Odstraszanie bazowania lądowego

Obrazek posta

(wikipedia.org)

 

W kontekście zdolności uderzeniowych ziemia-ziemia, opartych na systemach mobilnych, bardzo ważnym aspektem jest także okres poprzedzający otwarty konflikt zbrojny, gdyż systemy mobilne ziemia-ziemia o zasięgu 300 kilometrów i większym (a takie są planowane do pozyskania przez siły zbrojne Rzeczpospolitej w ramach programu Homar) są tak ważnym celem dla przeciwnika, że prowadzony jest wobec nich intensywny wywiad i rozpoznanie, co łączy się z poprzedzającą otwarte starcie walką w nowoczesnej bitwie zwiadowczej (łączność, dowodzenie, świadomość sytuacyjna, sfera elektromagnetyczna i cyberprzestrzeń). Czyli walkę o to kto kogo widzi pierwszy, z jakiej odległości, w jakim czasie i kto jest w stanie blokować lub zakłócać widzenie i co za tym idzie namierzanie i oddziaływanie bojowe.

Systemy staną się także arcyważnym elementem uderzeniowym dla polskich sił zbrojnych, gdyż za ich pomocą można razić przeciwnika głęboko w teatrze operacyjnym. Nie bez znaczenia jest rodzaj pocisków oraz cała architektura związana z ich naprowadzaniem, tzn. zasięg, systemy rozpoznawania celów i naprowadzania na cel oraz systemy kontroli po-uderzeniowej (gdzie pocisk trafił i czy cel jest zniszczony). Ma to niebagatelne znaczenie, gdyż pozwala nie marnować pocisków na ten sam cel. Równie ważny jest rodzaj głowicy (miękkie, twarde cele, cele umocnione, cele punktowe, cele powierzchniowe, cena pocisku). Innymi słowy: sprawa pozyskania zdolności to coś więcej niż jedynie zakup tzw. efektora czyli samej wyrzutni.

 

WYMIAR STRATEGICZNY

Traktat INF (Treaty on Intermediate-range Nuclear Forces) wypowiedziany niedawne przez Stany Zjednoczone nie zezwalał USA i Rosji na posiadanie rakiet ziemia-ziemia o zasięgu powyżej 500 kilometrów. Podyktowane to było faktem, że systemy takie, w szczególności mobilne, są bardzo groźną bronią, której właściwie nie można w całości wyeliminować prewencyjnie, a ich uderzenia w czułe punkty przeciwnika mogą zmienić istotnie przebieg konfrontacji w bardzo krótkim czasie, szczególnie w wypadku zastosowania głowic nuklearnych lub chemicznych.

Jeśli chodzi o konkretną polską geografię wojskową i polski teatr wojny, to wymiar strategiczny naszych przyszłych systemów ziemia-ziemia (opartych na programie Homar czy innych podobnych możliwych do zrealizowania w przyszłości, o zasięgu powyżej 300 kilometrów, a nawet do 500) będzie miał ograniczony charakter. Jako że przeciwnikiem sił zbrojnych RP mogą być w najbliższej przyszłości siły zbrojne Federacji Rosyjskiej oraz państw z nią sojuszniczo związanych (Białoruś), to należy się zatem liczyć z wykorzystaniem do działań przeciw RP terytorium Rosji (w tym obwodu królewieckiego), Białorusi i być może Ukrainy, w wypadku podporządkowania sobie tego kraju przez Rosję.

 

Geografia Europy Środkowej i Wschodniej przesądza, iż przyszłe polskie systemy ziemia-ziemia nie będą w stanie razić celów w Rosji właściwej z wyjątkiem obwodu królewieckiego oraz części celów w Zatoce Fińskiej. A zatem poza zasięgiem uderzeniowym pozostaną wszystkie najważniejsze ośrodki polityczne i wojskowe kierujące działaniami zbrojnymi FR wobec Polski, w tym wszystkie ośrodki dowodzenia oraz łączności szczebla centralnego znajdujące się poza teatrem operacyjnym konfliktu. Wyjątkiem tutaj są systemy obserwacji radarowej dalekiego i bardzo dalekiego zasięgu zlokalizowane w obwodzie królewieckim.

