w Pekinie z pewnością zdają sobie sprawę, że owo „niezależne śledztwo” może stanowić preludium czy też podstawę prawną do wysuwania roszczeń odszkodowawczych – tak więc szanse, że Chiny wyrażą na nie zgodę, są żadne.

Rosnącą irytację – o ile nie jest to eufemizm – związaną z żądaniami przeprowadzenia śledztwa widać wyraźnie również w wypowiedziach innych chińskich urzędników. Najdobitniejszym tego przykładem jest być może wypowiedź ambasadora Chin w Wielkiej Brytanii Liu Xiaominga. Jego ekscelencja stwierdził w czwartek, że ci, którzy mówią o zorganizowaniu takiego przedsięwzięcia, zapominają, że „era dyplomacji kanonierkowej już się zakończyła. To nie jest ten czas, gdy Chiny były państwem półkolonialnym i na poły feudalnym. Żyjemy w trzeciej dekadzie XXI wieku, czego ci ludzie nie są w stanie zrozumieć. Cały czas wydaje im się, że żyją w starych dobrych czasach, gdy Chiny można było rozstawiać po kątach”.

Przykładem owych napięć jest także wzbudzający wiele kontrowersji unijny raport dotyczący dezinformacji związanej z pandemią. Początkowy raport miał stwierdzać między innymi, że Chiny starały się obarczyć winą za pandemię Stany Zjednoczone, a Państwo Środka „prowadziło globalną kampanię dezinformacji, będącą próbą zdjęcia odpowiedzialności za wybuch pandemii oraz poprawy swego wizerunku na scenie międzynarodowej”. Zdaniem „The New York Times” tuż przed opublikowaniem dokumentu Chiny miały wymusić jego zmianę, grożąc retorsjami ekonomicznymi. Wedle NYT ostatecznie opublikowano raport w ocenzurowanej formie, czyniąc zadość żądaniom Pekinu. Josep Borrell, wysoki przedstawiciel Unii do spraw zagranicznych i polityki bezpieczeństwa, zaprzeczył, jakoby raport miał ulec zmianie, przyznając jednocześnie, że rzeczony dokument wzbudził niezadowolenie chińskiej dyplomacji.

Nawiasem mówiąc, owa debata rozlewa się także na media społecznościowe, co mieliśmy okazję obserwować i w Polsce. Różnica polega na tym, że u nas w wymianę zdań zaangażowali się ich ekscelencje ambasadorzy Chin i Stanów Zjednoczonych; autochtoni byli jedynie biernymi obserwatorami tych dyskusji. Dodajmy, że zdaniem Georgette Mosbacher Polska „stała się szalką Petriego dla prób szerzenia dezinformacji przez Chiny i Rosję”.

 

ROPA

Miniony tydzień przyniósł wzrosty cen ropy naftowej. W piątek wieczorem amerykańska ropa WTI kosztowała blisko 20 dolarów za baryłkę, a brytyjski Brent ponad 25 dolarów. Optymizm powiększały informacje o kolejnych państwach, które decydują się na stopniowe odmrażanie gospodarki i łagodzenie kwarantanny. Dobremu nastrojowi wśród większości inwestorów towarzyszyły jednak niepokojące informacje płynące z ust ekspertów zajmujących się rynkiem ropy naftowej.

Według informacji podanych przez Goldman Sachs popyt na ropę będzie się odbudowywał w tak wolnym tempie, że nie będzie on w stanie uzdrowić światowych rynków i już za trzy do czterech tygodni możemy się spodziewać wyczerpania jakichkolwiek możliwości przechowywania ropy naftowej. Nieco mniej pesymistycznych kalkulacji dokonała firma Oilx, według której światowe zdolności przechowywania ropy skończą się w ciągu sześciu tygodni. U wybrzeży Kalifornii już teraz dryfuje ponad 20 statków wypełnionych ropą, a w Singapurze jest ich więcej niż 100.

Pojawiają się jednak informacje o krajach, w których komercyjna przestrzeń magazynowa już się całkowicie zapełniła. W poniedziałek Bloomberg poinformował, że Korea Południowa, która posiada czwartą największą zdolność magazynowania ropy na terenie Azji, zapełniła lub wyprzedała całą dostępną przestrzeń.

Sytuacja jest bardzo poważna na terenie USA, gdzie jedna z głównych firm zajmujących się przesyłem ropy i obsługą ropociągów poprosiła Texas Railroad Commission o możliwość wykorzystania posiadanych rurociągów jako przestrzeni magazynowej. Warto tu dodać, że w piątek administracja Białego Domu poinformowała, że nie jest rozważana nacjonalizacja przedsiębiorstw sektora wydobywczego.

Dodatkowo do i tak już przesyconych ropą Stanów Zjednoczonych płynie grupa saudyjskich supertankowców wypełnionych ropą naftową. Szacuje się, że w sumie w ich zbiornikach znajdują się 43 miliony baryłek. Tankowce mają dopłynąć do portów położonych w Zatoce Meksykańskiej do 24 maja. Jeśli zostaną rozładowane, ropa, którą dostarczą, całkowicie zniweluje cięcia w wydobyciu, jakie zostały wykonane przez amerykańskie firmy od poziomów z marca tego roku.

