"(...) Głowa mi pęka, a przecież nic się nie wydarzyło. Wi szczęśliwie wróciła z Edynburga pełna wrażeń z wycieczki do Szkocji. Syn obejrzał ze mną “Romea i Julię” Luhrmanna, wyraził zadowolenie, a może nawet odrobinę się wzruszył, bo to byli przecież ludzie niemal w jego wieku, więc śmierć stała się przez chwilę obecna w jego nastoletniej głowie, stała się możliwa i to przez zbieg okoliczności, przez pomyłkę. Córka mówi: “kocham cię, kocham”, a ja to biorę do wiersza, albo tego do wiersza nie biorę, bo przecież znów zacząłem pisać wiersze, czego efektem jest powstanie trzech nowych tekstów po niemal rocznej przerwie. Zdawać by się mogło, że wszystko się układa, że jest słonecznie, pogodnie, a burze przechodzą bokiem z odległym, wszak niegroźnym pomrukiem. Tymczasem nie czuję tego w ten sposób i od bladego świtu - kortyzol. A brzuch rośnie. (...)"