 

Każde uderzenie w nie musi być poprzedzone stosowną refleksją, gdyż może doprowadzić do eskalacji z udziałem innych państw w wypadku uznania przez Rosjan, iż jest to atak sojuszniczy na rosyjskie systemy monitorujące działania państw NATO, w tym USA. Takie uderzenie ma w sobie jednak potencjał oddziaływania strategicznego. Niemniej jednak, poza tym szczególnym wyjątkiem, w strategicznej grze psychologicznej (do tego bowiem sprowadza się cała kwestia odstraszania od wojny przeciw Polsce), prowadzonej w okresie poprzedzającym gorący konflikt, polskie systemy nie odegrają roli oręża odstraszania strategicznego, bo nie będą za takie uważane przez Rosjan. Tu przejawia się asymetria geografii polskiego teatru wojny, cechy szczególne pomostu bałtycko-czarnomorskiego oraz waga znaczenia obszarów buforowych znajdujących się między Polską a Rosją.

Za to z pewnością większe wrażenie system będzie wywierał na naszych sojusznikach, w tym na USA, ze względu na możliwość eskalacji konfrontacji (na przykład na kierunku obwodu królewieckiego) co może skutkować „wymuszeniem” zaangażowania w konflikt USA na warunkach i w momencie niewygodnym dla Waszyngtonu.

 

W kontekście jakiegokolwiek oddziaływania zarówno strategicznego, jak i operacyjnego, oczywista jest konieczność sprawowania przez Rzeczpospolitą pełnej i autonomicznej kontroli nad systemami (rozpoznania, namierzenia celów, naprowadzania, kontroli pouderzeniowej), tak aby systemy te służyły interesom bezpieczeństwa RP w każdym momencie poprzedzającym konflikt i podczas samego konfliktu. Oczywiście, wymiar strategiczny systemu ziemia-ziemia mógłby być diametralnie wzmocniony, gdyby Polska posiadała zdolności nuklearne, ale one i tak zawsze stwarzają „strategiczny” wymiar konfrontacji.

 

WYMIAR OPERACYJNY

W przeciwieństwie do ograniczonego wpływu na wymiar strategiczny pozyskanie przez Polskę mobilnych systemów uderzeniowych ziemia-ziemia miałoby fundamentalne znaczenie operacyjne w razie konfliktu zbrojnego z Rosją i Białorusią korzystającymi z terytorium Białorusi i obwodu królewieckiego. Warunkiem jest tu oczywiście stosowne nasycenie tymi systemami wojsk lądowych, właściwe szkolenie jednostek wyposażonych w te systemy, odpowiednia koncepcja ich użycia oraz stworzenie niezbędnej otaczającej architektury zapewniającej niezakłócone wykorzystanie cech systemu.

Pozyskanie zdolności uderzeniowych o zasięgu 300 kilometrów stwarza niebagatelną możliwości oddziaływania na przeciwnika na całym zapleczu jego działań bojowych oraz w całym teatrze operacyjnym, w tym także oddziaływania bojowego na jednostki drugiego i trzeciego rzutu, bazy logistyczne, lotniska, magazyny sprzętu, systemy walki radioelektronicznej, instalacje wojskowe wspomagające działania operacyjne, przeprawy, centra logistyczne itp.

 

Przy stosownym nasyceniu siłą ognia oraz sprawnym i nieprzerwanym funkcjonowaniu systemu namierzania i naprowadzania można osiągnąć tzw. poszerzenie pola bitwy aż o 300 kilometrów w głąb terytorium przeciwnika i w ten sposób znacznie skomplikować mu planowanie, działania bojowe, a może nawet pozbawić go inicjatywy operacyjnej, zwłaszcza w zakresie lotnictwa, jeśli bazy lotnicze znalazłyby się w zasięgu systemu. Może to w jakiś sposób przypominać uproszczoną (stopień nasycenia i liczebność współczesnych sił zbrojnych są także znacznie mniejsze niż w latach 70. i 80. XX wieku) wersję amerykańskiej koncepcji bitwy powietrzno-lądowej.