Warto dodać, że ujawniono niedawno szczegóły rozmowy pomiędzy Donaldem Trumpem a następcą tronu Arabii Saudyjskiej Mohammedem bin Salmanem, która, przypomnijmy, miała miejsce 2 kwietnia. Trump miał wówczas stwierdzić (z nieukrywanym żalem w głosie, jak zgaduje autor „Weekly Brief”), że jeżeli OPEC nie zgodzi się na obniżenie wydobycia, to on, Donald Trump, będzie bezsilny wobec nacisków Kongresu, które miałyby doprowadzić do wycofania żołnierzy USA z terytorium Arabii Saudyjskiej. Według agencji Reutersa, która  poinformowała o szczegółach rozmowy, po usłyszeniu tych słów bin Salman miał poprosić swych doradców o opuszczenie pokoju, i kontynuował dyskusję z Trumpem sam.

 

US NAVY

W środę marynarka wojenna USA poinformowała, że organizowane co dwa lata manewry Rim of the Pacific ostatecznie się odbędą, chociaż w znacznie okrojonej formie. O ile zazwyczaj trwały one niemal dwa miesiące, to teraz czas ich trwania zostanie skrócony do dwóch zaledwie tygodni pomiędzy 17 a 31 sierpnia. Ponadto będą się one odbywały wyłącznie na morzu.

W czwartek natomiast wyłoniono zwycięzcę przetargu na nowe fregaty US Navy (program FFG-X). Wyceniany na 795 milionów dolarów przetarg wygrało włoskie przedsiębiorstwo stoczniowe Fincantieri. Dodajmy, że przetarg zakłada wybudowanie jednej jednostki, wraz z opcją na dziewięć kolejnych (wówczas wartość kontraktu wynieść ma 5,58 miliardów dolarów). Jest to pierwszy kontrakt na budowę nowej klasy okrętu dla US Navy od ponad 10 lat.

W ubiegłym tygodniu wszedł natomiast „oficjalnie” do służby pierwszy z trzech okrętów klasy Zumwalt (DDG-1000). O ile okręt ten został oddany do użytku w maju 2016 roku, to jego systemy uzbrojenia zostały oddane do użytku właśnie w ubiegły piątek. Zumwalta czekają jeszcze testy morskie. Do służby trafił również nowy niszczyciel klasy Arleigh Burke, USS Delbert Black.

W mijającym tygodniu bliźniacze dla USS Delbert Black jednostki klasy Arleigh Burke przeprowadziły operację FONOPS na Morzu Południowochińskim. W środę USS Bunker Hill przepłynął w pobliżu archipelagu Spratly; we wtorek natomiast USS Barry wykonał podobną operację niedaleko Wysp Paracelskich. Chińskie ministerstwo obrony narodowej oznajmiło, że pozostaje w stanie wysokiej gotowości i uważnie śledzi ruchy amerykańskich jednostek.

Chiński MON odniósł się w czwartek do niedawnych informacji zawartych w raporcie Pentagonu, które sugerowały możliwe przeprowadzenie przez Chiny prób nuklearnych. Co łatwe do przewidzenia, Chiny zdecydowanie zaprzeczyły zawartym w dokumencie tezom, stwierdzając, że są one „nonsensowne i sfabrykowane”.

Nawiasem mówiąc, nie tylko USN oddaje do użytku nowe jednostki; w środę na służbę Marynarki Wojennej Chińskiej Armii Ludowo-Wyzwoleńczej weszły dwa nowe okręty podwodne o napędzie jądrowym typu 094A, zdolne do przenoszenia rakiet jądrowych o zasięgu międzykontynentalnym JL-2.

 

EDI

W poniedziałkowym memorandum sekretarz obrony USA Mark Esper poinformował o skasowaniu 19 w sumie inwestycji w ramach European Deterrence Initiative; wartość anulowanych programów wyceniana jest na 274 miliony dolarów. Zaoszczędzone w ten sposób fundusze przekazane zostaną na budowę muru na granicy USA z Meksykiem.

 

KOSMOS

27 maja będzie miał miejsce start załogowej misji Dragon Demo-2. Celem podróży będzie Międzynarodowa Stacja Kosmiczna; statek kosmiczny zostanie wyniesiony na orbitę przez rakietę Falcon-9. Zarówno statek, jak i rakieta zostały stworzone przez SpaceX. Więcej o znaczeniu geopolitycznym eksploracji kosmosu będą Państwo mogli przeczytać już wkrótce na łamach Strategy&Future.

 

KIM (NAJPRAWDOPODOBNIEJ MA SIĘ NIEŹLE)

Po trzech bez mała tygodniach spekulacji z ukrycia wyłonił się szanowny przywódca, Kim Dzong Un. Północnokoreańska agencja prasowa KCNA opublikowała zdjęcia Kima przecinającego wstęgę w nowo otwartej fabryce nawozów; dodajmy, że Kim został sfotografowany na tle banneru z widoczną datą „Pierwszy maja 2020”. Fakt ów nie zakończył jednak spekulacji na temat stanu zdrowia Kim Dzong Una; jak argumentują niektórzy, dopiero upublicznienie nagrań wideo miałoby uciąć spekulacje. Zapytany o zdjęcia Donald Trump stwierdził, że nie będzie ich na razie komentował.

 

Autor

Krzysztof Uchnast

Stażysta w Strategy&Future. Student Międzydziedzinowych Indywidualnych Studiów Humanistycznych i Społecznych na Uniwersytecie Warszawskim, w ramach których realizuje dyscypliny stosunków międzynarodowych, studiów wschodnich oraz amerykanistyki.
Instruktor Związku Harcerstwa Rzeczypospolitej. Lubi stary jazz i skoki spadochronowe.

 

Krzysztof Uchnast Weekly Brief

Zobacz również

Kierunek kosmos. Rzecz o astropolityce. Część 1
Widziane z zachodniego Limitrofu. Sprawy wojskowe na Wschodzie. Przegląd za okres 20-26.04...
Kroniki COVID. Część 8

Komentarze (0)

Trwa ładowanie...