 

Powodem pracy nad tą koncepcją była potrzeba uniemożliwienia Związkowi Sowieckiemu uzyskania przewagi operacyjnej, będącej wynikiem przewagi liczebnej, poprzez uruchomienie kolejnych fal jednostek naciskających na front (jednostek drugiego i trzeciego rzutu). Wymagało to jednoczesnego uderzenia na jednostki pierwszo- i drugorzutowe daleko w głąb ugrupowania przeciwnika. Do tego potrzebna była ścisła współpraca operacyjna i taktyczna pomiędzy siłami powietrznymi oraz armią (wojskami lądowymi). Była to połączona doktryna sił zbrojnych na europejski teatr wojenny, stosowana w szkoleniu i ćwiczeniach operacyjno-taktycznych. Warto pamiętać, iż w połowie lat 70. Sowieci, będący u szczytu swojej potęgi geopolitycznej, uzyskiwali coraz większą przewagę konwencjonalną. Siły zbrojne USA borykały się wciąż z traumą wietnamską, a po profesjonalizacji służby wojskowej doskwierały im problemy z obsadzaniem etatów oraz wypełnianiem zadań (hollow army).

W związku z tym wypracowana jako remedium koncepcja wojny powietrzno-lądowej zakładała „rozszerzenie pola bitwy” (extended battlefield) na odległość 150 kilometrów w głąb ugrupowań przeciwnika poprzez rozbudowę systemów rozpoznawczych (widzenie daleko w głąb) i systemów uderzeniowych (uderzanie daleko w głąb). Niszczenie przeciwnika na takiej głębokości przekładało się na zwłokę w jego działaniu, co przywracało inicjatywę operacyjną siłom NATO. To była istota wojny powietrzno-lądowej. Koncepcja ta była również podstawą operacyjną do pozyskania nowych zdolności uderzeniowych i technologii wojskowych: pocisków i bomb precyzyjnych, śmigłowców uderzeniowych, systemów rozpoznawczych, które do dnia dzisiejszego są wykorzystywane w siłach zbrojnych USA i stanowią symbol ich nowoczesności. Koncepcja wojny powietrzno-lądowej została z wyśmienitym efektem sprawdzona w warunkach pola walki podczas wojny o Kuwejt w 1991 roku.

W przypadku polskiego teatru wojny kluczowe byłoby pozyskanie takich zdolności w ramach aktywnej obrony anty-dostępowej, wpiętych w nowoczesny i co warte podkreślenia – własny system świadomości sytuacyjnej – w ramach nowej koncepcji operacyjnej – na białoruskim kierunku operacyjnym aż do linii Dniepru i Dźwiny po bramę smoleńską wraz z oddziaływaniem na wszystkie węzły komunikacyjne, mosty, bazy i miejsca ześrodkowań przeciwnika.

 

Uzyskanie takich zdolności poprawiałoby znacząco szansę powstrzymania uderzenia w kierunku na Warszawę przez uderzenia na głębokość teatru działań, gdzie szybki manewr zagraża centrum politycznemu państwa w Warszawie. Skomplikowałoby to też Rosjanom planowanie operacji przerzutu i przemarszu przez Białoruś. We współdziałaniu z Ukrainą znaczącą można wzmocnić aktywną obroną na przedpolu szansę na sukces w wojnie z Rosją w razie blokady rokadowych przepraw przez Prypeć, co zmieniałoby geometrię frontu, choć wymagałoby sojuszu polsko-ukraińskiego, ale miałoby potencjał zmienić nawet stosunek inicjatywy strategicznej w wojnie z Rosją.

 

W celu właściwego wykorzystania systemów mobilnych w polskich siłach zbrojnych musi zostać przyjęta stosowna koncepcja ich użycia, która będzie stale ćwiczona. Zależeć będzie przede wszystkim od: 1) rodzaju pocisków ziemia-ziemia (precyzyjne i drogie pociski manewrujące przeznaczone do rażenia ważnych celów punktowych czy też tańsze pociski przeznaczone do celów mniej wartościowych, a więc także rejonów koncentracji wojsk; odrębną kwestią jest zdefiniowanie zdolności rażenia celów umocnionych, co ma istotne znaczenie przy ich selekcji, oraz zdolności do rażenia celów będących w ruchu); 2) zdolności do zapewnienia całemu systemowi stałej świadomości sytuacyjnej, a więc stosownego i niezakłóconego rozpoznania, namierzania i naprowadzania na cel oraz zdolności do zapewnienia pouderzeniowej oceny wyrządzonej szkody. I to wszystko na odległość 300 kilometrów i więcej.

Będzie to stanowić nie lada wyzwanie dla sił zbrojnych RP w obliczu starcia z symetrycznym przeciwnikiem, jakimi są siły zbrojne Federacji Rosyjskiej. Bez stworzenia architektury spinającej zdolności systemu nie będzie można mówić o należytej koncepcji operacyjnej i pozyskaniu zdolności, które daje teoretycznie sam system bojowy. Warto podkreślić, iż w domenie wirtualnej spinającej system (autonomiczny i zależny tylko od Polski system obserwacji na odległość 300 kilometrów oparty na systemach w kosmosie, platformach bezzałogowych, AWACS, radary poza linię horyzontu, systemy dowodzenia, łączności i szerokopasmowego przekazywania danych w czasie rzeczywistym, w tym korekt danych do systemu) będzie się toczyła stale nowoczesna bitwa zwiadowcza i to już przed pierwszym starciem, w tym z użyciem narzędzi cybernetycznych, po to by „przejąć kontrolę” nad systemem spinającym nasze systemy uderzeniowe, czyniącym stronę polską potencjalnie ślepą, lub by ten system „zwinąć”.

Bitwa ta będzie się toczyła długo przed rozpoczęciem konfliktu ze względu na wartość bojową, jaką przedstawia mobilny system ziemia-ziemia, który trudno jest wykryć i zniszczyć prewencyjnie za pomocą tradycyjnych metod wojskowych. Będzie się toczyła także dlatego, że systemy przesyłania ogromnej porcji danych na tak duże odległości niezbędne do spinania architektury muszą być wciąż na nowo re-mapowane i to zarówno przez Polskę, jak i przez przeciwnika, który będzie próbował to nieustannie czynić, by w momencie poprzedzającym konflikt znaleźć słabe punkty i wyłączyć architekturę. Polska musi poczynić ogromne nakłady finansowe i organizacyjne, aby zabezpieczyć się przed przegraniem bitwy zwiadowczej.

 

Wartym podkreślenia aspektem posiadania mobilnych systemów ziemia-ziemia o takim zasięgu jest fakt, iż przeciwnik będzie traktował priorytetowo konieczność ich neutralizacji. Jak już zostało wspomniane, pod warunkiem niedopuszczenia do zrolowania polskiej architektury spinającej działanie systemu Rosjanie będą uderzali na wykryte zestawy mobilne i będzie to jeden z pierwszych ich celów.

 

Jest to bardzo trudne zadanie, o czym przekonali się Amerykanie w czasie wojny z Irakiem, kiedy w pustynnym przecież Iraku nie byli w zasadzie w stanie zneutralizować irackich zupełnie nienowoczesnych scudów. W lesistej i pełnej potencjalnych kryjówek, w tym miast i wsi, wschodniej i północno-wschodniej Polsce polowanie na takie zestawy będzie jeszcze trudniejsze. Nie da się w zasadzie zwalczać ich za pomocą rakiet manewrujących dalekiego zasięgu oraz broni precyzyjnych klasy stand-off, gdyż mobilność zestawu powoduje, że cel musi być namierzany na bieżąco i eliminowany przez samoloty atakujące go bezpośrednio. Powoduje to konieczność ryzykownego angażowania lotnictwa uderzającego bezpośrednio na zestaw, co przy umiejętnym przygotowaniu systemów obrony powietrznej ułatwi zastawianie pułapek na lotnictwo rosyjskie, które i tak nie dysponuje arsenałem broni precyzyjnych czy techniką zwalczania celów naziemnych podobną do tej, jaką posiadają Amerykanie.

To wszystko spowoduje zaangażowanie lotnictwa rosyjskiego na dużą skalę i narazi je na straty oraz, co równie ważne, odciągnie od wykonywania innych zadań bojowych. Na dodatek doświadczenie z ostatnich konfliktów pokazuje, iż Rosjanie nie będą mogli liczyć na nic więcej poza „supresją” (w przeciwieństwie do zniszczenia) polskiego systemu ziemia-ziemia. Ale i polskie zestawy, będące w ciągłym ruchu, bo uciekające przed zniszczeniem, nie korzystałyby ze stosownego „wpięcia” w system i nie raziłyby celów z wystarczającą skutecznością. Istnienie zdolności rażenia na 300 kilometrów i więcej, w szczególności jeśli szłaby za tym odpowiednia intensywność, znacząco wpłynęłoby na planowanie kroków przez przeciwnika, który być może nie rozpocząłby lądowych operacji zaczepnych bez zneutralizowania systemów ziemia-ziemia.

To dałoby Polsce czas na dodatkowe przygotowania oraz zabiegi o pomoc sojuszniczą. W związku z tym wszystkim kluczowe jest rozeznanie, czy w ramach przyszłych systemów ziemia-ziemia Polsce bardziej potrzebne są precyzyjne punktowe zdolności rażenia celów pojedynczych o dużej wartości, czy raczej zdolność do rażenia intensywnego.

Zatem w kontekście budowy polskiego potencjału odstraszania wymiar strategiczny pozyskania systemów uderzeniowych ziemia-ziemia odpowiadających programowi Homar (i podobnym) jest mocno ograniczony i może mieć znaczenie jedynie w zakresie oddziaływania na określone rodzaje instalacji w obwodzie królewieckim i oddziaływania tym samym na percepcję możliwości eskalacji konfliktu u sojuszników, co może (ale nie musi) wspomóc Polskę politycznie. Nie będzie natomiast najprawdopodobniej oddziaływał na kierownictwo rosyjskie w zakresie odstraszania strategicznego w wymiarze psychologicznym, który jest esencją skutecznej „gry na odstraszanie”. Będzie miał za to duże znaczenie w wypadku planowania przez Rosję konkretnych operacji bojowych przeciw Polsce.

Natomiast wymiar operacyjny będzie miał kolosalne znaczenie, także jeśli chodzi o koncepcję użycia w celu sprowokowania przeciwnika do prowadzenia trudnej i kosztownej operacji mającej na celu zduszenie czy zniszczenie systemu za cenę sporych strat. Skuteczność całego systemu natomiast zależy od zapewnienia odpowiedniej architektury spinającej system i umożliwiającej jego działanie, a zarazem trwale odpornej na „zrolowanie” przez przeciwnika. Tu zachodzi konieczność zainwestowania w autonomiczne zdolności rozpoznania strategicznego (satelity, AWACS), operacyjnego i taktycznego (AWACS, gęsta sieć systemów bezzałogowych oraz zespołów sił specjalnych) wraz z namierzaniem i naprowadzaniem na cel oraz metodami łączności i przesyłu ogromnej porcji danych na dużą odległość, a – co za tym idzie – również we własne zdolności walki cybernetycznej. Ponadto drugim elementem, co do którego należy podjąć decyzję, jest kwestia rodzaju pocisków (zasięg, masa głowicy, jej zdolności bojowe, w tym zdolności penetracyjne, cena i intensywność oddziaływania ogniowego).

Warunki potencjalnej konfrontacji raczej wydają się skłaniać do rozwiązań przemawiających za możliwością intensywniejszego oddziaływania bojowego.

Przyszłość pokaże czy Rzeczpospolita poradzi sobie z pozyskaniem takich zdolności, jakże niezbędnych jej w dobie trwającej rewolucji w sprawach wojskowych, o której pisaliśmy w Strategy&Future.

 

Autor

Jacek Bartosiak

Założyciel i właściciel Strategy&Future, autor książek „Pacyfik i Eurazja. O wojnie”, wydanej w 2016 roku, traktującej o nadchodzącej rywalizacji wielkich mocarstw w Eurazji i o potencjalnej wojnie na zachodnim Pacyfiku, „Rzeczpospolita między lądem a morzem. O wojnie i pokoju”, wydanej w 2018 roku, i „Przeszłość jest prologiem" z roku 2019.

 

Jacek Bartosiak S&F Hero

Zobacz również

„Zarys historii wojskowości w Polsce” – recenzja Jacka Bartosiaka (Podcast)
Rosjanie o rewizji doktryny Piłsudskiego – Giedroycia, czyli odnowiony polski imperializm
Weekly Brief 29.02 – 6.03.2020

Komentarze (0)

Trwa ładowanie...